Dwa lata później, zima.
Kaśka
Przeciągam się, jednocześnie wydając z siebie ogromne ziewnięcie. Z uśmiechem spoglądam na śpiącego obok Maćka i odgarniam mu zabłąkany kosmyk z czoła. Kto by pomyślał, że dwa lata po zostawieniu starego życia, swojej największej miłości odnajdę spokój? Z pewnością część z niego daje mi mój narzeczony. Niesamowite, że poznałam go w autobusie. Do dziś nie zapomnę widoku faceta zainteresowanego ''Kwiatem pustyni''. Ale on od początku był niezwykle wrażliwy. Cicho zsuwam się z łóżka i udaję się do kuchni. Przez okno wpadają pojedyncze promienie słońca. Spoglądam na zegar wiszący nad stołem. 6:59. Wzdycham ciężko, wcześnie... Kręcąc głową nalewam wody do czajnika i włączam go pstryczkiem. Z lodówki wyjmuję pomidora,polędwicę, ogórka oraz margarynę. Z szafki obok chleb, deskę do krojenia i nóż. Od razu zabieram się do robienia śniadania. Trzy kanapki dla śpiocha, dwie dla mnie. Trzeba dbać o linię. Z uśmiechem gotowe kanapki kładę na talerzu stojącym na tacy. Odwracam się, po czym ze zmywarki wyciągam nasze ulubione kubki. Maćka z napisem:''Obudź mnie, kiedy już będzie piątek'', oraz mój z nadrukiem w stylu Sherlocka. Czajnik daje o sobie znać, dlatego też zalewam świeżą kawę, po czym oba kubki ustawiam na tacy. Z gotowym arsenałem ruszam do sypialni, drzwi otwierając prawą nogą. Tacka ląduje na szafeczce nocnej. Pochylam się nad śpiącym chłopakiem i zaczynam go gilgotać kosmykiem włosów. Chłopak otwiera oczy z jękiem.
-Już piątek, wstawaj.-ze śmiechem podstawiam mu pod nos ciecz nazywaną przez koneserów nektarem bogów.
-Kawunia!- Maciek z uśmiechem zabiera mi z rąk kubek i daje całusa w policzek.Po chwili spogląda na kalendarz stojący na półce.- To co? Idziemy dzisiaj na mecz AZSu ze Skrą?
-Jasne, ale najpierw przyda się trochę pracy. I porządne śniadanie.-mówię wracając wspomnieniami do Andrzeja. Nie chcę go widzieć, ale Maciek nalegał twierdząc, że to mecz sezonu.
-Kibicuję Skrze.-ostrzegam.
-Nie ma sprawy, no a teraz jedz. A potem do pracy.-mówi z uśmiechem i chwyta kanapkę całując mnie uprzednio w nos.
Jedenaście godzin później
Andrzej
Z pełną uwagą poprawiam stabilizator na kostce, tak aby chronił ją przed kolejnym urazem. Z podłogi podnoszę niebiesko-czarne Asics'y w rozmiarze 49. Z automatu sznuruje je i podnoszę głowę słysząc swoje imię.
-Andrzej...Słuchaj masz może tejpy? Skończyły mi się, a bez nich...sam wiesz.-mówi Karol patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
-Jasne, już patrze. Mam je gdzieś w torbie.-odpowiadam i sięgam po torbę sportową.
Z uwagą przeglądam wszystkie kieszonki. Z zadowoleniem wyjmuję potrzebne plastry, a z torby na podłogę wypada coś srebrnego. Pochylam się i podnoszę nieśmiertelnik z wygrawerowaną sentencją:'' To mój znak miłości do Ciebie, póki go nosisz jej płomień nigdy nie zgaśnie. Twoja Kasia.'' Serce podskakuje mi do przełyku. Tego wisiorka nie widziałem od ponad dwóch lat, właściwie od momentu gdy Kaśka mi go podarowała.
-Ej...Stary wszystko okej? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył?-Karol marszczy brwi jeszcze bardziej, o ile to możliwe.
-Tak, po prostu...Masz tu swoje tejpy.-mówię i rzucam je w kierunku Kłosa, który je sprawnie łapie.
-Dzięki, oddam ci przy okazji.-Obiecuje mój przyjaciel.
-Po prostu kiedyś gdy mi czegoś zabraknie wspomożesz mnie.-mówię i wstaję z ławki.-Przepraszam, ale muszę skoczyć tam gdzie król piechotą chodzi.-mruczę pod nosem i idę do toalety.
Staję przed lustrem i wpatruję się w swoje odbicie. Pochylam się nad zlewem i obmywam twarz zimną wodą, aby się upewnić, że to nie sen. Gdy spoglądam na leżący naszyjnik wiem, że to prawda. Z uśmiechem zapinam go sobie na szyi i wracam do szatni gdzie czeka już na nas trener. Widząc jego zaciekawione spojrzenie wzruszam ramionami.
-Andrzej...Dostaniesz szansę i zagrasz w pierwszej szóstce. Liczę na to, że twój dobry humor idzie w parze z umiejętnościami.
-Dam z siebie wszystko.-kiwam głową w kierunku Falasci.
-Chłopaki...Nie możemy tego przegrać. A teraz do boju!-trener energicznie zachęca nas do walki a my mu wtórujemy.
Wraz z chłopakami wychodzę na rozświetloną halę pogrążony w pozytywnych wspomnieniach dających mi siłę do działania,
W tym samym czasie
Kasia
Artykuł udało mi się wysłać wyjątkowo szybko. Dodatkowo dopisałam pół rozdziału do pracy magisterskiej. Można to zaliczyć jako udany dzień. Z szafy wyjmuję żółtą koszulkę Skry, krzywię się lekko widząc na niej nazwisko Wrony. Niestety jestem na nią skazana, tak więc szybko przeciągam ją przez głowę. Włosy związuję w koński ogon a na nadgarstek zakładam bransoletkę od Maćka.
-Dobrowolski rusz zadek, bo się spóźnimy na mecz sezonu.-Podnoszę głos i idę do salonu.
-Pani Dobrowolska...-mruczy chłopak i całuje mnie w szyję.- Gotowy.-mówi wesoło i prezentuje koszulkę Politechniki.
-Zawodowo.-mówię z uśmiechem i łapię jego dłoń.- Kto kieruje?-pytam znając odpowiedź.
-Oczywiście,że ja.-chłopak przewraca oczami i otwiera przede mną drzwi.
Dwadzieścia minut później zajmujemy swoje miejsca. Spoglądam na wychodzących z szatni zawodników a moje serce podskakuje gdy dostrzegam JEGO. Andrzej szturcha łokciem Karola, szepcze mu coś do ucha i oboje wybuchają śmiechem. Robi mi się ciepło na sercu. Po krótkiej rozgrzewce na środek zaczęły wychodzić pierwsze szóstki. Skra postawiła na Nicolasa Uriarte, Mariusza Wlazłego, Karol Kłos, Facundo Conte, Ferdinand Tille, Nicolas Marechal oraz...Andrzej. Z zainteresowaniem dziecka patrzę jak zajmuje swoją pozycję na boisku. Natomiast Trener Bednaruk na Pawła Mikołajczyka, Krzysztofa Bieńkowskiego,Szymona Gregorowicza, Bartka Mordyla, Bartka Lemańskiego, Michała Filipa oraz Artura Szalpuka. Mecz zapowiada się ciekawie... Pierwszy set z łatwością wygrała Politechnika 25:16 a liderem stał się Szalupa. Po przerwie oba zespoły wróciły na boisko z ogromną motywacją, Skra chcąc uzyskać prowadzenie, a Politechnika nie dać się Mistrzom. Słowa Falasci, który dał swoim zawodnikom niezłego kopa nie poszły na marne a żółto-czarni wygrali cały set do 18.
-Mamy świetne miejsca.-mówię do Maćka z uśmiechem.- Z pierwszego rzędu wszystko widać jak na tacy.
-Zgadam się, warto było.-chłopak całuje moją dłoń w momencie gdy rozlega się gwizdek oznaczający koniec przerwy. 25:24 dla Politechniki.
Na serwy wszedł Mariusz posyłając piłkę z prędkością meteorytu w stronę libero z Warszawy. Ten z dużą dozą szczęścia ją obronił, a Szalupa przebił na drugą stronę. Tille odebrał ale piłka poleciała w stronę band. Wrona przebiegł długość boiska i przebił piłkę wpadając za bandę. Wracając na boisko nie zauważył, że zerwał mu się naszyjnik. Podniosłam go z podłogi biorąc go do rąk. Ta sentencja...Robi mi się słabo i nie mogę uwierzyć w to co właśnie sobie uświadomiłam. On dalej mnie kocha... Resztę meczu byłam nieprzytomna i tylko co chwilę zaciskałam dłoń na wisiorku. Skra wygrała 3:2 a MVP został Wrona za swoją spektakularną obronę i doskonałe bloki. Wraz z Maćkiem podchodzę do Karola rozdającego autografy. Gdy środkowy mnie zauważa od razu podchodzi z szerokim uśmiechem.
-Kaśka! Co ty tutaj robisz?-pyta.
-Przyszłam z moim narzeczonym na mecz. Gratuluję wygranej.-mówię z uśmiechem.
-Tak, gratulacje odwaliliście kawał dobrej roboty.-mówi Maciek kiwając głową.
-Widzę, że ci się układa...-Karol nie spuszcza wzroku z mojego towarzysza.
-Skarbie...-spoglądam na Dobrowolskiego.- Może poczekałbyś na mnie w ''Zielonym Rozmarynie''? Muszę coś jeszcze załatwić...-patrzę na niego z błaganiem w oczach.
-Jasne skarbie...-odpowiada chłopak marszcząc brwi.-Jeszcze raz gratuluję.-dodaje i uściska Kłosowi dłoń po czym odchodzi.
-Słuchaj Karol...Andrzejowi wypadło to na meczu czy możesz...mu to oddać?-pytam podając mu medalik.- I jeśli możesz, to przekaż mu, że nie musi go już trzymać.
-A czy nie możesz sama...-Chłopak milknie widząc moją minę.-Jasne, nie ma sprawy. Trzymaj się.
-Dzięki.-uśmiecham się do niego serdecznie i biegnę, aby dogonić Maćka.
Andrzej
Ze złością próbuję sobie przypomnieć w którym momencie straciłem nieśmiertelnik ale za nic nie mogę tego dokonać. Podnoszę głowę na idącego w moim kierunku Karola.
-Andrzej była tu Kaśka i kazała ci oddać ten naszyjnik. Powiedziała też, że wcale nie musisz go trzymać.-mówi szybko wiedząc, że mu zaraz przerwę.
-Kasia?! Tutaj...Gdzie ona jest?-pytam zrywając się z miejsca.
Kłos kręci głową.- Wyszła wraz ze swoim...chłopakiem. Słyszałem jak mówili, że idą do...''Zielonego Rozmarynu''.
-Dzięki stary.-klepię go po ramieniu i biorę swoje rzeczy biegnąc do wyjścia. Tym razem mi nie ucieknie, odzyskam ją. Odzyskam.
Biegnąc do autobusu potrącam kilku przechodni, którzy krzyczą za mną niecenzuralne słowa.Nie robię sobie z tego zbyt wiele i wsiadam do odjeżdżającego już autobusu. Znam tą restaurację, bywałem tam wiele razy gdy byłem jeszcze chłystkiem razem z Karolem i chłopakami. Z daleka rozpoznaję duży zielony afisz. Wraz ze mną na przystanku wysiada zgraja nastolatek, które bacznie mi się przyglądają. Posyłam im niepewny uśmiech i ruszam w kierunku lokalu. Trzymając dłoń na klamce biorę głęboki oddech zastanawiając się jak to wszystko rozwiązać. Stoję tak walcząc z własnymi myślami ładnych parę minut.
-Ej! Wchodzisz Pan?-szturcha mnie w ramię mężczyzna stojący pod ramię ze swoją żoną jak mogę wnioskować po obrączkach.
-Ja....Tak, zamyśliłem się. Przepraszam, wejdźcie przodem.-mówię i uchylam im drzwi a kobieta rzuca mi zaciekawione spojrzenia.
Biorę kolejny głęboki oddech i ruszam do środka zamykając za sobą drzwi. Będąc już w środku bacznie rozglądam się dookoła i dostrzegam tą której szukałem. Tą bez której nie mogłem zasnąć nocą. Tą która przede mną uciekła na drugi koniec kraju. Wygląda pięknie, rozkwitła. Blond włosy spływają jej gładko na ramiona a na piersi ma koszulkę Skry, koszulkę z moim nazwiskiem. Serce podskakuje mi do krtani. Przełykam ślinę i dopiero teraz zwracam uwagę na to, że siedzi sama. To moja okazja. Pokonując salę w kilku susach siadam naprzeciwko niej.
Zaskoczenie. Niepewność. Ból. Miłość.
To i wiele innych emocji mogę wyczytać z samych jej oczu.
-Andrzej...-Mojej uwadze nie umyka to, że ciężko przełyka ślinę.- Jak ty mnie tu znalazłeś?
-To nie istotne.-kręcę głową a słowa wypowiadam głosem pełnym ulgi.-Odnalazłem Cię, naprawdę Cię odnalazłem! Nie masz pojęcia jak ja się...
-Andrzej...-Słowa te wypowiada niezwykle skrępowana.- Ja nie jestem tu sama, w łazience jest mój...
-Tak, wiem. Chłopak.-mówię z goryczą.
-Nie, nie chłopak. Narzeczony.-Na jej ustach pojawia się przelotny uśmiech.
Czuję jak moje ręce cierpną, jak całe ciało cierpnie.
-Narzeczony...?-Upuszczam kluczyki na blat.-Narzeczony...
-Musiałam sobie ułożyć życie, a Maciek...-Spoglądam w jej piękne oczy...pełne miłości, uczucia.
Nie mogę jej stracić, nie mogę. Zaciskam dłoń na blacie stołu. Drugą łapię jej dłoń pod stołem.
Kasia
-Andrzej nie chcę tego, nie chcę. Rozumiesz?-pytam piskliwym tonem i wyrywam swoją dłoń z jego ręki.
-Nie mogę cię stracić. Nie pozwolę na to...-Jego ton głosu staje się coraz cichszy, słabszy.
Słyszę za sobą ciężkie, znajome kroki i uśmiecham się na ten dźwięk odwracając głowę. Maciek z nieukrywanym zaciekawieniem patrzy na siedzącego obok nas Wronę.
-Kochanie, poznaj Andrzeja to mój przyjaciel...z Bełchatowa-Słowa te wypowiadam nie spuszczając wzroku z Andrzeja. W jego oczach widzę błysk bólu.-Andrzej to mój narzeczony, Maciek o którym ci tyle mówiłam.-Kolejne przeszywające spojrzenie wędruje w kierunku środkowego, nie chcę aby coś zepsuł.
-Miło mi poznać, oczywiście wiem kim jest nasz towarzysz ale nie miałam pojęcia, że się znacie.-Maciek z sympatią w głosie wyciąga dłoń w kierunku Andrzeja.
-Tak, znamy się dość dobrze.-W głosie Bełchatowianina słychać wyraźny sarkazm.-Mi również miło.-Andrzej szybko puszcza dłoń Maćka.
-Może się do nas przyłączysz?- Maciek pyta spoglądając to na mnie, to na Wronę.
-Chętnie.-mówi środkowy z przekąsem.
-Niestety...Andrzej musi wracać, bo jutro wcześnie wyjeżdża wraz z drużyną do Gdańska.-mówię szybko w tym samym czasie, zbyt szybko. Maciek wyczuwa, że coś jest nie tak.
-To może kiedyś nas odwiedzisz?-Pyta mój narzeczony.- Wyślemy ci zaroszenie na ślub, jesteś mile widziany.-Jego ton głosu dalej jest przyjazny.
-Na pewno skorzystam,, a teraz muszę już wracać do hotelu.-Andrzej wstaje i podaje mi złożoną karteczkę.-Mój numer, odezwij się.-mówi i odchodzi nie oglądając się za siebie.
A moje serce rozsypuje się na milion kawałeczków.
Moi kochani! Tym, którzy dalej tu zaglądają serdecznie dziękuję. Miałam sporo problemów i nie byłam w stanie pisać. Ale powróciłam, licząc na to, że na stałe. I z lepszą jakością. Takie przerwy zawsze wychodzą mi na dobre. Liczę na wasze opinie i...wiem, że powinniście też mnie ochrzanić.
Każda pasja może pokonać nawet największą katastrofę.
sobota, 4 lipca 2015
sobota, 6 grudnia 2014
Rozdział XIV
Kasia
Mina lekarza poważnie mnie zaniepokoiła, jednak to jego słowa sprawiły, że poczułam się jak znokautowana.
-Była pani w trzecim miesiącu ciąży. Upadek spowodował poronienie. Przykro mi.
Nie wiem co mam myśleć. Ciężko siadam na krześle. Alkohol sprawia, że mam problem ze zrozumieniem tego co lekarz do mnie powiedział. Poronienie? Jak poronienie...? Ja byłam w ciąży? Do moich oczu cisnął się łzy. Obok mnie kuca zszokowany Wrona i próbuje mnie objąć. Odpycham go od siebie i syczę:
-Łapy przy sobie Wrona.
Spoglądam na lekarza i pytam słabym głosem.
-Jak...?
Czuje jak do oczu napływają mi łzy.
-Daj spokój...Nie zachowuj się jak głupia gówniara.-mówi Andrzej.
-Zamknij się! To ty się zachowałeś jak debil. Nie chce z tobą rozmawiać.-Krzyczę i spoglądam na lekarza.
-Upadek, wstrząs spowodował poronienie. -mówi lekarz.-Przejdzie ani krótki zabieg. Tra około 10 minut.
Kiwam w ciszy głową.
-Jejku....Kochana...Biedna moja.-mówi cicho Emilka.
Spoglądam na nią ze smutkiem i ruszam za lekarzem.
-Kaśka poczekaj.-mówi Andrzej, kładąc dłoń na moim barku. Spoglądam na niego krzywo, strzepuje z siebie rękę i idę dalej.
Zabieg nie należy do przyjemnych, ale czas mija szybko. Przez cały ten czas z trudem powstrzymuje się od łez. Po 13 minutach jestem wolna. Udaje się do swojej salki i zamykam za sobą drzwi. Wybucham płaczem. Dlaczego to spotkało mnie? Targana demonami pakuje swoje rzeczy. Gdy jestem gotowa do wyjścia, żegnam się z lekarzem i zachodzę do Emilki. Dziewczyna siedzi oparta o poduszki i gdy mnie widzi o mało nie zrywa się z łóżka.
-Siedź.-mówię cicho.
-Wszystko dobrze?
Kiwam przecząco głową.
-Emi słuchaj...Obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz.
-Obiecuje. A teraz powiesz o co chodzi?-Emilka pyta z niepokojem.
Wdycham ciężko i mówię z powagą.
-Wyjeżdżam do Warszawy. Nie chce aby ktokolwiek o tym wiedział. Zrozumiano?-Pytam z kamieniem na sercu.
-Jak to wyjeżdżasz?! Nie...żartujesz prawda?-Emilka unosi głos.
-Nie, nie żartuje. Będziemy do siebie dzwonić, obiecuje. Nie mogę tu zostać.
-To chyba nie przez to...poronienie, prawda?-pyta Emi.
Kręcę przecząco głową i chwytam ją za dłoń.
-Licze na to, że będziesz szczęśliwa...-Z trudem mówi moja przyjaciółka.
-A ja na to, że ty będziesz. Tylko proszę...Nie mów Andrzejowi.
Do sali wchodzi Wojtek. A ja milknę.
-Czego ma nie mówić Andrzejowi?-Chłopak pyta ciekawie.
-Nieważne.-mówię i spoglądam na parę.-Musicie sobie parę rzeczy wyjaśnić. Będę uciekać. Emi...Dzwon.-mówię ze ściśniętym gardłem i wychodzę z sali. Na parterze zamawiam taksówkę i ruszam do domu po resztę rzeczy, ponieważ do samolotu zostały mi dwie godziny.
Emilka
Widok Wojtka mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się ,że przyjdzie.A do tego ten wyjazd Kaśki...Niezłe bagno.
-Przepraszam...Nie powinienem był tak robić. Zachowałem się jak dupek.-mówi przepraszająco Włodi.
Uśmiecham się lekko.
-Ważne, że jesteś.-łapie jego dłoń.
Wojtek kreci głową i uśmiecha się z wdzięcznością.
-Ważne, że Bóg cie chyba lubi bo jeszcze tu siedzisz.
-Żadna cholera mnie nie trafi.-żartuje.
-Ta trafia. Nigdy bym sobie nie wybaczył gdyby...
-Ciii...-szepcze i całuje go delikatnie.-Zgoda?-pytam.
-Zgoda.-odpowiada uśmiechnięty Włodek i znowu całuje mnie delikatnie, po czym chwyta moją dłoń.
Andrzej
Nie wiem co myśleć. Mam zupełną pustkę w głowie. Byłbym ojcem...? Kręcę w niedowierzaniu głową.Ale ze mnie idiota. A teraz ona nie chce ze mną rozmawiać....W recepcji powiedzieli mi, że wyszła 20 minut temu. Musieliśmy się minąć. Wsiadam w auto i jadę pod jej dom. Pukam do drzwi. Nic. Pukam jeszcze raz, a w domu panuje kompletna cisza. Naciskam na klamkę. Zamknięte. Gdzie ona do cholery pojechała? Wyciągam telefon z kieszeni i wybieram jej numer. Po kilku sygnałach odbiera.
-Kasia...Ja cie przepraszam. Gdzie jesteś? Pogadajmy...-mówię zdenerwowany.
Po drugiej stronie słychać tylko mnóstwo głosów.
-Jestem na lotnisku. Wyjeżdżam. Nie mamy o czym rozmawiać.-Mówi cicho.
-Jak to na lotnisku? Gdzie wyjeżdżasz? Jak to?-Rzucam pytaniami.
-Cześć Andrzej...
-Nie poczekaj!-krzyczę, ale sygnał się urywa.
Wykonuje jeszcze kilka telefonów, ale nie odbiera żadnego z nich. Co robić? Wiem. Szybko wracam do auta i odpalam silnik. No skarbie...Na lotnisko. Klepie maskę rozdzielczą i ruszam z piskiem opon.
Kasia
Na odprawie podaje bilet oraz dowód. Wszystko przebiega bardzo sprawnie, ale moje serce pęka. Biorę walizkę oraz torbę podręczną i ruszam w stronę samolotu. Stewardesy są bardzo uprzejme. Miejsce w pierwszej klasie pewnie do tego obliguje. Do odlotu mam jeszcze kilkanaście minut. Teraz mogę wykonać ten jeden ważny telefon. Dobrze mieć takiego kuzyna jak Marcin. Biorę głęboki wdech i wybieram numer do Igły. Krzysiek odbiera telefon po dwóch sygnałach. Szybki jest.
-Kto ty? Nie znam twojego numeru.-mówi Igła.
-Cześć...Z tej strony Kasia Wierzbicka, kuzynka Marcina. Miał ci wyjaśnić o co chodzi.
-A to ty! No dobra...Załatwiłem ci to mieszkanie. Adres wyśle w esemesie, dobra?
-Jasne. Dzieki Igła. Jesteś w porządku.-mówię z wdzięcznością.
-Do usług. Jeśli potrzebujesz pomocy to dzwon.-mówi fachowo Igła i odkłada słuchawkę.
Włączam tryb samolotowy w telefonie i słyszę komunikat. Ruszamy. Spoglądam na lotnisko i jego okolice. Na parking wjeżdża srebrna Toyota Suv. Ciekawe...Taką samą ma...Andrzej. Moje serce rozpada się na milion kawałków. Biorę głęboki oddech i zakładam słuchawki.
Przepraszam za przerwę, ale mam mnóstwo nauki. Co będzie dalej? ;)
Mina lekarza poważnie mnie zaniepokoiła, jednak to jego słowa sprawiły, że poczułam się jak znokautowana.
-Była pani w trzecim miesiącu ciąży. Upadek spowodował poronienie. Przykro mi.
Nie wiem co mam myśleć. Ciężko siadam na krześle. Alkohol sprawia, że mam problem ze zrozumieniem tego co lekarz do mnie powiedział. Poronienie? Jak poronienie...? Ja byłam w ciąży? Do moich oczu cisnął się łzy. Obok mnie kuca zszokowany Wrona i próbuje mnie objąć. Odpycham go od siebie i syczę:
-Łapy przy sobie Wrona.
Spoglądam na lekarza i pytam słabym głosem.
-Jak...?
Czuje jak do oczu napływają mi łzy.
-Daj spokój...Nie zachowuj się jak głupia gówniara.-mówi Andrzej.
-Zamknij się! To ty się zachowałeś jak debil. Nie chce z tobą rozmawiać.-Krzyczę i spoglądam na lekarza.
-Upadek, wstrząs spowodował poronienie. -mówi lekarz.-Przejdzie ani krótki zabieg. Tra około 10 minut.
Kiwam w ciszy głową.
-Jejku....Kochana...Biedna moja.-mówi cicho Emilka.
Spoglądam na nią ze smutkiem i ruszam za lekarzem.
-Kaśka poczekaj.-mówi Andrzej, kładąc dłoń na moim barku. Spoglądam na niego krzywo, strzepuje z siebie rękę i idę dalej.
Zabieg nie należy do przyjemnych, ale czas mija szybko. Przez cały ten czas z trudem powstrzymuje się od łez. Po 13 minutach jestem wolna. Udaje się do swojej salki i zamykam za sobą drzwi. Wybucham płaczem. Dlaczego to spotkało mnie? Targana demonami pakuje swoje rzeczy. Gdy jestem gotowa do wyjścia, żegnam się z lekarzem i zachodzę do Emilki. Dziewczyna siedzi oparta o poduszki i gdy mnie widzi o mało nie zrywa się z łóżka.
-Siedź.-mówię cicho.
-Wszystko dobrze?
Kiwam przecząco głową.
-Emi słuchaj...Obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz.
-Obiecuje. A teraz powiesz o co chodzi?-Emilka pyta z niepokojem.
Wdycham ciężko i mówię z powagą.
-Wyjeżdżam do Warszawy. Nie chce aby ktokolwiek o tym wiedział. Zrozumiano?-Pytam z kamieniem na sercu.
-Jak to wyjeżdżasz?! Nie...żartujesz prawda?-Emilka unosi głos.
-Nie, nie żartuje. Będziemy do siebie dzwonić, obiecuje. Nie mogę tu zostać.
-To chyba nie przez to...poronienie, prawda?-pyta Emi.
Kręcę przecząco głową i chwytam ją za dłoń.
-Licze na to, że będziesz szczęśliwa...-Z trudem mówi moja przyjaciółka.
-A ja na to, że ty będziesz. Tylko proszę...Nie mów Andrzejowi.
Do sali wchodzi Wojtek. A ja milknę.
-Czego ma nie mówić Andrzejowi?-Chłopak pyta ciekawie.
-Nieważne.-mówię i spoglądam na parę.-Musicie sobie parę rzeczy wyjaśnić. Będę uciekać. Emi...Dzwon.-mówię ze ściśniętym gardłem i wychodzę z sali. Na parterze zamawiam taksówkę i ruszam do domu po resztę rzeczy, ponieważ do samolotu zostały mi dwie godziny.
Emilka
Widok Wojtka mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się ,że przyjdzie.A do tego ten wyjazd Kaśki...Niezłe bagno.
-Przepraszam...Nie powinienem był tak robić. Zachowałem się jak dupek.-mówi przepraszająco Włodi.
Uśmiecham się lekko.
-Ważne, że jesteś.-łapie jego dłoń.
Wojtek kreci głową i uśmiecha się z wdzięcznością.
-Ważne, że Bóg cie chyba lubi bo jeszcze tu siedzisz.
-Żadna cholera mnie nie trafi.-żartuje.
-Ta trafia. Nigdy bym sobie nie wybaczył gdyby...
-Ciii...-szepcze i całuje go delikatnie.-Zgoda?-pytam.
-Zgoda.-odpowiada uśmiechnięty Włodek i znowu całuje mnie delikatnie, po czym chwyta moją dłoń.
Andrzej
Nie wiem co myśleć. Mam zupełną pustkę w głowie. Byłbym ojcem...? Kręcę w niedowierzaniu głową.Ale ze mnie idiota. A teraz ona nie chce ze mną rozmawiać....W recepcji powiedzieli mi, że wyszła 20 minut temu. Musieliśmy się minąć. Wsiadam w auto i jadę pod jej dom. Pukam do drzwi. Nic. Pukam jeszcze raz, a w domu panuje kompletna cisza. Naciskam na klamkę. Zamknięte. Gdzie ona do cholery pojechała? Wyciągam telefon z kieszeni i wybieram jej numer. Po kilku sygnałach odbiera.
-Kasia...Ja cie przepraszam. Gdzie jesteś? Pogadajmy...-mówię zdenerwowany.
Po drugiej stronie słychać tylko mnóstwo głosów.
-Jestem na lotnisku. Wyjeżdżam. Nie mamy o czym rozmawiać.-Mówi cicho.
-Jak to na lotnisku? Gdzie wyjeżdżasz? Jak to?-Rzucam pytaniami.
-Cześć Andrzej...
-Nie poczekaj!-krzyczę, ale sygnał się urywa.
Wykonuje jeszcze kilka telefonów, ale nie odbiera żadnego z nich. Co robić? Wiem. Szybko wracam do auta i odpalam silnik. No skarbie...Na lotnisko. Klepie maskę rozdzielczą i ruszam z piskiem opon.
Kasia
Na odprawie podaje bilet oraz dowód. Wszystko przebiega bardzo sprawnie, ale moje serce pęka. Biorę walizkę oraz torbę podręczną i ruszam w stronę samolotu. Stewardesy są bardzo uprzejme. Miejsce w pierwszej klasie pewnie do tego obliguje. Do odlotu mam jeszcze kilkanaście minut. Teraz mogę wykonać ten jeden ważny telefon. Dobrze mieć takiego kuzyna jak Marcin. Biorę głęboki wdech i wybieram numer do Igły. Krzysiek odbiera telefon po dwóch sygnałach. Szybki jest.
-Kto ty? Nie znam twojego numeru.-mówi Igła.
-Cześć...Z tej strony Kasia Wierzbicka, kuzynka Marcina. Miał ci wyjaśnić o co chodzi.
-A to ty! No dobra...Załatwiłem ci to mieszkanie. Adres wyśle w esemesie, dobra?
-Jasne. Dzieki Igła. Jesteś w porządku.-mówię z wdzięcznością.
-Do usług. Jeśli potrzebujesz pomocy to dzwon.-mówi fachowo Igła i odkłada słuchawkę.
Włączam tryb samolotowy w telefonie i słyszę komunikat. Ruszamy. Spoglądam na lotnisko i jego okolice. Na parking wjeżdża srebrna Toyota Suv. Ciekawe...Taką samą ma...Andrzej. Moje serce rozpada się na milion kawałków. Biorę głęboki oddech i zakładam słuchawki.
Przepraszam za przerwę, ale mam mnóstwo nauki. Co będzie dalej? ;)
niedziela, 19 października 2014
Rozdział XIII
Andrzej
Po odebraniu tego telefonu nie wiem co mam zrobić. Nogi uginają się pod moim ciężarem. Powiedzieć Kasi...Powiedzieć Kasi..Szybko otwieram drzwi do salki i dostrzegam rozgniewaną twarz dziewczyny.
-Andrzej obiecałeś...Miałeś mnie zostawić samą.- Spogląda na mnie i jej rysy twarzy łagodnieją.- Coś się stało?
-Emilka pokłóciła się z Wojtkiem, wybiegła z jego mieszkania i wpadła pod samochód. Teraz jest na stole operacyjnym.- Siadam ciężko na krześle.
Kasia zrywa się z łóżka, krzywiąc się, bo stanęła na kontuzjowanej nodze. Z jej ust wyrywa się syk bólu.
-Jak to? W którym szpitalu?!- Spogląda mi w oczy i już wie, że to ten sam szpital.
Zarzuca na siebie szlafrok, bierze kule i rusza w stronę drzwi.
-Gdzie idziesz?- pytam.
-Musze ją zobaczyć.- odpowiada i wychodzi na korytarz, a ja ruszam za nią.
W recepcji wskazują nam numer sali, mówiąc, że może to trochę potrwać. Dwie godziny później Emilka jest już w sali, a my możemy wejść. Otwieram drzwi, wchodzę do środka i dostrzegam leżącą postać na jedynym łóżku w sali. Podchodzimy bliżej. Pod okiem dziewczyna ma ogromnego siniaka. jej nos jest obandażowany. Policzki oraz broda są całe poobcierane. Na szyi ma kołnierz ortopedyczny. Na prawym ramieniu widnieje biały gips. Jednym słowem wygląda kiepsko. Dziewczyna odwraca wzrok w nasz stronę i słabym głosem wydusza z siebie jedno słowo:
-Cześć.
Emilka
Do sali wchodzą dwie osoby. W momencie gdy podchodzą bliżej, spoglądam w bok i z ulgą stwierdzam, że to Kasia i Wrona. Na twarzy Wierzbickiej maluje się przerażenie, Wrona stoi jak wmurowany. Biorę oddech i witam się cicho:
-Cześć.
Kaśka siada obok mnie i pyta:
-Co to była za operacja?
-Musieli mi poskładać żebra.- Odpowiadam i zsuwam z siebie kołdrę ukazując zabandażowaną klatkę piersiową.-Teraz nie muszę szukać gorsetów, mam jeden świetnie dopasowany.- żartuje, a Kaśka uśmiecha się lekko.
-O co się pokłóciliście?- pyta Andrzej.
Z ust schodzi mi uśmiech, biorę głęboki oddech, który wywołuje u mnie fale bólu i opowiadam im o tym co się wydarzyło w domu Włodarczyka. Słysze dźwięk otwieranych drzwi. Słysze kroki i spoglądam wprost w oczy Wojtka. Czuje złość, jak on mógł się tu teraz pokazać?
Kasia
Spoglądam na Andrzeja. Na jego twarzy pojawia się grymas złości. Zrywa się z miejsca, odwraca go w swoją stronę i jednym celnym trafem uderza go w nos. Wojtek szybko się zbiera i oddaje Andrzejowi w brzuch.
-Dosyć!- Krzyczy Emilka.
Chłopcy nie przerywają i zaczynają się szamotać. Zbliżam się do nich i staram się rozdzielić. Nagle robi mi się ciemno pod powiekami. Siadam ciężko na krzesło, odzyskuje jasność widzenia i krzyczę głośno:
-Idioci zachowujecie się jak dzieci! śmiało, dajcie mi po pysku jeszcze raz! Mam was dość!
Łapie kule i wyczłapuje z sali. Udaje się do swojej, ubieram w jeansy i bluzę. Wychodzę z sali i mimo protestów Andrzeja wsiadam do autobusu. Dojeżdżam pod biedronkę. W supermarkecie kupuje dwie 0,7 oraz wino i jadę do domu. Z szafki wyjmuje szklankę i w ciągu godziny wypijam wszystko co wcześniej kupiłam. Czuje jak kreci mi się w głowie. Ziemia usuwa mi się spod stóp.
-Musze pogadać Emilką- Mamrocze, a z ust wymyka mi się czkniecie.
Z trudem wdrapuje się po schodach, po drodze wywracając się dwa razy. Drzwi do sali Emilki są uchylone. Wchodzę do środka i dostrzegam siedzącego na krześle Andrzeja rozmawiającego z Emilką. W tle leci cicho muzyka z Vivy. Andrzej widząc jak się bujam, pyta z niedowierzaniem:
-Czy ty piłaś?
-A co już nie można się porządnie napić?-Pytam i opieram się o zlew.
-Cholera jesteś w szpitalu! Nie, nie można do cholery. To takie niedojrzałe!-Mówi Andrzej.
-A dojrzałe było bicie się?-Pytam.
Z telewizora dochodzi dźwięk: Coveru ''Crazy in Love'' Beyonce.
-Na pewno bardziej dojrzale się zachowuje niż ty!-Krzyczy chłopak.
''I look and stare so deep in your eyes''
-Mam już dość!-krzyczę.- Zawsze wszystko to moja wina!
-A nie? Do cholery schlałaś się tak, że ledwo stoisz na nogach!
''Call your name two, three times in a row''
-Co Ty sobie do cholery wyobrażałeś?! - w moim głosie pojawia się niebezpieczna nuta , którą mój ukochany bez wątpienia wyczuwa.
-Należało mu się- odwarkuje spoglądając na mnie stanowczo
-Zgrywasz macho bo chcesz komuś zaimponować? Może i mnie uderzysz, bo się źle zachowuje?
Po odebraniu tego telefonu nie wiem co mam zrobić. Nogi uginają się pod moim ciężarem. Powiedzieć Kasi...Powiedzieć Kasi..Szybko otwieram drzwi do salki i dostrzegam rozgniewaną twarz dziewczyny.
-Andrzej obiecałeś...Miałeś mnie zostawić samą.- Spogląda na mnie i jej rysy twarzy łagodnieją.- Coś się stało?
-Emilka pokłóciła się z Wojtkiem, wybiegła z jego mieszkania i wpadła pod samochód. Teraz jest na stole operacyjnym.- Siadam ciężko na krześle.
Kasia zrywa się z łóżka, krzywiąc się, bo stanęła na kontuzjowanej nodze. Z jej ust wyrywa się syk bólu.
-Jak to? W którym szpitalu?!- Spogląda mi w oczy i już wie, że to ten sam szpital.
Zarzuca na siebie szlafrok, bierze kule i rusza w stronę drzwi.
-Gdzie idziesz?- pytam.
-Musze ją zobaczyć.- odpowiada i wychodzi na korytarz, a ja ruszam za nią.
W recepcji wskazują nam numer sali, mówiąc, że może to trochę potrwać. Dwie godziny później Emilka jest już w sali, a my możemy wejść. Otwieram drzwi, wchodzę do środka i dostrzegam leżącą postać na jedynym łóżku w sali. Podchodzimy bliżej. Pod okiem dziewczyna ma ogromnego siniaka. jej nos jest obandażowany. Policzki oraz broda są całe poobcierane. Na szyi ma kołnierz ortopedyczny. Na prawym ramieniu widnieje biały gips. Jednym słowem wygląda kiepsko. Dziewczyna odwraca wzrok w nasz stronę i słabym głosem wydusza z siebie jedno słowo:
-Cześć.
Emilka
Do sali wchodzą dwie osoby. W momencie gdy podchodzą bliżej, spoglądam w bok i z ulgą stwierdzam, że to Kasia i Wrona. Na twarzy Wierzbickiej maluje się przerażenie, Wrona stoi jak wmurowany. Biorę oddech i witam się cicho:
-Cześć.
Kaśka siada obok mnie i pyta:
-Co to była za operacja?
-Musieli mi poskładać żebra.- Odpowiadam i zsuwam z siebie kołdrę ukazując zabandażowaną klatkę piersiową.-Teraz nie muszę szukać gorsetów, mam jeden świetnie dopasowany.- żartuje, a Kaśka uśmiecha się lekko.
-O co się pokłóciliście?- pyta Andrzej.
Z ust schodzi mi uśmiech, biorę głęboki oddech, który wywołuje u mnie fale bólu i opowiadam im o tym co się wydarzyło w domu Włodarczyka. Słysze dźwięk otwieranych drzwi. Słysze kroki i spoglądam wprost w oczy Wojtka. Czuje złość, jak on mógł się tu teraz pokazać?
Kasia
Spoglądam na Andrzeja. Na jego twarzy pojawia się grymas złości. Zrywa się z miejsca, odwraca go w swoją stronę i jednym celnym trafem uderza go w nos. Wojtek szybko się zbiera i oddaje Andrzejowi w brzuch.
-Dosyć!- Krzyczy Emilka.
Chłopcy nie przerywają i zaczynają się szamotać. Zbliżam się do nich i staram się rozdzielić. Nagle robi mi się ciemno pod powiekami. Siadam ciężko na krzesło, odzyskuje jasność widzenia i krzyczę głośno:
-Idioci zachowujecie się jak dzieci! śmiało, dajcie mi po pysku jeszcze raz! Mam was dość!
Łapie kule i wyczłapuje z sali. Udaje się do swojej, ubieram w jeansy i bluzę. Wychodzę z sali i mimo protestów Andrzeja wsiadam do autobusu. Dojeżdżam pod biedronkę. W supermarkecie kupuje dwie 0,7 oraz wino i jadę do domu. Z szafki wyjmuje szklankę i w ciągu godziny wypijam wszystko co wcześniej kupiłam. Czuje jak kreci mi się w głowie. Ziemia usuwa mi się spod stóp.
-Musze pogadać Emilką- Mamrocze, a z ust wymyka mi się czkniecie.
Z trudem wdrapuje się po schodach, po drodze wywracając się dwa razy. Drzwi do sali Emilki są uchylone. Wchodzę do środka i dostrzegam siedzącego na krześle Andrzeja rozmawiającego z Emilką. W tle leci cicho muzyka z Vivy. Andrzej widząc jak się bujam, pyta z niedowierzaniem:
-Czy ty piłaś?
-A co już nie można się porządnie napić?-Pytam i opieram się o zlew.
-Cholera jesteś w szpitalu! Nie, nie można do cholery. To takie niedojrzałe!-Mówi Andrzej.
-A dojrzałe było bicie się?-Pytam.
Z telewizora dochodzi dźwięk: Coveru ''Crazy in Love'' Beyonce.
-Na pewno bardziej dojrzale się zachowuje niż ty!-Krzyczy chłopak.
''I look and stare so deep in your eyes''
-Mam już dość!-krzyczę.- Zawsze wszystko to moja wina!
-A nie? Do cholery schlałaś się tak, że ledwo stoisz na nogach!
''Call your name two, three times in a row''
-Co Ty sobie do cholery wyobrażałeś?! - w moim głosie pojawia się niebezpieczna nuta , którą mój ukochany bez wątpienia wyczuwa.
-Należało mu się- odwarkuje spoglądając na mnie stanowczo
''Just how your love can do what no one else can.''
Mimo, że jestem pijana mój mózg pracuje całkiem sprawnie. Z zadziwiającą szybkością wyrzucam z siebie kolejne oskarżycielskie słowa.-Zgrywasz macho bo chcesz komuś zaimponować? Może i mnie uderzysz, bo się źle zachowuje?
''Got me lookin so crazy right now, your touch's''
-Dzisiaj już raz oberwałam po twarzy, kolejny raz nie zaszkodzi, prawda?-Dodaje.
Andrzej staje jak wryty. Nie spodziewał się frontalnego ataku. I widocznie nie zauważył momentu w, którym oberwałam. Oczy nadal pobłyskują mu złowrogo ale promile wypite wcześniej dodają mi animuszu i nie przejmuje się tym co może za chwile nastąpić. Andrzej zdążył się otrząsnąć i odpowiada na mój atak:-Ten kretyn zachował się jak palant i nie będę się tłumaczył! Mam już tego dość!
''Got me lookin so crazy in love.''
-Wiesz co?- pytam i od razu udzielam odpowiedzi.- Ja też.
-uspokójcie się- mówi Emilka.
-Masz racje.- Andrzej olewa Emilkę i spogląda w moje oczy bez śladu uczucia.- To koniec.
-No to cudownie.- odpowiadam.
''It's the beat that my heart skips when I'm with you,''
-Przemyślcie to jeszcze- Błaga Poznańska.
-Ja to już przemyślałam.- Odpowiadam.
-Ja też.- Dodaje środkowy.
''But I still don't understand''
-Wy się nie kłócicie! Jesteście parą idealną przecież!-Emilka próbuje ratować sytuacje.
-Właśnie widać jak się nie kłócimy.- mówi Andrzej.
''Got me lookin so crazy right now, your touch's''
-Perfekcyjna jak pani domu.- Dodaje gorzko.
-Strasznie idealna...- Komentuje Andrzej.
''Got me lookin so crazy in love.''
Odpycham się ciężko od zlewu i ruszam w stronę wyjścia, lecz na drodze staje mi mój lekarz.
-Szukałem pani.- mówi i krzywi się, gdy wyczuwa ode mnie alkohol.- Mam pani wyniki. Sam dziwie się, że to mówię ale może to i dobrze, że pani piła.
-Dobrze, że piła? Nie rozumiem...-mówi Wrona.
Lekarz spogląda mi ze smutkiem w oczy i mówi rzeczowo:
-Była pani w trzecim miesiącu ciąży. Upadek spowodował poronienie. Przykro mi.
Przepraszam za dłuuuuuuugaśną przerwę kochani, ale była ona spowodowana nawałem nauki. Jak tam wrażenia po siedmiu tygodniach szkoły? Piszcie komentarze, oceniajcie. Jak myślicie co będzie dalej? :)
Andrzej staje jak wryty. Nie spodziewał się frontalnego ataku. I widocznie nie zauważył momentu w, którym oberwałam. Oczy nadal pobłyskują mu złowrogo ale promile wypite wcześniej dodają mi animuszu i nie przejmuje się tym co może za chwile nastąpić. Andrzej zdążył się otrząsnąć i odpowiada na mój atak:-Ten kretyn zachował się jak palant i nie będę się tłumaczył! Mam już tego dość!
''Got me lookin so crazy in love.''
-Wiesz co?- pytam i od razu udzielam odpowiedzi.- Ja też.
-uspokójcie się- mówi Emilka.
-Masz racje.- Andrzej olewa Emilkę i spogląda w moje oczy bez śladu uczucia.- To koniec.
-No to cudownie.- odpowiadam.
''It's the beat that my heart skips when I'm with you,''
-Przemyślcie to jeszcze- Błaga Poznańska.
-Ja to już przemyślałam.- Odpowiadam.
-Ja też.- Dodaje środkowy.
''But I still don't understand''
-Wy się nie kłócicie! Jesteście parą idealną przecież!-Emilka próbuje ratować sytuacje.
-Właśnie widać jak się nie kłócimy.- mówi Andrzej.
''Got me lookin so crazy right now, your touch's''
-Perfekcyjna jak pani domu.- Dodaje gorzko.
-Strasznie idealna...- Komentuje Andrzej.
''Got me lookin so crazy in love.''
Odpycham się ciężko od zlewu i ruszam w stronę wyjścia, lecz na drodze staje mi mój lekarz.
-Szukałem pani.- mówi i krzywi się, gdy wyczuwa ode mnie alkohol.- Mam pani wyniki. Sam dziwie się, że to mówię ale może to i dobrze, że pani piła.
-Dobrze, że piła? Nie rozumiem...-mówi Wrona.
Lekarz spogląda mi ze smutkiem w oczy i mówi rzeczowo:
-Była pani w trzecim miesiącu ciąży. Upadek spowodował poronienie. Przykro mi.
Przepraszam za dłuuuuuuugaśną przerwę kochani, ale była ona spowodowana nawałem nauki. Jak tam wrażenia po siedmiu tygodniach szkoły? Piszcie komentarze, oceniajcie. Jak myślicie co będzie dalej? :)
poniedziałek, 1 września 2014
Rozdział XII
Dwie godziny wcześniej
Emilka
Zmęczona rzucam klucze na stolik i opadam na kanapę. Nogi podciągam pod brodę i oddaje się myślom, które nie są moimi przyjaciółmi. Kontuzja Kaśki wyglądała na tyle poważnie, że może ją wykluczyć z gry na dłużej.To ją może dobić, ją i naszą drużynę zresztą też. Do tego czeka mnie jeszcze dzisiejszy turniej...Na pewno może to być coś ciekawego, coś czego nigdy nie robiłam, ale z drugiej strony mam dzisiaj parszywy humor, i może być mi ciężko uśmiechać się do tych wszystkich dzieci. Dobrze, że Kaśka ma Wrone. Wyglądają razem na takich szczęśliwych... Zresztą to tak jak ja z Włodim. Ciekawe czy mogłabym do niego pojechać, pogadać czy nawet po prostu przytulić. Wyciągam telefon z kieszeni, spoglądam na wyświetlacz, wybieram numer Wojtka i przykładam telefon do ucha. Po kilku sygnałach słyszę głos przyjmującego.
-Emilka?
-Wojtek. Ja...Masz może czas?- Pytam cicho.
-Coś się stało miśka? W tej chwili jestem wolny.
-Mogłabym do ciebie przyjechać...? Musze z kimś pogadać, bo zwariuje.
-Jasne, wpadaj. Nie pukaj, tylko od razu wchodź.
-Dziękuję...-mówię cicho. -Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.- Odpowiada Włodi i się rozłącza.
Droga do mieszkania Włodarczyka zajmuje mi 15 minut. Wchodzę po schodach na samą górę i cicho wchodzę do mieszkania przyjmującego. Z salonu dochodzi dźwięk muzyki. Udaje się w tamtą stronę i dostrzegam Wojtka siedzącego na kanapie. Słysząc moje kroki, odwraca się w moją stronę i uśmiecha szeroko.
-Kochanie!- Mówi wesoło, zrywa się z kanapy i daje mi buziaka.
-Hej...-mówię słabo.
Mina Włodarczyka zmienia się błyskawicznie z wesołej, na poważną.
-Chodź, usiądziemy. Co jest?- Dodaje gdy usadawiamy się wygodnie na kanapie. Z telewizora leci muzyka nadawana przez MTV.
-Wiesz...-Wzdycham ciężko i opowiadam mu o felernym treningu Kaśki. Gdy kończę opowieść, do oczu cisną mi się łzy.
-Skarbie...Wierzbicka z tego wyjdzie bez problemu. Jest silna, tak jak moja dziewczyna.- Włodarczyk przytula mnie lekko, a ja opieram głowę na jego piersi.
-Kocham cie.- Mówię.- Ale alej mnie nie uspokoiłeś. Ta kontuzja wyglądała bardzo poważnie. To wykończy ją, i naszą drużynę. Świetna z niej środkowa, a w naszym klubie na tej pozycji mamy braki. Do tego zbliżają się ważne mecze, i nabór do Reprezentacji Juniorek. Wiem, że chciała spróbować pokazać na co ją stać. A w tym stanie...
W telewizji zaczyna lecieć ''Can you feel the love tonight'' Eltona Johna.
-Zobaczysz...wszystko będzie dobrze. Zostanę tu z tobą, mamy cały dzień dla siebie. Miałem iść z chłopakami na koncert Justina Timberlake'a, ale już do nich napisałem, że to nie wypali i oddali bilet jakiejś fance.
''There's a calm surrender, to the rush of day''
Wiem, że to co teraz powiem nie spodoba się Wojtkowi. Biorę głęboki oddech i mówię spokojnie:
-Wojtek...Nic z tego.
-Jak to nic z tego?- Pyta zdziwiony Wojtek.
''It's enough for this restless warrior, just to be with you''
-Mój klub organizuje dzisiaj turniej oraz naukę gry w siatkę, już dawno zgłosiłam się na ochotnika. Będę ''trenerką'' i zawodniczką.Nie będzie mnie cały dzień, wrócę wieczorem...Zawsze chciałam to robić. Przykro mi...- Spoglądam ze smutkiem w pełne złości oczy Włodiego.
''And can you feel the love tonight?''
-Co ty pieprzysz?- Wojtek pyta z niedowierzaniem.
-Nie będzie mnie. Idę na treningi z dziećmi. Przykro mi.- Mówię ze smutkiem. Naprawdę wolałabym z nim zostać.-Chciałabym z tobą zostać...
-Powinnaś była to ze mną ustalić! Przez ciebie straciłem koncert, będę siedział sam w domu, a ty będziesz się świetnie bawić! Po prostu super!
''And can you feel the love tonight? How it's laid to rest.''
-A ty mi do cholery powiedziałeś, że idziesz na koncert? Może ja bym chętnie poszła z tobą?!
-I teraz to ja wychodzę na tego złego tak?- Wojtek krzyżuje ramiona na piersi.
-Nie! Ale zastanów się co do mnie mówisz Włodarczyk!
-Włodarczyk? Już nie skarbie? No tak... Towarzystwo dzieci jest dużo lepsze od towarzystwa twojego chłopaka!
''There's a rhyme and reason, to the wild outdoors.''
-O czym ty mówisz...Wojtek... Dobrze wiesz, że...- Próbuje dokończyć, lecz Wojtek nie daje mi szansy.
-A może ty kogoś masz, co? Niby idziesz na trening z dziećmi, a spotykasz się z jakimś facetem, co?
-O co ty mnie osądzasz?- Grunt usuwa mi się spod stóp.
''And can you feel the love tonight? It is where we are.''
-Dobrze wiesz o co... Ja ci już nie wystarczałem, nie?
-Do cholery... Nie zdradzam cie palancie, ale mam cie już dość! Nie masz prawa mnie w tak bezczelny sposób osądzać. Nie masz prawa.Rozumiesz to?!
''It's enough for this wide-eyed wanderer, that we got this far.''
-I tak nic do ciebie nie czułem. Myślałem, że to przyjdzie z czasem. Zrywam z tobą.- Wojtek wbija mi sztylet w serce.
Z płaczem wybiegam z mieszkania tego palanta, i zbiegam po schodach. Jak on mógł?! Ja go tak kochałam... Biegnę przez blokowisko, wpadając po drodze na starszą kobietę, która krzyczy za mną:
-Uważaj jak biegniesz!
Ja jednak nic sobie z tego nie robiąc nie rozglądając się przebiegam przez pasy.
Ból...
Ciemność...
Strach...
Czuje ból w całym ciele... Pogruchotane kości, sprawiają ból nie do zniesienia. Ostatkiem sił walczę z wszechobecną ciemnością. Ta jednak mnie pochłania coraz bardziej...
-...pani...jest?Niech...coś...Budzić.
Docierają do mnie tylko pojedyncze słowa. Ból sprawia, że tracę resztki świadomości i powoli tracę przytomność. Ostatnią rzeczą jaką czuje jest silne uciskanie klatki piersiowej. To pewnie ten ktoś, próbuje mnie uratować, ale ja wiem, że to nic nie da. że to już koniec.
Jak wam się podoba rozdział? Jak uczucia po pierwszym dniu szkoły? :D W mojej klasie pojawiły się nowe twarze. Komentujcie proszę! :) Jak myślicie? Co się dalej stanie? Emilka przeżyje? Jakie będą wyniki Kaśki? Czy Włodi i Emi będą razem? Kasia się pozbiera, po odniesieniu kontuzji? Piszcie! :D
Emilka
Zmęczona rzucam klucze na stolik i opadam na kanapę. Nogi podciągam pod brodę i oddaje się myślom, które nie są moimi przyjaciółmi. Kontuzja Kaśki wyglądała na tyle poważnie, że może ją wykluczyć z gry na dłużej.To ją może dobić, ją i naszą drużynę zresztą też. Do tego czeka mnie jeszcze dzisiejszy turniej...Na pewno może to być coś ciekawego, coś czego nigdy nie robiłam, ale z drugiej strony mam dzisiaj parszywy humor, i może być mi ciężko uśmiechać się do tych wszystkich dzieci. Dobrze, że Kaśka ma Wrone. Wyglądają razem na takich szczęśliwych... Zresztą to tak jak ja z Włodim. Ciekawe czy mogłabym do niego pojechać, pogadać czy nawet po prostu przytulić. Wyciągam telefon z kieszeni, spoglądam na wyświetlacz, wybieram numer Wojtka i przykładam telefon do ucha. Po kilku sygnałach słyszę głos przyjmującego.
-Emilka?
-Wojtek. Ja...Masz może czas?- Pytam cicho.
-Coś się stało miśka? W tej chwili jestem wolny.
-Mogłabym do ciebie przyjechać...? Musze z kimś pogadać, bo zwariuje.
-Jasne, wpadaj. Nie pukaj, tylko od razu wchodź.
-Dziękuję...-mówię cicho. -Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.- Odpowiada Włodi i się rozłącza.
Droga do mieszkania Włodarczyka zajmuje mi 15 minut. Wchodzę po schodach na samą górę i cicho wchodzę do mieszkania przyjmującego. Z salonu dochodzi dźwięk muzyki. Udaje się w tamtą stronę i dostrzegam Wojtka siedzącego na kanapie. Słysząc moje kroki, odwraca się w moją stronę i uśmiecha szeroko.
-Kochanie!- Mówi wesoło, zrywa się z kanapy i daje mi buziaka.
-Hej...-mówię słabo.
Mina Włodarczyka zmienia się błyskawicznie z wesołej, na poważną.
-Chodź, usiądziemy. Co jest?- Dodaje gdy usadawiamy się wygodnie na kanapie. Z telewizora leci muzyka nadawana przez MTV.
-Wiesz...-Wzdycham ciężko i opowiadam mu o felernym treningu Kaśki. Gdy kończę opowieść, do oczu cisną mi się łzy.
-Skarbie...Wierzbicka z tego wyjdzie bez problemu. Jest silna, tak jak moja dziewczyna.- Włodarczyk przytula mnie lekko, a ja opieram głowę na jego piersi.
-Kocham cie.- Mówię.- Ale alej mnie nie uspokoiłeś. Ta kontuzja wyglądała bardzo poważnie. To wykończy ją, i naszą drużynę. Świetna z niej środkowa, a w naszym klubie na tej pozycji mamy braki. Do tego zbliżają się ważne mecze, i nabór do Reprezentacji Juniorek. Wiem, że chciała spróbować pokazać na co ją stać. A w tym stanie...
W telewizji zaczyna lecieć ''Can you feel the love tonight'' Eltona Johna.
-Zobaczysz...wszystko będzie dobrze. Zostanę tu z tobą, mamy cały dzień dla siebie. Miałem iść z chłopakami na koncert Justina Timberlake'a, ale już do nich napisałem, że to nie wypali i oddali bilet jakiejś fance.
''There's a calm surrender, to the rush of day''
Wiem, że to co teraz powiem nie spodoba się Wojtkowi. Biorę głęboki oddech i mówię spokojnie:
-Wojtek...Nic z tego.
-Jak to nic z tego?- Pyta zdziwiony Wojtek.
''It's enough for this restless warrior, just to be with you''
-Mój klub organizuje dzisiaj turniej oraz naukę gry w siatkę, już dawno zgłosiłam się na ochotnika. Będę ''trenerką'' i zawodniczką.Nie będzie mnie cały dzień, wrócę wieczorem...Zawsze chciałam to robić. Przykro mi...- Spoglądam ze smutkiem w pełne złości oczy Włodiego.
''And can you feel the love tonight?''
-Co ty pieprzysz?- Wojtek pyta z niedowierzaniem.
-Nie będzie mnie. Idę na treningi z dziećmi. Przykro mi.- Mówię ze smutkiem. Naprawdę wolałabym z nim zostać.-Chciałabym z tobą zostać...
-Powinnaś była to ze mną ustalić! Przez ciebie straciłem koncert, będę siedział sam w domu, a ty będziesz się świetnie bawić! Po prostu super!
''And can you feel the love tonight? How it's laid to rest.''
-A ty mi do cholery powiedziałeś, że idziesz na koncert? Może ja bym chętnie poszła z tobą?!
-I teraz to ja wychodzę na tego złego tak?- Wojtek krzyżuje ramiona na piersi.
-Nie! Ale zastanów się co do mnie mówisz Włodarczyk!
-Włodarczyk? Już nie skarbie? No tak... Towarzystwo dzieci jest dużo lepsze od towarzystwa twojego chłopaka!
''There's a rhyme and reason, to the wild outdoors.''
-O czym ty mówisz...Wojtek... Dobrze wiesz, że...- Próbuje dokończyć, lecz Wojtek nie daje mi szansy.
-A może ty kogoś masz, co? Niby idziesz na trening z dziećmi, a spotykasz się z jakimś facetem, co?
-O co ty mnie osądzasz?- Grunt usuwa mi się spod stóp.
''And can you feel the love tonight? It is where we are.''
-Dobrze wiesz o co... Ja ci już nie wystarczałem, nie?
-Do cholery... Nie zdradzam cie palancie, ale mam cie już dość! Nie masz prawa mnie w tak bezczelny sposób osądzać. Nie masz prawa.Rozumiesz to?!
''It's enough for this wide-eyed wanderer, that we got this far.''
-I tak nic do ciebie nie czułem. Myślałem, że to przyjdzie z czasem. Zrywam z tobą.- Wojtek wbija mi sztylet w serce.
Z płaczem wybiegam z mieszkania tego palanta, i zbiegam po schodach. Jak on mógł?! Ja go tak kochałam... Biegnę przez blokowisko, wpadając po drodze na starszą kobietę, która krzyczy za mną:
-Uważaj jak biegniesz!
Ja jednak nic sobie z tego nie robiąc nie rozglądając się przebiegam przez pasy.
Ból...
Ciemność...
Strach...
Czuje ból w całym ciele... Pogruchotane kości, sprawiają ból nie do zniesienia. Ostatkiem sił walczę z wszechobecną ciemnością. Ta jednak mnie pochłania coraz bardziej...
-...pani...jest?Niech...coś...Budzić.
Docierają do mnie tylko pojedyncze słowa. Ból sprawia, że tracę resztki świadomości i powoli tracę przytomność. Ostatnią rzeczą jaką czuje jest silne uciskanie klatki piersiowej. To pewnie ten ktoś, próbuje mnie uratować, ale ja wiem, że to nic nie da. że to już koniec.
Jak wam się podoba rozdział? Jak uczucia po pierwszym dniu szkoły? :D W mojej klasie pojawiły się nowe twarze. Komentujcie proszę! :) Jak myślicie? Co się dalej stanie? Emilka przeżyje? Jakie będą wyniki Kaśki? Czy Włodi i Emi będą razem? Kasia się pozbiera, po odniesieniu kontuzji? Piszcie! :D
piątek, 29 sierpnia 2014
Liebster Award
Dziękuję za nominacje tobie droga Emilko ( http://szkrzatek.blogspot.com ), to naprawdę wspaniałe, że doceniłaś moją prace! Jest to naprawdę coś cudownego, i bardzo chętnie nominuje kolejne blogi do tej świetnej zabawy oraz odpowiem na postawione przez ciebie pytania Tutaj macie pytania oraz postawione na nie odpowiedzi
1. Jaki jest Twój ulubiony klub siatkarski ?Na pierwszym miejscu w moim serduchu znajduje się ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, jednak PGE Skrę Bełchatów, również darze ciepłymi uczuciami. To właśnie te dwa kluby się dla mnie liczą.
2. Trenujesz siatkówkę ?
1. Jaki jest Twój ulubiony klub siatkarski ?Na pierwszym miejscu w moim serduchu znajduje się ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, jednak PGE Skrę Bełchatów, również darze ciepłymi uczuciami. To właśnie te dwa kluby się dla mnie liczą.
2. Trenujesz siatkówkę ?
Z treningami jest u mnie naprawdę ciężko (brak, daleko), ale u mnie na w-fie siatkówka jest prawie cały czas i za to błogosławie moją nauczycielkę
3. Jaki inny sport oprócz siatkówki cię interesuje ?
Uwielbiam skoki narciarskie, jako mała dziewczynka darłam się do telewizora z pomalowaną twarzą i gorąco kibicowałam Adamowi Małyszowi Poza tym jeździectwo, też jest fajną dyscypliną (kocham konie)
Uwielbiam skoki narciarskie, jako mała dziewczynka darłam się do telewizora z pomalowaną twarzą i gorąco kibicowałam Adamowi Małyszowi Poza tym jeździectwo, też jest fajną dyscypliną (kocham konie)
4. Twój ulubiony rozgrywający to... ?Tutaj typowałabym trzech zawodników: Pawła Zagumnego, Łukasza Żygadło oraz Nicolasa Uriarte
5. Byłaś na jakimś meczu na żywo ? Jak tak to jakim ?
Niestety nie miałam takiej możliwości...
Niestety nie miałam takiej możliwości...
6. Dlaczego zaczęłaś prowadzić bloga ?
Namówiła mnie taka jedna Emilka, A poza tym uwielbiam tworzyć
Namówiła mnie taka jedna Emilka, A poza tym uwielbiam tworzyć
7. Ile masz lat ?W Maju skończyłam 17 lat, wiem starucha ze mnie
8. Jaki masz rozmiar buta ?Na prawdę chcecie to wiedzieć? xD Mój rozmiar buta to 42... ;( Wiecie jak ciężko jest dziewczynie kupić tak duże buty? Za to mogę nieźle dokopać
9. Jacy/jaki są/jest twoi/twój ulubieni/ulubiony siatkarze/siatkarz..?Moim ulubieńcem jest Marcin Możdżonek, jednak bardzo lubię także Krzyśka Ignaczaka,Pawła Zagumnego, Michała Kubiaka,Nicolasa Uriarte, Łukasza Żygadło, Mariusza Wlazłego, Arka Gołasia oraz Wojtka Włodarczyka.
10. Czy wywieszasz flagę Polski na czas trwania MŚ ?
Jeśli przyjdzie paczka z flagą w środku Jeśli nie, to na pewno wywieszę coś na oknie
Jeśli przyjdzie paczka z flagą w środku Jeśli nie, to na pewno wywieszę coś na oknie
11. Masz Cyfrowy Polsat ? Dzięki moim rodzicom tak xD Nie mogę jechać na żadem mecz, więc chociaż w tv obejrzę sobie mecze...!
Oto blogi, które nominuje:
1. http://stan-wyprostowany-nawet.blogspot.com
2. http://moni2824-siatkarskie-szczescie.blogspot.com
3. http://juz-wiem-dokad-zmierzam.blogspot.com
Pytania na, które macie odpowiedzieć:1. Twój ulubiony klub siatkarski, to?
2. Twój rozmiar buta, to?
3. Trenujesz siatkówkę?
4. Hobby poza siatkówką?
5. Twój/oi ulubiony/eni siatkarz/e, to?
6. Odkąd interesujesz się siatkówką?
7. Twój ulubiony trener to?
8. Ile masz lat?
9. Co jest powodem tego, że piszesz?
10. Jakim reprezentacjom kibicujesz?
11. Czy masz kogoś z kim możesz pogadać o siatkówce?
2. Twój rozmiar buta, to?
3. Trenujesz siatkówkę?
4. Hobby poza siatkówką?
5. Twój/oi ulubiony/eni siatkarz/e, to?
6. Odkąd interesujesz się siatkówką?
7. Twój ulubiony trener to?
8. Ile masz lat?
9. Co jest powodem tego, że piszesz?
10. Jakim reprezentacjom kibicujesz?
11. Czy masz kogoś z kim możesz pogadać o siatkówce?
To tyle, i jeszcze raz wielkie dzięki za nominacje!
niedziela, 17 sierpnia 2014
Rozdział XI
Trzy miesiące później
Kasia
Zaczynamy trening. Na początek standardowe 20 kółek wokół hali, rozgrzewka i wybieranie drużyn. Dzisiaj mam ten komfort, że to ja i Agata wybieramy drużyny. Do mojej trafiają Monika, Anka, Aśka, Justyna i Paula. W drużynie Agaty natomiast są Emi,Ewelina,Sandra, Daria oraz Klaudia. Tych ostatnich można się obawiać, tak samo jak pani Kapitan czy Emilki, mocny skład . Mecz trwa w najlepsze, a moja drużyna przegrywa w ostatnim secie 14:13. Zagrywka Agaty, obrona Moniki i felerne rozegranie do mnie przez Ankę, która rozgrywa wprost na słupek. Wyskakuje do góry, atakuje i całym ciężarem ciała ląduje na lewej nodze, która nienaturalne wygina się w kolanie. Ląduje na parkiecie i zwijam się z potwornego bólu, do oczu napływają mi łzy. Do bólu nogi dołącza ogromny ból podbrzusza. Wokół mnie zbiera się cała drużyna wraz z trenerem, który pyta poważnie zmartwiony:
-Dasz rade wstać?
Kręcę głową i dodaje zwracając się do Emilki:
-Emi weź z torby mój telefon i zadzwoń po Andrzeja aby tu przyjechał. Autem.Wyjaśnij mu wszystko.
Emilka kiwa głową i wbiega do szatni.
-Dziewczyny przenieśmy ją na bok.- mówi trener.
Tworzą żywe nosze i znoszą mnie na bok.
-Na dzisiaj koniec... Możecie się przebrać.-Dodaje po chwili.
Dziewczyny spoglądając na mnie ze współczuciem wchodzą do szatni. Po chwili wynurza się z niej przyjaciółka.
-Wronka będzie za 10 minut.-mówi.
-To dobrze.-mówię i zasłaniam twarz rękoma.
-Możesz ruszyć nogą?- Trener zadaje kolejne pytanie.
Próbuje, i moją nogę przeszywa fala potężnego bólu. Ze łzami w oczach kręcę przecząco głową.
-Spuchnięte...- Mówi Emi oglądając kolano.
-Skocz po lód.-Trener wydaje polecenie Emilce. Ta szybko wykonuje polecenie i po chwili przykłada go do obolałego kolana.Przynosi to sporą ulgę. Spoglądam na nią i mówię:
-Nie musisz tutaj być...
-Ale chce. Poczekam tu, dopóki nie przyjedzie Andrzej po to aby cie zawieść do szpitala.
-Dziękuję...- Szepce, a do moich oczu napływają łzy wzruszenia.
-W końcu jesteśmy przyjaciółkami, nie?- Mówi i mruga szybko aby pozbyć się napływających do oczu łez.
Zamykam oczy i myślę o wszystkim, tylko nie o kolanie. Jakiś czas później (wydaje mi się, że są to lata) słyszę dźwięk otwieranych drzwi i szybkie kroki. Otwieram oczy, Andrzej.
-Co się stało?- słychać wyraźny niepokój w jego głosie.
-Mały upadek.-wykrzywiam usta w uśmiechu.
Trener podaje rękę Andrzejowi, i od razu przechodzi do rzeczy.
-Upadła, i to w bardzo niepokojący sposób. Prawdopodobnie jest to uraz kolana. Poważny na tyle, że ma problem z podniesieniem się. Możesz ją zawieźć do szpitala?
-Oczywiście.- Odpowiada Wrona i kiwa głową.
Wraz z trenerem pomagają mi wstać. Obejmuje ramieniem Andrzeja i ruszamy w kierunku drzwi, przy których Emi podaje mi torbę. Dziękuję jej i wychodzę z ukochanym na chłodny Styczniowy mróz. Chłopak pomaga mi ubrać kurtkę. Spodenek nie zmieniam, ponieważ byłoby to zbyt bolesne. Szybko docieramy do auta, wsiadam do niego z pomocą Andrzeja. W aucie jest strasznie nie wygodnie ze względu na nogę. Do szpitala miejskiego im. Jana Pawła II docieramy po 20 minutach. Na miejscu Andrzej tłumaczy recepcjonistce powagę sytuacji, ta kiwa głową i dzwoni do gabinetu chirurga. Ten przyjmuje nas po kwadransie. Do gabinetu lekarskiego wchodzę razem z ukochanym. Za biurkiem siedzi starszy mężczyzna, witając nas z uśmiechem.
-Połóż się proszę.- mówi wskazując dłonią na kozetkę.
Wykonuje polecenie, a lekarz przechodzi do oglądania kolana. Gdy karze mi wstać, z milczeniem nie wytrzymuje i pytam nerwowo:
-Co mi jest?
Spogląda na mnie znad okularów i odpowiada fachowo:
-Aby potwierdzić moje przypuszczenia musimy wykonać RTG oraz USG.
-Jakie przypuszczenia?- pyta środkowy.
Lekarz ignoruje pytanie, wypisuje coś na karteczce, którą po chwili mi podaje i odzywa się cicho.
-Z tą karteczką udajcie się do sali 25, na miejscu podajcie tą karteczkę recepcjonistce. Wyniki bez opisu będą od razu, zabierzcie je i przyjdźcie tutaj.
Dwa kwadransy później stoimy pod gabinetem chirurga. Kilka chwil później lekarz woła nas do środka. Na miejscu, nic nie mówiąc wyciąga rękę po wyniki. Oglądając je kiwa lekko głową.
-Tak myślałem.- Spogląda na mnie.- Szkoda, że się nie pomyliłem.
-O co chodzi?- pytam.
-Skręciła pani staw kolanowy. Niestety jest to skręcenie III stopnia, należy ono do najcięższych.-Chirurg spogląda na zdjęcie i po chwili kontynuuje.-Ma pani uszkodzoną łękotkę oraz zerwane więzadło.
-Nie brzmi to optymistycznie.- Wykrzywiam usta.
-Bo takie nie jest... Wyląduje pani w szpitalu, gdzie czeka panią artroskopia. Przy okazji zrobimy inne wyniki aby sprawdzić czy wszystko inne jest w najlepszym porządku. Po artroskopii czeka panią rehabilitacja.
-Kiedy będę mogła wrócić do treningów? Za miesiąc mam ważne mecze. Będę rozpatrywana przy naborze do Reprezentacji Polski Juniorek w Siatkówce na przyszły rok. Musze trzymać formę...
-Obawiam się, że to nie możliwe. Może za dwa miesiące będzie mogła pani zdjąć usztywnienie.
-Nie rozumiem...- mówię zdezorientowana.
-Treningi będzie mogła pani wznowić jeśli dobrze pójdzie za 300 dni. Jeśli pójdzie źle za jakieś 360. Przykro mi, ale musi pani pamiętać o tym, że zbyt wczesny powrót do treningów oraz niedokończony proces leczenia grożą poważnymi konsekwencjami leczonymi tylko i wyłącznie zabiegami chirurgicznymi wiążącymi się z długotrwałą przerwą od sportu. Dlatego niech kieruje się pani maksymą: ''Wyleczyć, a nie zaleczyć''.
-Jak to... Rok? Rok?! Za rok to ja mogę się pożegnać z jakimikolwiek szansami! To całe moje życie...- Dodaje z łzami w oczach.
-Będzie miała pani jeszcze nie jedną szanse...
-Doktor ma racje... Teraz przede wszystkim musisz wrócić do zdrowia.- Mówi Andrzej.
-Odkąd odkryłam ten sport, stał się on moim życiem. Ja nie mogę nie grać...-Spoglądam w oczy lekarzowi, błagając Boga o to aby ten mnie zrozumiał.
-Rozumiem, ale jeśli chce pani jeszcze wrócić do gry to trzeba to wyleczyć. Nie ma innej opcji.
Zamykam oczy, trę ręką po czole i dochodzę do wniosku, że lekarz może mieć racje.
-Dobrze... Jeśli poddam się leczeniu, to czy mam szanse wrócić do sportu?-pytam.
-Oczywiście, ale musisz liczyć się z tym, że kontuzja może się odnawiać.
Kiwam głową, i krzywię się lekko. Tak myślałam.
-Obawiam się, że będzie musiała pani zakupić kule.-Lekarz spogląda mi w oczy.
Spoglądam na Andrzeja, i z uśmiechem pytam:
-Andrzej masz jeszcze te swoje kule?
-Jasne, że mam.- Chłopak uśmiecha się szeroko.
Lekarz pociera ręką o rękę, i mówi zadowolony:
-Doskonale! Za chwile przygotujemy pani sale. Czy mógłby pan przywieźć swojej siostrze to co trzeba do szpitala?
Oboje z Andrzejem wybuchamy śmiechem.
-Oczywiście, ale to moja dziewczyna.- Andrzej chwyta mnie za dłoń.
-Och...Przepraszam. Wyglądacie na rodzeństwo.
-Nic nie szkodzi.-Odpowiadam za nas oboje.
-Dobrze to ja już pojadę.-Mówi Andrzej i wychodzi z gabinetu.
Po wyjściu Andrzeja z gabinetu, chirurg przechodzi do tłumaczenia tego co dalej.
-Dobrze...Najpierw czeka na panią Artroskopia, oraz badania sprawdzające czy wszystko w pani organizmie jest okej. Musimy to wiedzieć. Następnie po otrzymaniu wyników, jeśli wszystko będzie w porządku założymy pani stabilizator i przejdziemy do rehabilitacji. Tak na przyszłość, polecam zakładanie stabilizatorów.
Kiwam głową po to, aby pokazać, że wszystko zrozumiałam.
Dwie godziny później
Kładę się na niewygodne łóżko szpitalne i leże wpatrzona w sufit. Właśnie wróciłam z badan, które pochłonęły resztkę moich sił. Zmęczona zamykam oczy i w momencie gdy już prawie znajduje się w objęciach morfeusza słyszę głos mamy.
-Córciu! Jak się czujesz?!
Z krzywą miną otwieram oczy, opieram się o ścianę i odpowiadam skwaszonym tonem:
-Myślisz, że jak mogę się czuć ze skręconym stawem kolanowym?
-Zobaczysz! Wszystko się ułoży! Jest dobrze.- odpowiada mama optymistycznym tonem.
-Nie jest dobrze!- Podnoszę głos.- Jestem wykluczona z gry! Na rok. Rozumiesz? Rok! Wszystko co kocham musi poczekać rok!
-Córciu...-mówi mama niepewnym głosem.
-Daj spokój.- Kręcę głową.- Nie chce mi się rozmawiać. Wyjdź proszę.
Mama niepewnie zostawia reklamówkę na szpitalnej szafeczce, i wychodząc z sali zamyka za sobą drzwi. Zasłaniam twarz rękoma i zaczynam płakać. Ona nigdy tego nie zrozumie... Najpierw straciłam tatę, konie i rodzeństwo...Teraz straciłam jeszcze siatkówkę.
Rozlega się pukanie do drzwi oraz dochodzący zza nich głos Andrzeja:
-Kasieńko? Wszystko dobrze? Mogę wejść?
-Daj mi spokój...Proszę. Musze zostać sama. Ale jak możesz zadzwoń do Emilki, i poproś o przyjazd tutaj.
-Jasne...- Odpowiada cicho Andrzej.
Andrzej
W głosie Kasiu czuć załamanie. Wiem co to znaczy odnieść kontuzje, ale aż takiej nigdy nie odniosłem...Postanawiam dać jej trochę spokoju, dać jej chwile do przemyśleń. Wykonam jej prośbę, i zadzwonię do Emilki. Wyciągam telefon z kieszeni i wybieram numer dziewczyny.
Przerywany sygnał...Dziwne.
Dzwonie jeszcze raz, i znowu to samo. Pip...Pip...
W momencie gdy wybieram numer libero po raz trzeci dzwoni do mnie Włodi. Odbieram.
-Halo? Cześć Wojtek. Co jest?
-Emilka...Ja...-W słuchawce słychać płacz i dźwięk sygnału karetki.
Zaniepokojony pytam jeszcze raz:
-Stary co jest? Coś ci się stało?!
Chwilowa cisza, i znowu rozlega się głos przyjaciela w słuchawce.
-Mi nie...
-To komu?- Moje ciało przeszywa mróz. Boje się odpowiedzi na to pytanie.
-Emilce...Potrącił ją samochód. To moja wina...
Czuje, że robi mi się słabo. Telefon wypada mi z dłoni.
Jak wam się podoba nowy rozdział? :D Przepraszam za przerwę, ale przez mój dom przewinęło się pół rodziny xD Komentujcie :)
Kasia
Zaczynamy trening. Na początek standardowe 20 kółek wokół hali, rozgrzewka i wybieranie drużyn. Dzisiaj mam ten komfort, że to ja i Agata wybieramy drużyny. Do mojej trafiają Monika, Anka, Aśka, Justyna i Paula. W drużynie Agaty natomiast są Emi,Ewelina,Sandra, Daria oraz Klaudia. Tych ostatnich można się obawiać, tak samo jak pani Kapitan czy Emilki, mocny skład . Mecz trwa w najlepsze, a moja drużyna przegrywa w ostatnim secie 14:13. Zagrywka Agaty, obrona Moniki i felerne rozegranie do mnie przez Ankę, która rozgrywa wprost na słupek. Wyskakuje do góry, atakuje i całym ciężarem ciała ląduje na lewej nodze, która nienaturalne wygina się w kolanie. Ląduje na parkiecie i zwijam się z potwornego bólu, do oczu napływają mi łzy. Do bólu nogi dołącza ogromny ból podbrzusza. Wokół mnie zbiera się cała drużyna wraz z trenerem, który pyta poważnie zmartwiony:
-Dasz rade wstać?
Kręcę głową i dodaje zwracając się do Emilki:
-Emi weź z torby mój telefon i zadzwoń po Andrzeja aby tu przyjechał. Autem.Wyjaśnij mu wszystko.
Emilka kiwa głową i wbiega do szatni.
-Dziewczyny przenieśmy ją na bok.- mówi trener.
Tworzą żywe nosze i znoszą mnie na bok.
-Na dzisiaj koniec... Możecie się przebrać.-Dodaje po chwili.
Dziewczyny spoglądając na mnie ze współczuciem wchodzą do szatni. Po chwili wynurza się z niej przyjaciółka.
-Wronka będzie za 10 minut.-mówi.
-To dobrze.-mówię i zasłaniam twarz rękoma.
-Możesz ruszyć nogą?- Trener zadaje kolejne pytanie.
Próbuje, i moją nogę przeszywa fala potężnego bólu. Ze łzami w oczach kręcę przecząco głową.
-Spuchnięte...- Mówi Emi oglądając kolano.
-Skocz po lód.-Trener wydaje polecenie Emilce. Ta szybko wykonuje polecenie i po chwili przykłada go do obolałego kolana.Przynosi to sporą ulgę. Spoglądam na nią i mówię:
-Nie musisz tutaj być...
-Ale chce. Poczekam tu, dopóki nie przyjedzie Andrzej po to aby cie zawieść do szpitala.
-Dziękuję...- Szepce, a do moich oczu napływają łzy wzruszenia.
-W końcu jesteśmy przyjaciółkami, nie?- Mówi i mruga szybko aby pozbyć się napływających do oczu łez.
Zamykam oczy i myślę o wszystkim, tylko nie o kolanie. Jakiś czas później (wydaje mi się, że są to lata) słyszę dźwięk otwieranych drzwi i szybkie kroki. Otwieram oczy, Andrzej.
-Co się stało?- słychać wyraźny niepokój w jego głosie.
-Mały upadek.-wykrzywiam usta w uśmiechu.
Trener podaje rękę Andrzejowi, i od razu przechodzi do rzeczy.
-Upadła, i to w bardzo niepokojący sposób. Prawdopodobnie jest to uraz kolana. Poważny na tyle, że ma problem z podniesieniem się. Możesz ją zawieźć do szpitala?
-Oczywiście.- Odpowiada Wrona i kiwa głową.
Wraz z trenerem pomagają mi wstać. Obejmuje ramieniem Andrzeja i ruszamy w kierunku drzwi, przy których Emi podaje mi torbę. Dziękuję jej i wychodzę z ukochanym na chłodny Styczniowy mróz. Chłopak pomaga mi ubrać kurtkę. Spodenek nie zmieniam, ponieważ byłoby to zbyt bolesne. Szybko docieramy do auta, wsiadam do niego z pomocą Andrzeja. W aucie jest strasznie nie wygodnie ze względu na nogę. Do szpitala miejskiego im. Jana Pawła II docieramy po 20 minutach. Na miejscu Andrzej tłumaczy recepcjonistce powagę sytuacji, ta kiwa głową i dzwoni do gabinetu chirurga. Ten przyjmuje nas po kwadransie. Do gabinetu lekarskiego wchodzę razem z ukochanym. Za biurkiem siedzi starszy mężczyzna, witając nas z uśmiechem.
-Połóż się proszę.- mówi wskazując dłonią na kozetkę.
Wykonuje polecenie, a lekarz przechodzi do oglądania kolana. Gdy karze mi wstać, z milczeniem nie wytrzymuje i pytam nerwowo:
-Co mi jest?
Spogląda na mnie znad okularów i odpowiada fachowo:
-Aby potwierdzić moje przypuszczenia musimy wykonać RTG oraz USG.
-Jakie przypuszczenia?- pyta środkowy.
Lekarz ignoruje pytanie, wypisuje coś na karteczce, którą po chwili mi podaje i odzywa się cicho.
-Z tą karteczką udajcie się do sali 25, na miejscu podajcie tą karteczkę recepcjonistce. Wyniki bez opisu będą od razu, zabierzcie je i przyjdźcie tutaj.
Dwa kwadransy później stoimy pod gabinetem chirurga. Kilka chwil później lekarz woła nas do środka. Na miejscu, nic nie mówiąc wyciąga rękę po wyniki. Oglądając je kiwa lekko głową.
-Tak myślałem.- Spogląda na mnie.- Szkoda, że się nie pomyliłem.
-O co chodzi?- pytam.
-Skręciła pani staw kolanowy. Niestety jest to skręcenie III stopnia, należy ono do najcięższych.-Chirurg spogląda na zdjęcie i po chwili kontynuuje.-Ma pani uszkodzoną łękotkę oraz zerwane więzadło.
-Nie brzmi to optymistycznie.- Wykrzywiam usta.
-Bo takie nie jest... Wyląduje pani w szpitalu, gdzie czeka panią artroskopia. Przy okazji zrobimy inne wyniki aby sprawdzić czy wszystko inne jest w najlepszym porządku. Po artroskopii czeka panią rehabilitacja.
-Kiedy będę mogła wrócić do treningów? Za miesiąc mam ważne mecze. Będę rozpatrywana przy naborze do Reprezentacji Polski Juniorek w Siatkówce na przyszły rok. Musze trzymać formę...
-Obawiam się, że to nie możliwe. Może za dwa miesiące będzie mogła pani zdjąć usztywnienie.
-Nie rozumiem...- mówię zdezorientowana.
-Treningi będzie mogła pani wznowić jeśli dobrze pójdzie za 300 dni. Jeśli pójdzie źle za jakieś 360. Przykro mi, ale musi pani pamiętać o tym, że zbyt wczesny powrót do treningów oraz niedokończony proces leczenia grożą poważnymi konsekwencjami leczonymi tylko i wyłącznie zabiegami chirurgicznymi wiążącymi się z długotrwałą przerwą od sportu. Dlatego niech kieruje się pani maksymą: ''Wyleczyć, a nie zaleczyć''.
-Jak to... Rok? Rok?! Za rok to ja mogę się pożegnać z jakimikolwiek szansami! To całe moje życie...- Dodaje z łzami w oczach.
-Będzie miała pani jeszcze nie jedną szanse...
-Doktor ma racje... Teraz przede wszystkim musisz wrócić do zdrowia.- Mówi Andrzej.
-Odkąd odkryłam ten sport, stał się on moim życiem. Ja nie mogę nie grać...-Spoglądam w oczy lekarzowi, błagając Boga o to aby ten mnie zrozumiał.
-Rozumiem, ale jeśli chce pani jeszcze wrócić do gry to trzeba to wyleczyć. Nie ma innej opcji.
Zamykam oczy, trę ręką po czole i dochodzę do wniosku, że lekarz może mieć racje.
-Dobrze... Jeśli poddam się leczeniu, to czy mam szanse wrócić do sportu?-pytam.
-Oczywiście, ale musisz liczyć się z tym, że kontuzja może się odnawiać.
Kiwam głową, i krzywię się lekko. Tak myślałam.
-Obawiam się, że będzie musiała pani zakupić kule.-Lekarz spogląda mi w oczy.
Spoglądam na Andrzeja, i z uśmiechem pytam:
-Andrzej masz jeszcze te swoje kule?
-Jasne, że mam.- Chłopak uśmiecha się szeroko.
Lekarz pociera ręką o rękę, i mówi zadowolony:
-Doskonale! Za chwile przygotujemy pani sale. Czy mógłby pan przywieźć swojej siostrze to co trzeba do szpitala?
Oboje z Andrzejem wybuchamy śmiechem.
-Oczywiście, ale to moja dziewczyna.- Andrzej chwyta mnie za dłoń.
-Och...Przepraszam. Wyglądacie na rodzeństwo.
-Nic nie szkodzi.-Odpowiadam za nas oboje.
-Dobrze to ja już pojadę.-Mówi Andrzej i wychodzi z gabinetu.
Po wyjściu Andrzeja z gabinetu, chirurg przechodzi do tłumaczenia tego co dalej.
-Dobrze...Najpierw czeka na panią Artroskopia, oraz badania sprawdzające czy wszystko w pani organizmie jest okej. Musimy to wiedzieć. Następnie po otrzymaniu wyników, jeśli wszystko będzie w porządku założymy pani stabilizator i przejdziemy do rehabilitacji. Tak na przyszłość, polecam zakładanie stabilizatorów.
Kiwam głową po to, aby pokazać, że wszystko zrozumiałam.
Dwie godziny później
Kładę się na niewygodne łóżko szpitalne i leże wpatrzona w sufit. Właśnie wróciłam z badan, które pochłonęły resztkę moich sił. Zmęczona zamykam oczy i w momencie gdy już prawie znajduje się w objęciach morfeusza słyszę głos mamy.
-Córciu! Jak się czujesz?!
Z krzywą miną otwieram oczy, opieram się o ścianę i odpowiadam skwaszonym tonem:
-Myślisz, że jak mogę się czuć ze skręconym stawem kolanowym?
-Zobaczysz! Wszystko się ułoży! Jest dobrze.- odpowiada mama optymistycznym tonem.
-Nie jest dobrze!- Podnoszę głos.- Jestem wykluczona z gry! Na rok. Rozumiesz? Rok! Wszystko co kocham musi poczekać rok!
-Córciu...-mówi mama niepewnym głosem.
-Daj spokój.- Kręcę głową.- Nie chce mi się rozmawiać. Wyjdź proszę.
Mama niepewnie zostawia reklamówkę na szpitalnej szafeczce, i wychodząc z sali zamyka za sobą drzwi. Zasłaniam twarz rękoma i zaczynam płakać. Ona nigdy tego nie zrozumie... Najpierw straciłam tatę, konie i rodzeństwo...Teraz straciłam jeszcze siatkówkę.
Rozlega się pukanie do drzwi oraz dochodzący zza nich głos Andrzeja:
-Kasieńko? Wszystko dobrze? Mogę wejść?
-Daj mi spokój...Proszę. Musze zostać sama. Ale jak możesz zadzwoń do Emilki, i poproś o przyjazd tutaj.
-Jasne...- Odpowiada cicho Andrzej.
Andrzej
W głosie Kasiu czuć załamanie. Wiem co to znaczy odnieść kontuzje, ale aż takiej nigdy nie odniosłem...Postanawiam dać jej trochę spokoju, dać jej chwile do przemyśleń. Wykonam jej prośbę, i zadzwonię do Emilki. Wyciągam telefon z kieszeni i wybieram numer dziewczyny.
Przerywany sygnał...Dziwne.
Dzwonie jeszcze raz, i znowu to samo. Pip...Pip...
W momencie gdy wybieram numer libero po raz trzeci dzwoni do mnie Włodi. Odbieram.
-Halo? Cześć Wojtek. Co jest?
-Emilka...Ja...-W słuchawce słychać płacz i dźwięk sygnału karetki.
Zaniepokojony pytam jeszcze raz:
-Stary co jest? Coś ci się stało?!
Chwilowa cisza, i znowu rozlega się głos przyjaciela w słuchawce.
-Mi nie...
-To komu?- Moje ciało przeszywa mróz. Boje się odpowiedzi na to pytanie.
-Emilce...Potrącił ją samochód. To moja wina...
Czuje, że robi mi się słabo. Telefon wypada mi z dłoni.
Jak wam się podoba nowy rozdział? :D Przepraszam za przerwę, ale przez mój dom przewinęło się pół rodziny xD Komentujcie :)
środa, 23 lipca 2014
Rozdział X
Kasia
Wczoraj wieczorem wróciliśmy do Bełchatowa. Każdy z nas był skonany po podróży, skonany ale zadowolony. Każde z nas wróciło do swojego domu. Rano niewyspana zwlekam się z łóżka. Rany... Kaśka! Weź się w garść! Umycie się, ubranie, pościelenie łóżka i zjedzenie płatków na śniadanie zajmuje mi 1,5 godziny. Do kuchni wchodzi zaspana mama, spogląda na mnie i odzywa się ziewając przy tym przeciągle:
-Kasieńko skoczysz do sklepu? Trzeba kupić kilka rzeczy. Zrobię ci listę.
-Jasne. -uśmiecham się lekko.Spoglądam na szopę, na jej głowie.- Ładnie wyglądasz, ale szop pracz ci siedzi na głowie.
-Ale śmieszne! Ha ha!- mówi mama i kończy pisać listę.- Tutaj masz listę, rozczytasz?
-Jasne mamo. - Mrugam i biorę listę do ręki.- Dobra, to ja uciekam.
Na korytarzu ubieram buty, biorę torbę z szafeczki i wychodzę z mieszkania. Sklep mam dosłownie pod nosem, bo od domu znajduje się on jakieś 500 metrów. Na miejscu biorę do reki koszyk i ruszam w głąb sklepu. Dosyć szybko udaje mi się odnaleźć produkty z listy, tak więc staje w kolejce do kasy. Nagle ktoś trąca mnie w ramie. Odwracam się i dostrzegam jakąś młodą dziewczynę, na oko wygląda na jakieś 14 lat.
-Tak?-pytam.- O co chodzi?
-Pani Kasia Wierzbicka? To Pani prawda?
-Tak. Nie rozumiem...znamy się?
-Nie, nie znamy. To prawda, że chodzi pani z Andrzejem Wroną, a pani przyjaciółka Emilia Poznańska z Wojtkiem Włodarczykiem?
-Emilka.- Poprawiam ją automatycznie.- Tak, ale wybacz to jest moja prywatna sprawa.
-Widziałam jak grałyście mecz. Jesteście genialne!
-Mówisz?- Mówię zastanawiając się dokąd ta dziwna rozmowa zmierza.-Wybacz, że zapytam tak bezpośrednio...O co ci chodzi?
-Mam prośbę...Dasz mi swój autograf?
-Autograf? Serio? Ehhh...Nie jestem sławna, to bez sensu.
-Proszę...- Dziewczyna nie ustępuje.
-Zgoda...Gdzie mam ci się podpisać?
Dziewczyna podaje kartkę i długopis, a ja zostawiam na niej swój nie autograf a podpis. Odwracam się przodem do kasy, gdy znowu czuje pukanie w ramie. Tym razem rozzłoszczona odwracam się z powrotem do natrętnej dziewczyny.
-O co tym razem chodzi?
-No widzisz... A czy mogłabyś mnie poznać z Pawłem Zatorskim?
-Posłuchaj mała... To, że chodzę z Andrzejem nie oznacza, że trzymam się ze wszystkimi siatkarzami jak z nie wiadomo jakimi przyjaciółmi. A poza tym... Nie uważasz, że jesteś trochę...no... Zbyt młoda?
Dziewczyna zrobiła obrażoną minę, i powiedziała:
-Zbyt młoda? Przecież ja mam już 13 lat!
Czyli jeszcze młodsza niż myślałam...
-Taaak...A Paweł ma 24...
-Zobaczysz obrobię ci dupę! Napisze do pudelka! Albo do Babola! Zobaczysz jak oni cie urządzą!-Krzyknęła młoda i odeszła na koniec kolejki.
Ehhhh...Nie mogę mieć spokoju tak? A miałam taki dobry humor...Przyszła moja kolej. Płace za zakupy, i ruszam w stronę domu. Dzwonek telefonu. Ciekawe kto to? Spoglądam na wyświetlacz. Andrzej. Naciskam na zieloną słuchawkę, i przykładam telefon do ucha.
-Halo?
-Cześć kotku. Co tam?
-Ehhh... Zdenerwowałam się na taką dziewczynę w sklepie.
-Co się stało?- W głosie Andrzeja słychać niepokój.
-Nic takiego. Co tam? Odpowiadam i zadaje pytanie.
-Mam taki pomysł... Może byś do mnie wpadła na kolacje i została na noc?
-Chętnie... Ale moja mama raczej nie będzie zadowolona.
-Masz 19 lat... A jeśli uważasz, że i to nie wystarczy to powiedz jej, że idziesz o Emilki.
-Niezły pomysł! Okej to dzwonie do Emi, żeby mnie nie wydała.O której mam wpaść?
-Bądź u mnie o 19. Może coś sobie obejrzymy?
-Jasne.- uśmiecham się do słuchawki. Do potem.
-Do potem.- Odpowiada ukochany i przerywa rozmowę.
W domu wykładam produkty do szafek i lodówki. Gdy wszystko jest na swoich miejscach udaje się do swojego pokoju. Kładę się na łóżko i dzwonie do przyjaciółki.
-Hej Emi! Co tam?
-Hej Kaśkonatorze! Ledwo żyje... Po co dzwonisz?
-Dlaczego muszę po coś dzwonić?
-Bo jest 8 rano... Normalnie o tej porze byś nie dzwoniła.
-No okej... Mam do ciebie sprawę. A właściwie dwie.
-Słucham ciebie.
-Idziesz się przejść?
-Okej. Daj mi 20 minut. I po mnie przyjdź. A te sprawy?
-Jedna to była sprawa spaceru, a drugą wyjaśnię podczas spaceru.
-Okej. To do zobaczenia.
-Do zobaczenia. Przyjdę za 15 minut!- Szybko dodaje, i się rozłączam aby Ziomek nie miała czasu na protest.
15 minut później stoję pod drzwiami jej domu i pukam do drzwi. Otwiera je przyjaciółka.
-To co? Gdzie idziemy?-Pyta i zamyka za sobą drzwi.
-Może do Parku 1000-lecia? Dawno tam nie byłam.
-Jasne.- Odpowiada przyjaciółka.
Na miejscu siadamy na trawie pod starym dębem. Przez chwile milczymy, i odzywam się cicho:
-Jak tam Włodi?
-Świetnie. Zaprosił mnie dzisiaj do siebie. I tutaj mam do ciebie prośbę. Moja mama będzie myślała, że jestem u ciebie. Możesz mnie kryć?
Spoglądam jej w twarz, i mówię z pełną powagą:
-Jasne.
Lecz nie wytrzymuje i wybucham śmiechem.
-O co chodzi?- Pyta Emi marszcząc brwi.-Wszystko dobrze?
-Bo widzisz... Chciałam cie prosić o to samo.
-O to samo? Chciałaś mnie prosić o to abyś mnie kryła czy o to, żebym poszła do Włodiego?
-Nieee...Co? Nie chciałam cie prosić abyś mnie kryła przed moją mamą. Andrzej zaprosił mnie do siebie na noc. Powiedział, że przygotuje kolacje i film.
-Nie no...W takim razie okej! Musimy sobie pomagać.
Ze spaceru wróciłyśmy o 17. Zostały mi dwie godziny na spakowanie się na pozorną noc u Emi i powiadomienie mamy. Mama przyjęła to ze spokojem. Noc u przyjaciółki? Świetnie! Życzyła nam miej zabawy itp. Do torby spakowałam piżamę, kosmetyki i ubrania na jutro (błękitna sukienka, buty i biżuteria).Dobra... W co ja mam się ubrać do Wronki? Nie mogę się ubrać zbyt ładnie bo mama myśli, że idę do Emi. Przeglądam ubrania i stawiam na białą bluzkę, skórzaną spódnice, krótkie kolczyki i buty na paseczki. Na zrobienie fryzury i makijażu oraz dotarcie do domu ukochanego zostało mi 40 minut. Włosy zostawiam rozpuszczone, a makijaż robię delikatny. Torbę zarzucam na ramie, całuje mamę w policzek na pożegnanie i wybiegam na dwór. Autobus na szczęście jeszcze nie odjechał. Wsiadam do środka i 10 minut przed czasem jestem na miejscu. Zdenerwowana wchodzę po schodach na drugie piętro i pukam do drzwi. Po chwili otwiera mi je elegancki, bo ubrany w koszule Wrona. Spogląda na mnie i pogodnie mówi:
-ślicznie wyglądasz, wejdźmy do salonu.
-Dziękuję- odpowiadam i łapie go za wyciągniętą w moją stronę dłoń.
Chłopak prowadzi mnie do salonu gdzie czeka na nas wspaniała kolacja.
-Jejku...Sam to gotowałeś?- pytam.
-Ma się ten talent.- Chłopak ukazuje zęby w uśmiechu.
Ten uśmiech. Każdy jego uśmiech sprawia, że serce podskakuje mi do przełyku. Sprawia, że czuje się lekka niczym piórko.
Ukochany odsuwa mi krzesło po czym je przysuwa i siada na przeciwko.
-Może wina?-pyta.
-Poproszę.- uśmiecham się lekko.
Andrzej stawia przede mną i przed sobą lampki pełne czerwonego wina. Pochylam się i kosztuje pysznego makaronu. O rany...Czegoś takiego dawno nie jadłam. Jeśli będziemy razem, to wiem kto w naszym domu będzie gotował. Po kolacji z winem w ręku siadam na kanapę opierając się głową o klatkę piersiową środkowego. Andrzej pochyla się nade mną, a ja całuje go z pasją w usta. Fabuła filmu schodzi na dalszy plan, a ja i mój ukochany spędzamy razem noc.
Przepraszam za dłuuuuuuuuugaśną przerwę ale przyjechał z Niemczech brat i nie miałam życia. Obiecuje, że teraz o was trochę bardziej zadbam. Rozdział miał się ukazać wczoraj ale zasnęłam... Także wybaczcie!
Wczoraj wieczorem wróciliśmy do Bełchatowa. Każdy z nas był skonany po podróży, skonany ale zadowolony. Każde z nas wróciło do swojego domu. Rano niewyspana zwlekam się z łóżka. Rany... Kaśka! Weź się w garść! Umycie się, ubranie, pościelenie łóżka i zjedzenie płatków na śniadanie zajmuje mi 1,5 godziny. Do kuchni wchodzi zaspana mama, spogląda na mnie i odzywa się ziewając przy tym przeciągle:
-Kasieńko skoczysz do sklepu? Trzeba kupić kilka rzeczy. Zrobię ci listę.
-Jasne. -uśmiecham się lekko.Spoglądam na szopę, na jej głowie.- Ładnie wyglądasz, ale szop pracz ci siedzi na głowie.
-Ale śmieszne! Ha ha!- mówi mama i kończy pisać listę.- Tutaj masz listę, rozczytasz?
-Jasne mamo. - Mrugam i biorę listę do ręki.- Dobra, to ja uciekam.
Na korytarzu ubieram buty, biorę torbę z szafeczki i wychodzę z mieszkania. Sklep mam dosłownie pod nosem, bo od domu znajduje się on jakieś 500 metrów. Na miejscu biorę do reki koszyk i ruszam w głąb sklepu. Dosyć szybko udaje mi się odnaleźć produkty z listy, tak więc staje w kolejce do kasy. Nagle ktoś trąca mnie w ramie. Odwracam się i dostrzegam jakąś młodą dziewczynę, na oko wygląda na jakieś 14 lat.
-Tak?-pytam.- O co chodzi?
-Pani Kasia Wierzbicka? To Pani prawda?
-Tak. Nie rozumiem...znamy się?
-Nie, nie znamy. To prawda, że chodzi pani z Andrzejem Wroną, a pani przyjaciółka Emilia Poznańska z Wojtkiem Włodarczykiem?
-Emilka.- Poprawiam ją automatycznie.- Tak, ale wybacz to jest moja prywatna sprawa.
-Widziałam jak grałyście mecz. Jesteście genialne!
-Mówisz?- Mówię zastanawiając się dokąd ta dziwna rozmowa zmierza.-Wybacz, że zapytam tak bezpośrednio...O co ci chodzi?
-Mam prośbę...Dasz mi swój autograf?
-Autograf? Serio? Ehhh...Nie jestem sławna, to bez sensu.
-Proszę...- Dziewczyna nie ustępuje.
-Zgoda...Gdzie mam ci się podpisać?
Dziewczyna podaje kartkę i długopis, a ja zostawiam na niej swój nie autograf a podpis. Odwracam się przodem do kasy, gdy znowu czuje pukanie w ramie. Tym razem rozzłoszczona odwracam się z powrotem do natrętnej dziewczyny.
-O co tym razem chodzi?
-No widzisz... A czy mogłabyś mnie poznać z Pawłem Zatorskim?
-Posłuchaj mała... To, że chodzę z Andrzejem nie oznacza, że trzymam się ze wszystkimi siatkarzami jak z nie wiadomo jakimi przyjaciółmi. A poza tym... Nie uważasz, że jesteś trochę...no... Zbyt młoda?
Dziewczyna zrobiła obrażoną minę, i powiedziała:
-Zbyt młoda? Przecież ja mam już 13 lat!
Czyli jeszcze młodsza niż myślałam...
-Taaak...A Paweł ma 24...
-Zobaczysz obrobię ci dupę! Napisze do pudelka! Albo do Babola! Zobaczysz jak oni cie urządzą!-Krzyknęła młoda i odeszła na koniec kolejki.
Ehhhh...Nie mogę mieć spokoju tak? A miałam taki dobry humor...Przyszła moja kolej. Płace za zakupy, i ruszam w stronę domu. Dzwonek telefonu. Ciekawe kto to? Spoglądam na wyświetlacz. Andrzej. Naciskam na zieloną słuchawkę, i przykładam telefon do ucha.
-Halo?
-Cześć kotku. Co tam?
-Ehhh... Zdenerwowałam się na taką dziewczynę w sklepie.
-Co się stało?- W głosie Andrzeja słychać niepokój.
-Nic takiego. Co tam? Odpowiadam i zadaje pytanie.
-Mam taki pomysł... Może byś do mnie wpadła na kolacje i została na noc?
-Chętnie... Ale moja mama raczej nie będzie zadowolona.
-Masz 19 lat... A jeśli uważasz, że i to nie wystarczy to powiedz jej, że idziesz o Emilki.
-Niezły pomysł! Okej to dzwonie do Emi, żeby mnie nie wydała.O której mam wpaść?
-Bądź u mnie o 19. Może coś sobie obejrzymy?
-Jasne.- uśmiecham się do słuchawki. Do potem.
-Do potem.- Odpowiada ukochany i przerywa rozmowę.
W domu wykładam produkty do szafek i lodówki. Gdy wszystko jest na swoich miejscach udaje się do swojego pokoju. Kładę się na łóżko i dzwonie do przyjaciółki.
-Hej Emi! Co tam?
-Hej Kaśkonatorze! Ledwo żyje... Po co dzwonisz?
-Dlaczego muszę po coś dzwonić?
-Bo jest 8 rano... Normalnie o tej porze byś nie dzwoniła.
-No okej... Mam do ciebie sprawę. A właściwie dwie.
-Słucham ciebie.
-Idziesz się przejść?
-Okej. Daj mi 20 minut. I po mnie przyjdź. A te sprawy?
-Jedna to była sprawa spaceru, a drugą wyjaśnię podczas spaceru.
-Okej. To do zobaczenia.
-Do zobaczenia. Przyjdę za 15 minut!- Szybko dodaje, i się rozłączam aby Ziomek nie miała czasu na protest.
15 minut później stoję pod drzwiami jej domu i pukam do drzwi. Otwiera je przyjaciółka.
-To co? Gdzie idziemy?-Pyta i zamyka za sobą drzwi.
-Może do Parku 1000-lecia? Dawno tam nie byłam.
-Jasne.- Odpowiada przyjaciółka.
Na miejscu siadamy na trawie pod starym dębem. Przez chwile milczymy, i odzywam się cicho:
-Jak tam Włodi?
-Świetnie. Zaprosił mnie dzisiaj do siebie. I tutaj mam do ciebie prośbę. Moja mama będzie myślała, że jestem u ciebie. Możesz mnie kryć?
Spoglądam jej w twarz, i mówię z pełną powagą:
-Jasne.
Lecz nie wytrzymuje i wybucham śmiechem.
-O co chodzi?- Pyta Emi marszcząc brwi.-Wszystko dobrze?
-Bo widzisz... Chciałam cie prosić o to samo.
-O to samo? Chciałaś mnie prosić o to abyś mnie kryła czy o to, żebym poszła do Włodiego?
-Nieee...Co? Nie chciałam cie prosić abyś mnie kryła przed moją mamą. Andrzej zaprosił mnie do siebie na noc. Powiedział, że przygotuje kolacje i film.
-Nie no...W takim razie okej! Musimy sobie pomagać.
Ze spaceru wróciłyśmy o 17. Zostały mi dwie godziny na spakowanie się na pozorną noc u Emi i powiadomienie mamy. Mama przyjęła to ze spokojem. Noc u przyjaciółki? Świetnie! Życzyła nam miej zabawy itp. Do torby spakowałam piżamę, kosmetyki i ubrania na jutro (błękitna sukienka, buty i biżuteria).Dobra... W co ja mam się ubrać do Wronki? Nie mogę się ubrać zbyt ładnie bo mama myśli, że idę do Emi. Przeglądam ubrania i stawiam na białą bluzkę, skórzaną spódnice, krótkie kolczyki i buty na paseczki. Na zrobienie fryzury i makijażu oraz dotarcie do domu ukochanego zostało mi 40 minut. Włosy zostawiam rozpuszczone, a makijaż robię delikatny. Torbę zarzucam na ramie, całuje mamę w policzek na pożegnanie i wybiegam na dwór. Autobus na szczęście jeszcze nie odjechał. Wsiadam do środka i 10 minut przed czasem jestem na miejscu. Zdenerwowana wchodzę po schodach na drugie piętro i pukam do drzwi. Po chwili otwiera mi je elegancki, bo ubrany w koszule Wrona. Spogląda na mnie i pogodnie mówi:
-ślicznie wyglądasz, wejdźmy do salonu.
-Dziękuję- odpowiadam i łapie go za wyciągniętą w moją stronę dłoń.
Chłopak prowadzi mnie do salonu gdzie czeka na nas wspaniała kolacja.
-Jejku...Sam to gotowałeś?- pytam.
-Ma się ten talent.- Chłopak ukazuje zęby w uśmiechu.
Ten uśmiech. Każdy jego uśmiech sprawia, że serce podskakuje mi do przełyku. Sprawia, że czuje się lekka niczym piórko.
Ukochany odsuwa mi krzesło po czym je przysuwa i siada na przeciwko.
-Może wina?-pyta.
-Poproszę.- uśmiecham się lekko.
Andrzej stawia przede mną i przed sobą lampki pełne czerwonego wina. Pochylam się i kosztuje pysznego makaronu. O rany...Czegoś takiego dawno nie jadłam. Jeśli będziemy razem, to wiem kto w naszym domu będzie gotował. Po kolacji z winem w ręku siadam na kanapę opierając się głową o klatkę piersiową środkowego. Andrzej pochyla się nade mną, a ja całuje go z pasją w usta. Fabuła filmu schodzi na dalszy plan, a ja i mój ukochany spędzamy razem noc.
Przepraszam za dłuuuuuuuuugaśną przerwę ale przyjechał z Niemczech brat i nie miałam życia. Obiecuje, że teraz o was trochę bardziej zadbam. Rozdział miał się ukazać wczoraj ale zasnęłam... Także wybaczcie!
Subskrybuj:
Posty (Atom)