sobota, 4 lipca 2015

Rozdział XV

Dwa lata później, zima.

Kaśka


Przeciągam się, jednocześnie wydając z siebie ogromne ziewnięcie. Z uśmiechem spoglądam na śpiącego obok Maćka i odgarniam mu zabłąkany kosmyk z czoła. Kto by pomyślał, że dwa lata po zostawieniu starego życia, swojej największej miłości odnajdę spokój? Z pewnością część z niego daje mi mój narzeczony. Niesamowite, że poznałam go w autobusie. Do dziś nie zapomnę widoku faceta zainteresowanego ''Kwiatem pustyni''. Ale on od początku był niezwykle wrażliwy. Cicho zsuwam się z łóżka i udaję się do kuchni. Przez okno wpadają pojedyncze promienie słońca. Spoglądam na zegar wiszący nad stołem. 6:59. Wzdycham ciężko, wcześnie... Kręcąc głową nalewam wody do czajnika i włączam go pstryczkiem. Z lodówki wyjmuję pomidora,polędwicę, ogórka oraz margarynę. Z szafki obok chleb, deskę do krojenia i nóż.  Od razu zabieram się do robienia śniadania. Trzy kanapki dla śpiocha, dwie dla mnie. Trzeba dbać o linię. Z uśmiechem gotowe kanapki kładę na talerzu stojącym na tacy. Odwracam się, po czym ze zmywarki wyciągam nasze ulubione kubki. Maćka z napisem:''Obudź mnie, kiedy już będzie piątek'', oraz mój z nadrukiem w stylu Sherlocka. Czajnik daje o sobie znać, dlatego też zalewam świeżą kawę, po czym oba kubki ustawiam na tacy. Z gotowym arsenałem ruszam do sypialni, drzwi otwierając prawą nogą. Tacka ląduje na szafeczce nocnej. Pochylam się nad śpiącym chłopakiem i zaczynam go gilgotać kosmykiem włosów. Chłopak otwiera oczy z jękiem.
-Już piątek, wstawaj.-ze śmiechem podstawiam mu pod nos ciecz nazywaną przez koneserów nektarem bogów.
-Kawunia!- Maciek z uśmiechem zabiera mi z rąk kubek i daje całusa w policzek.Po chwili spogląda na kalendarz stojący na półce.- To co? Idziemy dzisiaj na mecz AZSu ze Skrą?
-Jasne, ale najpierw przyda się trochę pracy. I porządne śniadanie.-mówię wracając wspomnieniami do Andrzeja. Nie chcę go widzieć, ale Maciek nalegał twierdząc, że to mecz sezonu.
-Kibicuję Skrze.-ostrzegam.
-Nie ma sprawy, no a teraz jedz. A potem do pracy.-mówi z uśmiechem i chwyta kanapkę całując mnie uprzednio w nos.

Jedenaście godzin później

Andrzej


Z pełną uwagą poprawiam stabilizator na kostce, tak aby chronił ją przed kolejnym urazem. Z podłogi podnoszę niebiesko-czarne Asics'y w rozmiarze 49. Z automatu sznuruje je i podnoszę głowę słysząc swoje imię.
-Andrzej...Słuchaj masz może tejpy? Skończyły mi się, a bez nich...sam wiesz.-mówi Karol patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
-Jasne, już patrze. Mam je gdzieś w torbie.-odpowiadam i sięgam po torbę sportową.
Z uwagą przeglądam wszystkie kieszonki. Z zadowoleniem wyjmuję potrzebne plastry, a z torby na podłogę wypada coś srebrnego. Pochylam się i podnoszę nieśmiertelnik z wygrawerowaną sentencją:'' To mój znak miłości do Ciebie, póki go nosisz jej płomień nigdy nie zgaśnie. Twoja Kasia.'' Serce podskakuje mi do przełyku. Tego wisiorka nie widziałem od ponad dwóch lat, właściwie od momentu gdy Kaśka mi go podarowała.
-Ej...Stary wszystko okej? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył?-Karol marszczy brwi jeszcze bardziej, o ile to możliwe.
-Tak, po prostu...Masz tu swoje tejpy.-mówię i rzucam je w kierunku Kłosa, który je sprawnie łapie.
-Dzięki, oddam ci przy okazji.-Obiecuje mój przyjaciel.
-Po prostu kiedyś gdy mi czegoś zabraknie wspomożesz mnie.-mówię i wstaję z ławki.-Przepraszam, ale muszę skoczyć tam gdzie król piechotą chodzi.-mruczę pod nosem i idę do toalety.
Staję przed lustrem i wpatruję się w swoje odbicie. Pochylam się nad zlewem i obmywam twarz zimną wodą, aby się upewnić, że to nie sen. Gdy spoglądam na leżący naszyjnik wiem, że to prawda. Z uśmiechem zapinam go sobie na szyi i wracam do szatni gdzie czeka już na nas trener. Widząc jego zaciekawione spojrzenie wzruszam ramionami.
-Andrzej...Dostaniesz szansę i zagrasz w pierwszej szóstce. Liczę na to, że twój dobry humor idzie w parze z umiejętnościami.
-Dam z siebie wszystko.-kiwam głową w kierunku Falasci.
-Chłopaki...Nie możemy tego przegrać. A teraz do boju!-trener energicznie zachęca nas do walki a my mu wtórujemy.
Wraz z chłopakami wychodzę na rozświetloną halę pogrążony w pozytywnych wspomnieniach dających mi siłę do działania,

W tym samym czasie

Kasia


Artykuł udało mi się wysłać wyjątkowo szybko. Dodatkowo dopisałam pół rozdziału do pracy magisterskiej. Można to zaliczyć jako udany dzień. Z szafy wyjmuję żółtą koszulkę Skry, krzywię się lekko widząc na niej nazwisko Wrony. Niestety jestem na nią skazana, tak więc szybko przeciągam ją przez głowę. Włosy związuję w koński ogon a na nadgarstek zakładam bransoletkę od Maćka.
-Dobrowolski rusz zadek, bo się spóźnimy na mecz sezonu.-Podnoszę głos i idę do salonu.
-Pani Dobrowolska...-mruczy chłopak i całuje mnie w szyję.- Gotowy.-mówi wesoło i prezentuje koszulkę Politechniki.
-Zawodowo.-mówię z uśmiechem i łapię jego dłoń.- Kto kieruje?-pytam znając odpowiedź.
-Oczywiście,że ja.-chłopak przewraca oczami i otwiera przede mną drzwi.
Dwadzieścia minut później zajmujemy swoje miejsca. Spoglądam na wychodzących z szatni zawodników a moje serce podskakuje gdy dostrzegam JEGO. Andrzej szturcha łokciem Karola, szepcze mu coś do ucha i oboje wybuchają śmiechem. Robi mi się ciepło na sercu. Po krótkiej rozgrzewce na środek zaczęły wychodzić pierwsze szóstki. Skra postawiła na Nicolasa Uriarte, Mariusza Wlazłego, Karol Kłos, Facundo Conte, Ferdinand Tille, Nicolas Marechal oraz...Andrzej. Z zainteresowaniem dziecka patrzę jak zajmuje swoją pozycję na boisku. Natomiast Trener Bednaruk na Pawła Mikołajczyka, Krzysztofa Bieńkowskiego,Szymona Gregorowicza, Bartka Mordyla, Bartka Lemańskiego, Michała Filipa oraz Artura Szalpuka. Mecz zapowiada się ciekawie... Pierwszy set z łatwością wygrała Politechnika 25:16 a liderem stał się Szalupa. Po przerwie oba zespoły wróciły na boisko z ogromną motywacją, Skra chcąc uzyskać prowadzenie, a Politechnika nie dać się Mistrzom. Słowa Falasci, który dał swoim zawodnikom niezłego kopa nie poszły na marne a żółto-czarni wygrali cały set do 18.
-Mamy świetne miejsca.-mówię do Maćka z uśmiechem.- Z pierwszego rzędu wszystko widać jak na tacy.
-Zgadam się, warto było.-chłopak całuje moją dłoń w momencie gdy rozlega się gwizdek oznaczający koniec przerwy. 25:24 dla Politechniki.
Na serwy wszedł Mariusz posyłając piłkę z prędkością meteorytu w stronę libero z Warszawy. Ten z dużą dozą szczęścia ją obronił, a Szalupa przebił na drugą stronę. Tille odebrał ale piłka poleciała w stronę band. Wrona przebiegł długość boiska i przebił piłkę wpadając za bandę. Wracając na boisko nie zauważył, że zerwał mu się naszyjnik. Podniosłam go z podłogi biorąc go do rąk. Ta sentencja...Robi mi się słabo i nie mogę uwierzyć w to co właśnie sobie uświadomiłam. On dalej mnie kocha... Resztę meczu byłam nieprzytomna i tylko co chwilę zaciskałam dłoń na wisiorku. Skra wygrała 3:2 a MVP został Wrona za swoją spektakularną obronę i doskonałe bloki. Wraz z Maćkiem podchodzę do Karola rozdającego autografy. Gdy środkowy mnie zauważa od razu podchodzi z szerokim uśmiechem.
-Kaśka! Co ty tutaj robisz?-pyta.
-Przyszłam z moim narzeczonym na mecz. Gratuluję wygranej.-mówię z uśmiechem.
-Tak, gratulacje odwaliliście kawał dobrej roboty.-mówi Maciek kiwając głową.
-Widzę, że ci się układa...-Karol nie spuszcza wzroku z mojego towarzysza.
-Skarbie...-spoglądam na Dobrowolskiego.- Może poczekałbyś na mnie w ''Zielonym Rozmarynie''? Muszę coś jeszcze załatwić...-patrzę na niego z błaganiem w oczach.
-Jasne skarbie...-odpowiada chłopak marszcząc brwi.-Jeszcze raz gratuluję.-dodaje i uściska Kłosowi dłoń po czym odchodzi.
-Słuchaj Karol...Andrzejowi wypadło to na meczu czy możesz...mu to oddać?-pytam podając mu medalik.- I jeśli możesz, to przekaż mu, że nie musi go już trzymać.
-A czy nie możesz sama...-Chłopak milknie widząc moją minę.-Jasne, nie ma sprawy. Trzymaj się.
-Dzięki.-uśmiecham się do niego serdecznie i biegnę, aby dogonić Maćka.


Andrzej

Ze złością próbuję sobie przypomnieć w którym momencie straciłem nieśmiertelnik ale za nic nie mogę tego dokonać. Podnoszę głowę na idącego w moim kierunku Karola.
-Andrzej była tu Kaśka i kazała ci oddać ten naszyjnik. Powiedziała też, że wcale nie musisz go trzymać.-mówi szybko wiedząc, że mu zaraz przerwę.
-Kasia?! Tutaj...Gdzie ona jest?-pytam zrywając się z miejsca.
Kłos kręci głową.- Wyszła wraz ze swoim...chłopakiem. Słyszałem jak mówili, że idą do...''Zielonego Rozmarynu''.
-Dzięki stary.-klepię go po ramieniu i biorę swoje rzeczy biegnąc do wyjścia. Tym razem mi nie ucieknie, odzyskam ją. Odzyskam.
Biegnąc do autobusu potrącam kilku przechodni, którzy krzyczą za mną niecenzuralne słowa.Nie robię sobie z tego zbyt wiele i wsiadam do odjeżdżającego już autobusu. Znam tą restaurację, bywałem tam wiele razy gdy byłem jeszcze chłystkiem razem z Karolem i chłopakami. Z daleka rozpoznaję duży zielony afisz. Wraz ze mną na przystanku wysiada zgraja nastolatek, które bacznie mi się przyglądają. Posyłam im niepewny uśmiech i ruszam w kierunku lokalu. Trzymając dłoń na klamce biorę głęboki oddech zastanawiając się jak to wszystko rozwiązać. Stoję tak walcząc z własnymi myślami ładnych parę minut.
-Ej! Wchodzisz Pan?-szturcha mnie w ramię mężczyzna stojący pod ramię ze swoją żoną jak mogę wnioskować po obrączkach.
-Ja....Tak, zamyśliłem się. Przepraszam, wejdźcie przodem.-mówię i uchylam im drzwi a kobieta rzuca mi zaciekawione spojrzenia.
Biorę kolejny głęboki oddech i ruszam do środka zamykając za sobą drzwi. Będąc już w środku bacznie rozglądam się dookoła i dostrzegam tą której szukałem. Tą bez której nie mogłem zasnąć nocą. Tą która przede mną uciekła na drugi koniec kraju. Wygląda pięknie, rozkwitła. Blond włosy spływają jej gładko na ramiona a na piersi ma koszulkę Skry, koszulkę z moim nazwiskiem. Serce podskakuje mi do krtani. Przełykam ślinę i dopiero teraz zwracam uwagę na to, że siedzi sama. To moja okazja. Pokonując salę w kilku susach siadam naprzeciwko niej. 
Zaskoczenie. Niepewność. Ból. Miłość.
To i wiele innych emocji mogę wyczytać z samych jej oczu.
-Andrzej...-Mojej uwadze nie umyka to, że ciężko przełyka ślinę.- Jak ty mnie tu znalazłeś?
-To nie istotne.-kręcę głową a słowa wypowiadam głosem pełnym ulgi.-Odnalazłem Cię, naprawdę Cię odnalazłem! Nie masz pojęcia jak ja się...
-Andrzej...-Słowa te wypowiada niezwykle skrępowana.- Ja nie jestem tu sama, w łazience jest mój...
-Tak, wiem. Chłopak.-mówię z goryczą.
-Nie, nie chłopak. Narzeczony.-Na jej ustach pojawia się przelotny uśmiech.
Czuję jak moje ręce cierpną, jak całe ciało cierpnie.
-Narzeczony...?-Upuszczam kluczyki na blat.-Narzeczony...
-Musiałam sobie ułożyć życie, a Maciek...-Spoglądam w jej piękne oczy...pełne miłości, uczucia.
Nie mogę jej stracić, nie mogę. Zaciskam dłoń na blacie stołu. Drugą łapię jej dłoń pod stołem.


Kasia

-Andrzej nie chcę tego, nie chcę. Rozumiesz?-pytam piskliwym tonem i wyrywam swoją dłoń z jego ręki.
-Nie mogę cię stracić. Nie pozwolę na to...-Jego ton głosu staje się coraz cichszy, słabszy.
Słyszę za sobą ciężkie, znajome kroki i uśmiecham się na ten dźwięk odwracając głowę. Maciek z nieukrywanym zaciekawieniem patrzy na siedzącego obok nas Wronę.
-Kochanie, poznaj Andrzeja to mój przyjaciel...z Bełchatowa-Słowa te wypowiadam nie spuszczając wzroku z Andrzeja. W jego oczach widzę błysk bólu.-Andrzej to mój narzeczony, Maciek o którym ci tyle mówiłam.-Kolejne przeszywające spojrzenie wędruje w kierunku środkowego, nie chcę aby coś zepsuł.
-Miło mi poznać, oczywiście wiem kim jest nasz towarzysz ale nie miałam pojęcia, że się znacie.-Maciek z sympatią w głosie wyciąga dłoń w kierunku Andrzeja.
-Tak, znamy się dość dobrze.-W głosie Bełchatowianina słychać wyraźny sarkazm.-Mi również miło.-Andrzej szybko puszcza dłoń Maćka.
-Może się do nas przyłączysz?- Maciek pyta spoglądając to na mnie, to na Wronę.
-Chętnie.-mówi środkowy z przekąsem.
-Niestety...Andrzej musi wracać, bo jutro wcześnie wyjeżdża wraz z drużyną do Gdańska.-mówię szybko w tym samym czasie, zbyt szybko. Maciek wyczuwa, że coś jest nie tak.
-To może kiedyś nas odwiedzisz?-Pyta mój narzeczony.- Wyślemy ci zaroszenie na ślub, jesteś mile widziany.-Jego ton głosu dalej jest przyjazny.
-Na pewno skorzystam,, a teraz muszę już wracać do hotelu.-Andrzej wstaje i podaje mi złożoną karteczkę.-Mój numer, odezwij się.-mówi i odchodzi nie oglądając się za siebie.
A moje serce rozsypuje się na milion kawałeczków.


Moi kochani! Tym, którzy dalej tu zaglądają serdecznie dziękuję. Miałam sporo problemów i nie byłam w stanie pisać. Ale powróciłam, licząc na to, że na stałe. I z lepszą jakością. Takie przerwy zawsze wychodzą mi na dobre. Liczę na wasze opinie i...wiem, że powinniście też mnie ochrzanić.