sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział XIV

Kasia

Mina lekarza poważnie mnie zaniepokoiła, jednak to jego słowa sprawiły, że poczułam się jak znokautowana.
-Była pani w trzecim miesiącu ciąży. Upadek spowodował poronienie. Przykro mi.
Nie wiem co mam myśleć. Ciężko siadam na krześle. Alkohol sprawia, że mam problem ze zrozumieniem tego co lekarz do mnie powiedział. Poronienie? Jak poronienie...? Ja byłam w ciąży? Do moich oczu cisnął się łzy. Obok mnie kuca zszokowany Wrona i próbuje mnie objąć. Odpycham go od siebie i syczę:
-Łapy przy sobie Wrona.
Spoglądam na lekarza i pytam słabym głosem.
-Jak...?
Czuje jak do oczu napływają mi łzy.
-Daj spokój...Nie zachowuj się jak głupia gówniara.-mówi Andrzej.
-Zamknij się! To ty się zachowałeś jak debil. Nie chce z tobą rozmawiać.-Krzyczę i spoglądam na lekarza.
-Upadek, wstrząs spowodował poronienie. -mówi lekarz.-Przejdzie ani krótki zabieg. Tra około 10 minut.
Kiwam w ciszy głową.
-Jejku....Kochana...Biedna moja.-mówi cicho Emilka.
Spoglądam na nią ze smutkiem i ruszam za lekarzem.
-Kaśka poczekaj.-mówi Andrzej, kładąc dłoń na moim barku. Spoglądam na niego krzywo, strzepuje z siebie rękę i idę dalej.
Zabieg nie należy do przyjemnych, ale czas mija szybko. Przez cały ten czas z trudem powstrzymuje się od łez. Po 13 minutach jestem wolna.  Udaje się do swojej salki i zamykam za sobą drzwi. Wybucham płaczem. Dlaczego to spotkało mnie? Targana demonami pakuje swoje rzeczy. Gdy jestem gotowa do wyjścia, żegnam się z lekarzem i zachodzę do Emilki. Dziewczyna siedzi oparta o poduszki i gdy mnie widzi o mało nie zrywa się z łóżka.
-Siedź.-mówię cicho.
-Wszystko dobrze?
Kiwam przecząco głową.
-Emi słuchaj...Obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz. 
-Obiecuje. A teraz powiesz o co chodzi?-Emilka pyta z niepokojem.
Wdycham ciężko i mówię z powagą.
-Wyjeżdżam do Warszawy. Nie chce aby ktokolwiek o tym wiedział. Zrozumiano?-Pytam z kamieniem na sercu.
-Jak to wyjeżdżasz?! Nie...żartujesz prawda?-Emilka unosi głos.
-Nie, nie żartuje. Będziemy do siebie dzwonić, obiecuje. Nie mogę tu zostać.
-To chyba nie przez to...poronienie, prawda?-pyta Emi.
Kręcę przecząco głową i chwytam ją za dłoń.
-Licze na to, że będziesz szczęśliwa...-Z trudem mówi moja przyjaciółka.
-A ja na to, że ty będziesz. Tylko proszę...Nie mów Andrzejowi.
Do sali wchodzi Wojtek. A ja milknę.
-Czego ma nie mówić Andrzejowi?-Chłopak pyta ciekawie.
-Nieważne.-mówię i spoglądam na parę.-Musicie sobie parę rzeczy wyjaśnić. Będę uciekać. Emi...Dzwon.-mówię ze ściśniętym gardłem i wychodzę z sali. Na parterze zamawiam taksówkę i ruszam do domu po resztę rzeczy, ponieważ do samolotu zostały mi dwie godziny.

Emilka

Widok Wojtka mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się ,że przyjdzie.A do tego ten wyjazd Kaśki...Niezłe bagno.
-Przepraszam...Nie powinienem był tak robić. Zachowałem się jak dupek.-mówi przepraszająco Włodi.
Uśmiecham się lekko.
-Ważne, że jesteś.-łapie jego dłoń.
Wojtek kreci głową i uśmiecha się z wdzięcznością.
-Ważne, że Bóg cie chyba lubi bo jeszcze tu siedzisz.
-Żadna cholera mnie nie trafi.-żartuje.
-Ta trafia. Nigdy bym sobie nie wybaczył gdyby...
-Ciii...-szepcze i całuje go delikatnie.-Zgoda?-pytam.
-Zgoda.-odpowiada uśmiechnięty Włodek i znowu całuje mnie delikatnie, po czym chwyta moją dłoń.

Andrzej

Nie wiem co myśleć. Mam zupełną pustkę w głowie. Byłbym ojcem...? Kręcę w niedowierzaniu głową.Ale ze mnie idiota. A teraz ona nie chce ze mną rozmawiać....W recepcji powiedzieli mi, że wyszła 20 minut temu. Musieliśmy się minąć. Wsiadam w auto i jadę pod jej dom. Pukam do drzwi. Nic. Pukam jeszcze raz, a w domu panuje kompletna cisza. Naciskam na klamkę. Zamknięte. Gdzie ona do cholery pojechała? Wyciągam telefon z kieszeni i wybieram jej numer. Po kilku sygnałach odbiera.
-Kasia...Ja cie przepraszam. Gdzie jesteś? Pogadajmy...-mówię zdenerwowany.
Po drugiej stronie słychać tylko mnóstwo głosów.
-Jestem na lotnisku. Wyjeżdżam. Nie mamy o czym rozmawiać.-Mówi cicho.
-Jak to na lotnisku? Gdzie wyjeżdżasz? Jak to?-Rzucam pytaniami.
-Cześć Andrzej...
-Nie poczekaj!-krzyczę, ale sygnał się urywa.
Wykonuje jeszcze kilka telefonów, ale nie odbiera żadnego z nich. Co robić? Wiem. Szybko wracam do auta i odpalam silnik. No skarbie...Na lotnisko. Klepie maskę rozdzielczą i ruszam z piskiem opon.

Kasia

Na odprawie podaje bilet oraz dowód. Wszystko przebiega bardzo sprawnie, ale moje serce pęka. Biorę walizkę oraz torbę podręczną i ruszam w stronę samolotu. Stewardesy są bardzo uprzejme. Miejsce w pierwszej klasie pewnie do tego obliguje. Do odlotu mam jeszcze kilkanaście minut. Teraz mogę wykonać ten jeden ważny telefon. Dobrze mieć takiego kuzyna jak Marcin. Biorę głęboki wdech i wybieram numer do Igły. Krzysiek odbiera telefon po dwóch sygnałach. Szybki jest.
-Kto ty? Nie znam twojego numeru.-mówi Igła.
-Cześć...Z tej strony Kasia Wierzbicka, kuzynka Marcina. Miał ci wyjaśnić o co chodzi.
-A to ty! No dobra...Załatwiłem ci to mieszkanie. Adres wyśle w esemesie, dobra?
-Jasne. Dzieki Igła. Jesteś w porządku.-mówię z wdzięcznością.
-Do usług. Jeśli potrzebujesz pomocy to dzwon.-mówi fachowo Igła i odkłada słuchawkę.
Włączam tryb samolotowy w telefonie i słyszę komunikat. Ruszamy. Spoglądam na lotnisko i jego okolice. Na parking wjeżdża srebrna Toyota Suv. Ciekawe...Taką samą ma...Andrzej. Moje serce rozpada się na milion kawałków. Biorę głęboki oddech i zakładam słuchawki.

Przepraszam za przerwę, ale mam mnóstwo nauki. Co będzie dalej? ;)