niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział IX

Kasia

-Eriena!-Rzucam się w objęcia przyjaciółki, i ją mocno ściskam.-Co ty tutaj robisz?
-Jestem-Er szeroko się uśmiecha.-Dawno się nie widziałyśmy, i się stęskniłam.
-Ja za tobą też...
-Chodź ze mną do samochodu Marcina, bo mam coś dla ciebie.
-Co ty knujesz?-Pytam podejrzliwie 
-No chodź!
Obie idziemy na podjazd, Ania nurkuje w bagażniku z którego wyciąga dwa tymbarki.
-To co? Za stare dobre czasy?-pyta i podaje mi brzoskwiniowego tymbarka.
-No jasne!
-Może się przejdziemy?-Er pyta niepewnie.
-Kasiu!
Odwracam się, i widzę idącego w moją stronę Andrzeja.Podchodzi do mnie, a ja daje mu buziaka.
-Er, to jest Andrzej...Mój chłopak.-Uśmiecham się szeroko.
-Domyśliłam się.- Er mruga do mnie, i wyciąga rękę do Andrzeja.-Cześć, nazywam się Ania Winnicka.
Andrzej podaje przyjaciółce rękę, i z uśmiechem mówi:
-A ja Andrzej Wrona. Wiem kim jesteś, Kasia o tobie duużo mówiła.
-O tobie też.-Przyjaciółka porusza brwiami.-To co idziemy?-pyta i spogląda na mnie.
-Jaaasne...-odpowiadam.
Er przewraca oczami, i mówi:
-Andrzej może iść z nami.
-Co ty na to?-pytam środkowego.
-Możemy się przejść.
-No to miodzio.-mówię razem z Er, i wybuchamy śmiechem. Kiedyś się to nam zdarzało często.
Ruszamy wolnym krokiem w stronę lasu. Spowija nas cisza, której nie przerywamy rozmową. Postanawiam to przerwać.
-Aniu chciałaś mi coś powiedzieć, prawda?
-No tak...A właściwie wam. Co prawda jeszcze trochę czasu, ale może się zgodzicie. Jak nie to nie będę zła.
-O co chodzi?- Ja i Endriu pytamy jednocześnie.
-Ekhm...Bo widzicie... Jestem w ciąży, i tak się zastanawiałam... Zostaniecie chrzestnymi?
-O rany! Który miesiąc?-Pytam podekscytowana.
-Właściwie to już trochę czasu o tym wiem... To już 5 miesiąc.
-Chłopiec czy dziewczynka?-Pyta Wronka.
-Prawdopodobnie chłopczyk.-Odpowiada Er.-To co? Zgadzacie się?
Spoglądam na Andrzeja, i oboje się porozumiewamy w ciszy.
-No pewnie! Z przyjemnością.-odpowiada za mnie, i za siebie mój ''Romeo''.
-No to świetnie!-Eriena szczerzy zęby jak głupia.
Wchodzimy do sadu, którym kierujemy się do domu.
-Jak tam Adam?-Pytam Er.
-Nie wiem...-Eriena obejmuje się ramionami, tak jakby ją to zabolało.-Nie rozmawiałam z nim...
-Och...Przykro mi.-mówię ze współczuciem.
-Mi też.
Do domu wracamy idealnie na początek urodzin cioci. Wraz z Er i Endriu podchodzę do Włodiego i Emi aby ich sobie przedstawić.
-Emi, Włodi...To jest moja przyjaciółka z mazur, Ania.
-Witaj!- Włodi uśmiecha się szeroko, i mruga do przyjaciółki.
-Fajnie cie poznać!-Emi uśmiecha się szeroko.
-Mi też jest bardzo miło!
-Czym się zajmujesz?-Pyta Włodi.
-Jestem tancerką. No i grywam w teatrze....A wy czym się zajmujecie?-Pyta Er.
˛Nasza czwórka  spogląda na siebie, i równocześnie odpowiada:
-Gramy w siatkę.
-No to ładnie! Jak chcecie, to możemy potem pograć z Marcinem.
Wszyscy chętnie przystajemy na propozycje, i siadamy do stołu. Zjechało się multum gości. Wujek Grzegorz, brat cioci Iwony rozsadzając nas przy stole zrobił wszystko tak abym nie siedziała przy przyjaciołach. No cóż...Nie lubimy się. Gdybym to ja rozsadzała gości, on usiadłby obok swojej byłej żony...Która jest najzabawniejszą osobą w rodzinie, a on za to jej nienawidzi.Przy stole wylądowałam z jednej strony obok Wujka Grzegorza, a z drugiej obok śmierdziela. śmierdziel to syn Grzegorza. Dlaczego śmierdziel? Bo czuć od niego zgniłymi jajami...
-Widze, że ci się przytyło.-Wujo szepce mi do ucha.
-Ma wujek racje... Biorę z wuja przykład.
Twarz Grzegorza zrobiła się purpurowa.
-Ty smarkulo...
-Smarkiem to jest twój syn.
-Ty mała....
-Co? Jędzo? Kanalio?
-Paskudo...
-Widze , że wujo rozszerzył słownik o kolejne beznadziejne określenie.
-Twój ojciec by się wstydził twojego zachowania. Mieć taką złą córkę...Ale sam nie był lepszy. Pewnie zginął bo prowadzi pod wpływem.
-Zamknij się!-Z krtani wyrywa mi się krzyk.
-Kasiu! Nie można tak!- Mama próbuje mnie uspokoić.
-Ten stary troll nie będzie mnie obrażał! I nie będzie wspominał taty! A już szczytem wszystkiego jest to, że obraża tatę, który był najlepszym człowiekiem pod słońcem!
Ze łzami w oczach wstaje od stołu, i biegnę w stronę stajni. Na miejscu otwieram boks Persefony, wchodzę do środka i siadam na sianie. Zamykam oczy, i opieram głowę o bok leżącej obok mnie klaczy. Po jakimś czasie....może minucie, a może dwóch godzinach słyszę skrzypienie otwieranych drzwi. Andrzej... Ukochany siada obok mnie, całuje w czoło i obejmuje w taki sposób, że zapominam o zmartwieniach. No bo jak koło takiego idealnego faceta można mieć zmartwienia?


Krótki, ale zawsze jest. Koooooomentujcie ;)

5 komentarzy:

  1. Kooooooooomentuje :D
    świetny

    OdpowiedzUsuń
  2. wooooooooooow :D
    historia z życia wzięta ? xD
    ale nie kminie czemu ja i Adam mamy napiętą sytuacje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja zawsze mieszam xD Lubie mieszać, to mój sposób na życie <3

      Usuń
  3. Wooow! Extra (duze kawalki owocow :D ) Oklepałabym maskę temu wujkowi... -.- Świetny rozdział, czekam na kolejny. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń