Została mi godzina do wyjścia z domu. Otwieram gazetę, którą rano zostawiła mama przed wyjściem na basen (jest ratowniczką). Przeglądam pierwsze kilka stron, nic ciekawego. Jednak jeden z artykułów rzuca mi się w oczy:
Andrzej Wrona Kontuzjowany.
Przechodzę do artykułu, który brzmi tak:
''Siatkarze PGE Skry Bełchatów przybyli wczoraj na trening studentek z miejscowego uniwersytetu. Podczas meczu studentki grały w mieszanych składach z naszymi siatkarzami. W trakcie drugiego seta, jedna ze studentek niefortunnie wyskoczyła do bloku, i wpadła na Andrzeja Wrone. Pomogła mu zejść z boiska, wraz z Mariuszem Wlazłym. Prześwietlenie wykazało złamanie. Trening ten wykluczył Andrzeja z gry przynajmniej do końca sezonu. Jak widać, i na naszych siatkarzy szykowane są zamachy...! Ciekawsze jest jednak to, iż Andrzej Wrona dał jej swój numer. Kto wie co z tego wyniknie?Czy będziemy mieli kolejne siatkarskie wesele?''
Jasna cholera! Jestem już w gazecie?! Andrzej ma złamaną nogę...Czy ja muszę na wszystkich sprowadzać nieszczęście? Na pewno do niego nie zadzwonię. Po to żeby znowu wylądować w gazecie? Oni planują mi wesele, gdzie ja prawie chłopaka nie znam! Nie ma mowy, będę go unikać, zapomni o mnie i moje życie wróci do swojego starego nudnego rytmu. Spoglądam na telefon, ponieważ przyszedł sms od Emi, który brzmi tak:
''Dzisiaj moja droga idziemy na mecz Skry. Grają z KK mecz towarzyski. I nie przyjmuje odmów! Przy okazji pouczę cie trochę zasad gry.''
Miałam unikać Andrzeja, a założę się, że będzie siedział na trybunach. Ale z drugiej strony... Zobaczyłabym Marcina, spędziła czas z Emi, i wyrwała się z domu. Przecież na hali będzie mnóstwo ludzi! Na pewno na mnie nie zwróci uwagi! Czyli decyzja podjęta, idę. Podchodzę do blatu, wyrywam karteczkę z bloczku, i pisze na niej:
''Mamusiu,
Lece do szkoły, a potem razem z Emilką idziemy na mecz. Będę około 20 w domu, pa. A i nie będę odbierała telefonu bo na hali nic nie słychać.
Kasia''
Zakładam trampki, biorę torbę z blatu i wychodzę we wrześniowy ranek. Do szkoły mam jakiś kilometr, jednak po drodze zachodzę po Ziomka.Ach! Pewnie nie wiecie kim jest ziomek. Ziomek, to ksywka Emilki. Nabyła ją dlatego, że bardzo lubi Łukasza Żygadło. Pukam do drzwi, które otwiera jej mama.
-Cześć, ty pewnie jesteś Kasia?
-Dzień dobry, tak nazywam się Kasia.-Uśmiecham się szeroko.- Jest Emilia?
-Tak...właśnie...
Mama Emilki nie zdąża dokończyć, ponieważ przerywa jej córka.
-Nie żadna Emilia! JA JESTEM EMILKA. E MIL KA. Kumasz?- Zdenerwowana Emilia wychodzi zza mamy, a ja na widok jej miny wybucham śmiechem.- To nie jest śmieszne!
Po chwili, gdy już dochodzę do siebie odpowiadam jej:
-Wiem, po prostu zrobiłaś śmieszną minę. Będę pamiętać... Nie Emilia, tylko Emilka.
-To dobrze.- Emilka się szeroko uśmiecha, bierze mnie pod ramie i razem ruszamy w kierunku szkoły. Na holu musimy się rozstać, ja udaje się na Lingwistyke, a Emilia na zajęcia z medycyny. Jako, że Emi poszła na swoje zajęcia, nie mam z kim siedzieć, i dosiadam się do jakiegoś chłopaka odwróconego w drugą stronę, zajętego rozmową z niskim blondynem.
-Ekhm... Mogę tu usiąść?
Chłopak odkręca się na krześle, a mi opada szczena.
-Andrzej? Co ty tu robisz?!
-Czekam na wykład.- odpowiada Wrona, również zaskoczony moją obecnością.
-Czy ty przypadkiem już nie skończyłeś szkoły?
-Jedną tak. Powiedzmy, że postanowiłem wrócić do szkoły i ukończyć dziennikarstwo.
-Oh...Rozumiem. Przepraszam za nogę. Słyszałam, że jest złamana.
-Taaaak, ale to nic takiego. Zagoi się. Co cie nie zabije, to cie wzmocni. A poza tym dzięki temu poznałem ciebie.
-Wiesz...jeśli o to chodzi, to chyba nic między nami nie będzie. Nie znam cie, różnimy się, jestem pechowcem co ci się raczej nie przysłuży, a poza tym widziałeś dzisiejszą gazetę?
-Nie, a o co chodzi?
-O to.- Wyjmuje gazetę z torby, i rzucam mu ją na kolana.Andrzej otwiera ją, przegląda i trafia na odpowiedni artykuł. Czyta go, zamyka gazetę i spogląda mi w oczy.
-Nie przejmuj się tym.-mówi i się uśmiecha.
-Jak mam się nie przejmować? Ja cie nawet nie znam!
-Słuchaj...-Andrzej przerywa na chwile.
-Kasiu.- podpowiadam i marszczę brwi.
-Tak...Kasiu, wiedziałem!
-Jasne...-odpowiadam.-Widzisz?To bez sensu! Nawet nie znasz mojego imienia!- Wstaje, a Wrona się odzywa:
-Znam!
Spoglądam na niego,kręcę głową, i siadam dwa stoły dalej. Przez resztę zajęć mam głowę w chmurach, i nie słucham wykładowcy. Gdy rozbrzmiewa dzwonek, wszystko wrzucam do torby i wpadam na Wrone, który próbuje mnie zatrzymać. Ja jednak przechodzę pod jego ramieniem i wybiegam na korytarz, gdzie czeka na mnie podekscytowana Emi.
-Nie uwierzysz! Zgadnij kto chodzi do naszej szkoły!
-Wrona.- odpowiadam.
-Skąd wiesz?- pyta zawiedziona Emi, wyraźnie chciała się podzielić ze mną newsem.
-Chodzi ze mną do klasy.
-No to super! Bierz się za niego!
-Wiesz... nie mam na to ochoty. On nie zna nawet mojego imienia! To bez sensu. Postanowiłam, że będę go unikać.
-Oj przestań! Pozna cie.
-Nie, nie ma mowy! Nie gadajmy o tym proszę.
-Okej, skoro chcesz...
Reszta dnia minęła spokojnie. Ani razu nie trafiłam na Wrone. Przyszedł czas na siatkówkę. Razem z Emi szybko się przebrałyśmy. Emi w koszulkę z 16-stką na plecach, a ja z 17-stką. Wyszłyśmy na hale i zaczęłyśmy odbijać. Przyszedł trener, i szybko zrobiłyśmy rozgrzewkę. Po rozgrzewce, przyszedł czas na grę., tym razem moja drużyna wygrała 3:0. Gdy miałam razem z Ziomkiem iść do szatni zawoła mnie nauczyciel.
-Poczekam na ciebie.- odzywa się Emi.
-Dzięki.- uśmiecham się, i idę do magazynku gdzie za biurkiem siedzi trener.
-O co chodzi Panie trenerze?- pytam lekko zaniepokojona.
-Grałaś wcześniej w siatkówkę?-pyta trener.
-Tak, wczoraj.
-I to był twój pierwszy raz?- trener pyta zdziwiony.
-No tak...
-Niesamowite... Chciałem ci zaproponować grę w klubie na pozycji środkowej, ewentualnie atakującej. Co ty na to?
-Jaaa...Ale jak to?
-Grasz świetnie... Potrzebujemy świeżej krwi. Jeśli boisz się tego, że nikogo nie znasz to poprawie ci humor i powiem, że gra u nas Emilka.
-Dobrze...Zgadzam się.
Trener zrywa się z krzesła, i mnie przytula.
-Dziękuję.-Trener uśmiecha się szeroko.
-To kiedy pierwszy trening, co mam kupić,i gdzie mam się stawić? I właściwie jaki klub?
-PGE Skra Bełchatów, a konkretniej trzecia liga. Twój pierwszy trening odbędzie się jutro o 17:00 w Hali Energia. Nie licz na to ,że będziesz od razu grac w pierwszym składzie.
-Nawet o tym nie marze.-uśmiecham się szeroko.- To co mam kupić?
-Najlepiej pójdź z Emilką do galerii, ona ci doradzi jeśli o marki chodzi. Potrzebujesz dobrych butów, spodenek, koszulki, może dziwne, że to mówię ale skarpet, nakolanników, torby i dobrze by było gdybyś w niej miała, oprócz stroju stabilizatory, tejpy no i rzeczy bardziej prywatne. To by było na tyle, a teraz leć do Emilki.
-Dziękuję panu.-podbiegam do trenera i się do niego przytulam, po czym wbiegam do prawie pustej szatni.-Emi!
-O co chodzi?- pyta Emilka, i unosi prawą brew do góry.
-Gramy razem w 3 lidze! Trener poprosił mnie o dołączenie do teamu!- uśmiecham się szeroko i przytulam do Emi.
-Gratuluje! Gramy razem, jeeej jak super!- Emi daje mi buziaka w policzek.
Ubieram się w swoje ubrania, i zadaje Emi pytanie:
-Emi? Poszłabyś ze mną na zakupy przed meczem? Musze kupić kilka rzeczy skoro mam grac.
-Jasne! To co chodź. Masz przy sobie kasę?
-Tak wzięłam, aby mieć od razu na bilet, koszulkę i szalik.
-Okej, to lecimy!
Razem z Emi wyszłyśmy z hali, i udałyśmy się do autobusu. Skasowałyśmy bilety, i wysiadłyśmy przed samą galerią. Emi pociągnęła mnie za rękę, i weszłyśmy do sklepu.
-Dobra to od czego zaczynamy?-pyta Emi.
-Myślę, że od butów.
Razem z Emi podeszłyśmy do działu z butami.
-Polecam Asicsy.
Zaczęłyśmy wiec szukać Asicsów.
-Jaki rozmiar?-pyta Emi.
-Ekhm...42.
-O matko! Wielka stopa!- Emi uśmiecha się pokazując zęby.- Może te?- pokazuje niebieskie Asicsy.
Przymierzam je, wyskakuje do góry i z szerokim uśmiechem mówię:
-Są idealne!
Wkładam buty do koszyka, i udajemy się do półek z koszulkami i spodenkami.Szybko wybieram białą koszulkę i czerwone spodenki, i wrzucam je do koszyka.
-Jeszcze skarpety, nakolanniki,torba, tejpy i stabilizatory.-mówię.
-Tam są nakolanniki i skarpety.- Emi wskazuje palcem róg sklepu.
Podchodzimy do półki, a ja wybieram białe skarpety i białe nakolanniki. Po drodze wybieram jeszcze odpowiednie stabilizatory, kolorowe tejpy i czarną torbę.
-To co idziemy?- pyta Emi.
-Jasne.- podchodzimy do kasy, płace za zakupy i wychodzimy z Emi ze sklepu. Wsiadamy do autobusu, po czym razem z Emi udajemy się do mojego domu. Zostawiam zakupy u siebie w pokoju, i udajemy się do hali Energia. W kasie kupujemy dwa bilety, a potem udajemy się do sklepu kibica abym mogła kupić koszulkę i szalik. W kasie siedzi starsza pani.
-Dzień dobry!-odzywam się.
-Dzień dobry, co podać dziewczynki?
-Poproszę oryginalną koszulkę meczową, i szalik.
-Koszulka z jakim nazwiskiem?
-Niech Pani da Wojtka Włodarczyka, albo Karola Kłosa.-mówię.
-Nie ma ani jednego, ani drugiego.
-A kto jest?-pytam.
-Właściwie...Mamy tylko Wrone.
Emilia wybucha śmiechem, krztusi się gumą a ja spoglądam na nią złowrogo.
-W takim razie poproszę...
Oby mnie nie zobaczył Wrona...Bedzie: ''I co nie chcesz ze mną być?!''
Kobieta podaje mi koszulkę, i szalik a ja jej płace. Razem z Emi idziemy do łazienki, gdzie szybko zmieniamy koszulki. Razem z przyjaciółką wychodzimy z łazienki, i udajemy się na trybuny. Drużyny już się rozciągają. Udajemy się w stronę naszych miejsc, i okazuje się, że mamy je dwa rzędy za siedzącym tam Wroną.
-No nie...- jęczę.
-O co chodzi?- pyta Emi.
Spoglądam na nią, i palcem wskazuje tył głowy Andrzeja.
Emilka wybucha śmiechem, i mówi:
-Wy chyba jesteście sobie pisani.
-Nawet tak nie mów!- mówię przestraszona.
Trybuny się zapełniają, a zawodnicy kończą rozgrzewkę. Podstawowych 6 zawodników ZAKSY to: Witczak, Zagumny,Ferens, Ruciak, Wiśniewski oraz kuzyn- Możdżonek. Natomiast 6 podstawowymi zawodnikami Skry są: Wlazły, Uriarte, Antiga, Włodarczyk,Pliński i Kłos. Kontuzja Wrony odbiła się na dobrej grze zespołu. Pierwszy i drugi set łatwo urywamy Kędzierzynianom, jednak po przegraniu dwóch partii zespół z Kędzierzyna odradza się z popiołów. Mówi się, że ZAKSA jest mistrzem w odrabianiu punktów. Kilka mocnych ataków Boćka, oraz bloki Wiśni i kuzyna doprowadzają do tie-breaka. Tie-break od początku układa się niekorzystnie dla trójkolorowych. Najpierw dwa asy Wlazłego, potem blok Kłosa i Bełchatowianie doprowadzają do remisu. W pewnym momencie Bociek wpada na słupek, i osuwa się na boisko. Koledzy z drużyny znoszą go z boiska. Od tej pory Kędzierzynianom nie wychodzi żadna akcja. Mecz kończy Zagumny blokując w aut. Razem z Emi zrywamy się z krzeseł i podskakujemy z radości. W chwili gdy próbujemy wyjść z hali wpadam na kogoś. Spoglądam w górę, i ukazuje mi się twarz szeroko uśmiechniętego Wrony.
-Cześć Kasiu. -mówi.
-Cześć Andrzeju.-odpowiadam, a Emilka powstrzymuje się od śmiechu z ogromnym trudem.
-To ja zostawię was samych.- mówi przyjaciółka i znika w tłumie.
-Czemu tak ciągle znikasz?- pyta środkowy.
-No nie wiem...
-Jak to nie wiesz? A tak przy okazji... ładna koszulka.- Wrona pokazuje zęby w uśmiechu.
-Dzieki. Andrzej... My nie możemy...
-Masz kogoś?-pyta.
-Nie, ale...
-Jesteś na mnie zła albo mnie nie lubisz?
-Nie, ale...
-Czyli nic nie stoi na przeszkodzie.
Andrzej pochyla się nade mną, i całuje mnie w usta a wokół błyskają flesze. Przerywam pocałunek, kręcę głową po czym trzymając się za ręce ruszamy aby znaleźć Emilkę.
wtorek, 22 kwietnia 2014
niedziela, 20 kwietnia 2014
Rozdział I
Kasia
Biorę głęboki oddech, i kładę dłoń na klamce. No to zaraz zacznie się koszmar...Naciskam klamkę i wchodzę do głównego budynku uniwerka. Zalewa mnie potok nieznanych mi twarzy. Przeciskam się przez tłum, i z trudem wciskam się do sekretariatu. Spogląda na mnie, przyjemnie wyglądająca sekretarka.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc?-Pyta, i czeka na odpowiedz.
-Dzień dobry.Jestem tu nowa...I chciałabym prosić o rozkład zajęć, oraz zaświadczenie o tym jakie zajęcia sportowe wybieram.
-Dobrze, powiedz jak się nazywasz i jakie studia wybrałaś.- mówi.
-Kasia Wierzbicka, właściwie wybrałam dwa kierunki... Dziennikarstwo, i fizjoterapia.
-Ach... Chyba cie mam... Pierwsza klasa?
-Tak.- posyłam jej wymuszony uśmiech, ponieważ z nerwów mam sciśnięty żołądek.
-Proszę, oto twój rozkład zajęć. W kopercie masz również zaświadczenie. Musisz wybrać jedne zajęcia, zaznaczyć je krzyżykiem oraz do jutrami je dostarczyć.-Sekretarka podaje mi kopertę i plan zajęć.
-Dziękuję Pani bardzo. A przepraszam, mam jedno głupie pytanie...- na mojej twarzy pojawia się rumieniec.
-O co chodzi?- pyta się sekretarka.
-Jak mam trafić do klas?
-To nie było głupie pytanie! Z tyłu, na planie zajęć masz mapkę szkoły.
-Jeszcze raz dziękuje! Do widzenia!
Zamykam drzwi od sekretariatu, siadam na krześle , spoglądam na zaświadczenie na którym widnieją:
*Taniec Irlandzki
*Basen
*Tenis
*Koszykówka
*Siatkówka
*Kolarstwo
*Gimnastyka Artystyczna
*Boks
*Taekwondo
*Piłka Ręczna
*Piłka Nożna
Co by tu wybrać...Taniec Irlandzki? Ania chętnie by na to poszła, ale nie ja! Mam dwie lewe nogi...Koszykówka, nie jest dla mnie. Wzrost mam idealny, ale tylko to. Kolarstwo? Gimnastyka Artystyczna? O nie! Na pewno nie Boks, oraz taekwondo. Nienawidzę przemocy...Piłka ręczna, i piłka nożna. Ostatni raz grałam w nie w podstawówce, i szczerze powiem,że jakoś mnie one nie przekonują. Dobra... zostają tenis i siatkówka. Jedyne co wiem o siatkówce, to to, że mój kuzyn Marcin w nią gra zawodowo, i jest...dobry. Czego dowodem jest gra w reprezentacji. A tenis...Grałam trochę w gimnazjum. Zamykam oczy, i odzywam się w nich do Boga. Panie pomóż mi wybrać, nie wiem co będzie dla mnie lepsze... Z kieszeni spodni wyciągam złotówkę. Jak wypadnie orzeł to wybieram siatkówkę, a jak reszka tenis. Podrzucam monetę do góry, i łapie ją w dłoń. Spoglądam na nią, i moim oczom ukazuje się srebrny orzełek. Czyli siatkówka... Zaznaczam ją krzyżykiem, i wracam do sekretariatu.
-Już wybrałam, proszę. -Podaje jej zaświadczenie.
-Dobrze, szybko wybrałaś! Stój będziesz miała szkolny, także nie musisz go przynosić.
-Jeszcze raz do widzenia!-mówię.
-Miłego dnia!- mówi sekretarka, a ja idę na pierwsze zajęcia. No to czas na psychologie! Wchodzę na trzecie piętro, gdzie czeka spora grupka osób. Dzwoni dzwonek, do sali wpuszcza nas profesor. Widze wolne miejsce koło długowłosej szatynki, piszącej coś zawzięcie w zeszycie Skry Bełchatów.
-Cześć...Mogę się dosiąść?-pytam a dziewczyna odrywa wzrok od zeszytu.
-Cześć, jestem Emilka. A ty?-pyta.
-Kasia.- uśmiecham się, i podaje jej dłoń. Dziewczyna uśmiecha się szeroko, i mocno ściska moją dłoń.
-Miło mi, siadaj śmiało.- Dziewczyna zabiera torbę z krzesła obok, robiąc mi miejsce.
Siadam, i wyciągam duży zeszyt A4 z torby.
Zajęcia się rozpoczynają, a nauczyciel mimo iż wygląda na starego wapniaka, wcale się tak nie zachowuje! Zajęcia prowadzi w sposób lekki, aż przyjemnie się go słucha. Odzywam się do Emilki:
-Pewnie mieszkasz tu od urodzenia... Jak tu jest? Co jest ciekawego?
-Tak, znam te miasto jak własną kieszeń. Miasto jest cudowne, a ludzie strasznie życzliwi. Jest niesamowita galeria handlowa, a poza tym to miasto żyje siatkówką.
-Może byś mnie kiedyś oprowadziła?- pytam.
-Jasne.-Emilka się uśmiecha, i zapisuje mi na kartce swój numer telefonu. Dzwon śmiało.
Dzień zleciał szybko, i okazało się, że Emilka chodzi ze mną na praktycznie wszystkie zajęcia.Siedziałyśmy razem w ławce. Nie było tak źle! Znalazłam kogoś, kto może mi pomóc w aklimatyzacji...
Następnego dnia
Przyszedł czas na siatkówkę. Szybko ubrałam pasujący na mnie strój, i weszłam na hale. Gdzie czekała reszta dziewczyn, w tym Emilka. Na hale wszedł również trener.
-Dzień dobry dziewczyny! To co zaczynamy? Ach! Mamy nową koleżankę. Kasia tak?
-Tak.- uśmiecham się lekko.
-Na jakiej pozycji grasz?
-Tak właściwie...to na żadnej.
-Okej to dzisiaj pograsz na środku i ataku. Bo na przyjecie, i libero ze swoim wzrostem się nie nadajesz. A poza tym... Mamy już doskonałą libero... Emilkę.- Tu trener uśmiecha się szeroko, i puszcza oczko Emilce, a ta się uśmiecha wyraźnie dumna.- Musicie jednak wiedzieć, że mamy dzisiaj gości. Bedą z wami trenowali siatkarze Skry Bełchatów.-W tej chwili na hale weszła grupa chłopaków. Każdy z nich uśmiechał się szeroko. Miedzy dziewczynami zaczynają rozbrzmiewać szepty. Moim oczom rzuca się jednak dwójka chłopaków. Ogromnych chłopaków. Jeden z nich jest farbowanym blondynem, a drugi szatynem z brodą. Oboje wygłupiali się, i szeptali do siebie na ucho. Moją uwagę bardziej zwrócił jednak szatyn. Pytam się stojącej obok Emi:
-Ej, Emi. Ten wysoki szatyn z brodą...Kto to jest?
-Andrzej Wrona, a ten obok Karol Kłos. A co podoba ci się?- Emi uśmiecha się złośliwie.
-Nie....no co ty!
Zaczęła się rozgrzewka, podczas której nie spuszczałam wzroku z Wrony. W pewnym momencie podniósł wzrok do góry, i zaczął mi się przyglądać. Szybko odwróciłam wzrok. Po rozgrzewce przyszedł czas na wybór drużyn. W mojej znaleźli się Wrona, Emilka, Wlazły, Conte oraz Klaudia. Szło nam dobrze, prowadziliśmy... Do czasu. W pewnym momencie podczas skakania do bloku zamyśliłam się, i wpadłam na Andrzeja. Wronka upadł na ziemie, i złapał się za nogę. Razem z Wlazłym pomogliśmy mu zejść z boiska. Andrzej nie może już grac, a ja straciłam serce do gry i usiadłam obok Andrzeja, który trzyma lód na kostce.
-Ja bardzo przepraszam...-zaczęłam, ale Wronka nie dał mi skończyć.
-Nic nie szkodzi, zdarza się. Jak się nazywasz?- pyta.
-Kasia.- odpowiadam.
-Miło mi. Co powiesz na to abyśmy się spotkali gdy będę mógł już chodzić?
-Jasne-odpowiadam i posyłam mu uśmiech.
Nasza drużyna przegrała mecz 3:2. Ale zostaliśmy poważnie osłabieni. Przeze mnie... Gdy zabrzmiał ostatni gwizdek Wrona nabazgrał mi długopisem swój numer telefonu, a ja wybiegam z hali.
Biorę głęboki oddech, i kładę dłoń na klamce. No to zaraz zacznie się koszmar...Naciskam klamkę i wchodzę do głównego budynku uniwerka. Zalewa mnie potok nieznanych mi twarzy. Przeciskam się przez tłum, i z trudem wciskam się do sekretariatu. Spogląda na mnie, przyjemnie wyglądająca sekretarka.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc?-Pyta, i czeka na odpowiedz.
-Dzień dobry.Jestem tu nowa...I chciałabym prosić o rozkład zajęć, oraz zaświadczenie o tym jakie zajęcia sportowe wybieram.
-Dobrze, powiedz jak się nazywasz i jakie studia wybrałaś.- mówi.
-Kasia Wierzbicka, właściwie wybrałam dwa kierunki... Dziennikarstwo, i fizjoterapia.
-Ach... Chyba cie mam... Pierwsza klasa?
-Tak.- posyłam jej wymuszony uśmiech, ponieważ z nerwów mam sciśnięty żołądek.
-Proszę, oto twój rozkład zajęć. W kopercie masz również zaświadczenie. Musisz wybrać jedne zajęcia, zaznaczyć je krzyżykiem oraz do jutrami je dostarczyć.-Sekretarka podaje mi kopertę i plan zajęć.
-Dziękuję Pani bardzo. A przepraszam, mam jedno głupie pytanie...- na mojej twarzy pojawia się rumieniec.
-O co chodzi?- pyta się sekretarka.
-Jak mam trafić do klas?
-To nie było głupie pytanie! Z tyłu, na planie zajęć masz mapkę szkoły.
-Jeszcze raz dziękuje! Do widzenia!
Zamykam drzwi od sekretariatu, siadam na krześle , spoglądam na zaświadczenie na którym widnieją:
*Taniec Irlandzki
*Basen
*Tenis
*Koszykówka
*Siatkówka
*Kolarstwo
*Gimnastyka Artystyczna
*Boks
*Taekwondo
*Piłka Ręczna
*Piłka Nożna
Co by tu wybrać...Taniec Irlandzki? Ania chętnie by na to poszła, ale nie ja! Mam dwie lewe nogi...Koszykówka, nie jest dla mnie. Wzrost mam idealny, ale tylko to. Kolarstwo? Gimnastyka Artystyczna? O nie! Na pewno nie Boks, oraz taekwondo. Nienawidzę przemocy...Piłka ręczna, i piłka nożna. Ostatni raz grałam w nie w podstawówce, i szczerze powiem,że jakoś mnie one nie przekonują. Dobra... zostają tenis i siatkówka. Jedyne co wiem o siatkówce, to to, że mój kuzyn Marcin w nią gra zawodowo, i jest...dobry. Czego dowodem jest gra w reprezentacji. A tenis...Grałam trochę w gimnazjum. Zamykam oczy, i odzywam się w nich do Boga. Panie pomóż mi wybrać, nie wiem co będzie dla mnie lepsze... Z kieszeni spodni wyciągam złotówkę. Jak wypadnie orzeł to wybieram siatkówkę, a jak reszka tenis. Podrzucam monetę do góry, i łapie ją w dłoń. Spoglądam na nią, i moim oczom ukazuje się srebrny orzełek. Czyli siatkówka... Zaznaczam ją krzyżykiem, i wracam do sekretariatu.
-Już wybrałam, proszę. -Podaje jej zaświadczenie.
-Dobrze, szybko wybrałaś! Stój będziesz miała szkolny, także nie musisz go przynosić.
-Jeszcze raz do widzenia!-mówię.
-Miłego dnia!- mówi sekretarka, a ja idę na pierwsze zajęcia. No to czas na psychologie! Wchodzę na trzecie piętro, gdzie czeka spora grupka osób. Dzwoni dzwonek, do sali wpuszcza nas profesor. Widze wolne miejsce koło długowłosej szatynki, piszącej coś zawzięcie w zeszycie Skry Bełchatów.
-Cześć...Mogę się dosiąść?-pytam a dziewczyna odrywa wzrok od zeszytu.
-Cześć, jestem Emilka. A ty?-pyta.
-Kasia.- uśmiecham się, i podaje jej dłoń. Dziewczyna uśmiecha się szeroko, i mocno ściska moją dłoń.
-Miło mi, siadaj śmiało.- Dziewczyna zabiera torbę z krzesła obok, robiąc mi miejsce.
Siadam, i wyciągam duży zeszyt A4 z torby.
Zajęcia się rozpoczynają, a nauczyciel mimo iż wygląda na starego wapniaka, wcale się tak nie zachowuje! Zajęcia prowadzi w sposób lekki, aż przyjemnie się go słucha. Odzywam się do Emilki:
-Pewnie mieszkasz tu od urodzenia... Jak tu jest? Co jest ciekawego?
-Tak, znam te miasto jak własną kieszeń. Miasto jest cudowne, a ludzie strasznie życzliwi. Jest niesamowita galeria handlowa, a poza tym to miasto żyje siatkówką.
-Może byś mnie kiedyś oprowadziła?- pytam.
-Jasne.-Emilka się uśmiecha, i zapisuje mi na kartce swój numer telefonu. Dzwon śmiało.
Dzień zleciał szybko, i okazało się, że Emilka chodzi ze mną na praktycznie wszystkie zajęcia.Siedziałyśmy razem w ławce. Nie było tak źle! Znalazłam kogoś, kto może mi pomóc w aklimatyzacji...
Następnego dnia
Przyszedł czas na siatkówkę. Szybko ubrałam pasujący na mnie strój, i weszłam na hale. Gdzie czekała reszta dziewczyn, w tym Emilka. Na hale wszedł również trener.
-Dzień dobry dziewczyny! To co zaczynamy? Ach! Mamy nową koleżankę. Kasia tak?
-Tak.- uśmiecham się lekko.
-Na jakiej pozycji grasz?
-Tak właściwie...to na żadnej.
-Okej to dzisiaj pograsz na środku i ataku. Bo na przyjecie, i libero ze swoim wzrostem się nie nadajesz. A poza tym... Mamy już doskonałą libero... Emilkę.- Tu trener uśmiecha się szeroko, i puszcza oczko Emilce, a ta się uśmiecha wyraźnie dumna.- Musicie jednak wiedzieć, że mamy dzisiaj gości. Bedą z wami trenowali siatkarze Skry Bełchatów.-W tej chwili na hale weszła grupa chłopaków. Każdy z nich uśmiechał się szeroko. Miedzy dziewczynami zaczynają rozbrzmiewać szepty. Moim oczom rzuca się jednak dwójka chłopaków. Ogromnych chłopaków. Jeden z nich jest farbowanym blondynem, a drugi szatynem z brodą. Oboje wygłupiali się, i szeptali do siebie na ucho. Moją uwagę bardziej zwrócił jednak szatyn. Pytam się stojącej obok Emi:
-Ej, Emi. Ten wysoki szatyn z brodą...Kto to jest?
-Andrzej Wrona, a ten obok Karol Kłos. A co podoba ci się?- Emi uśmiecha się złośliwie.
-Nie....no co ty!
Zaczęła się rozgrzewka, podczas której nie spuszczałam wzroku z Wrony. W pewnym momencie podniósł wzrok do góry, i zaczął mi się przyglądać. Szybko odwróciłam wzrok. Po rozgrzewce przyszedł czas na wybór drużyn. W mojej znaleźli się Wrona, Emilka, Wlazły, Conte oraz Klaudia. Szło nam dobrze, prowadziliśmy... Do czasu. W pewnym momencie podczas skakania do bloku zamyśliłam się, i wpadłam na Andrzeja. Wronka upadł na ziemie, i złapał się za nogę. Razem z Wlazłym pomogliśmy mu zejść z boiska. Andrzej nie może już grac, a ja straciłam serce do gry i usiadłam obok Andrzeja, który trzyma lód na kostce.
-Ja bardzo przepraszam...-zaczęłam, ale Wronka nie dał mi skończyć.
-Nic nie szkodzi, zdarza się. Jak się nazywasz?- pyta.
-Kasia.- odpowiadam.
-Miło mi. Co powiesz na to abyśmy się spotkali gdy będę mógł już chodzić?
-Jasne-odpowiadam i posyłam mu uśmiech.
Nasza drużyna przegrała mecz 3:2. Ale zostaliśmy poważnie osłabieni. Przeze mnie... Gdy zabrzmiał ostatni gwizdek Wrona nabazgrał mi długopisem swój numer telefonu, a ja wybiegam z hali.
Prolog
Praktycznie całe swoje życie spędziłam w małej wiosce nieopodal Olsztyna. Wraz z mamą,tatą, bratem oraz dwoma siostrami mieszkaliśmy w małym domku jednorodzinnym.
Pewnego dnia dwa miesiące temu wszystko się zmieniło, moje życie dotąd poukładane legło w gruzach. O 10:30 do drzwi zapukało dwóch policjantów, którzy przynieśli nam straszną wiadomość. Mój tato wraz z najlepszym przyjacielem wracając z pracy wzięli udział w wypadku samochodowym. Wyjechała im na czołówkę ciężarówka, która zmiażdżyła samochód taty. Oboje zginęli na miejscu, a kierowca ciężarówki miał zaledwie rozbite czoło, i kilka zadrapań na ramionach.
Moja mama się załamała, nie umiała się pozbierać. Nie potrafiła normalnie żyć w naszym domu, ponieważ wszystko przypominało jej tatę, wiec postanowiła wyprowadzić się jak najdalej. Musiałam porzucić wszystko, co do tej pory znałam... Przyjaciół, chłopaka, jazdę konną, która jest moją pasją do tej pory oraz staż w Gazecie Olsztyńskiej. Siostra wraz z braćmi zostali na mazurach, a ja musiałam się wyprowadzić. Wcale nie było mi to na rękę...Krzyczałam, kłóciłam się jednak nic to nie dało. Tydzień później siedziałam w samochodzie, i machałam ze łzami w oczach rodzeństwu, oraz przyjaciołom.
Trafiłyśmy do Bełchatowa, gdzie nie miałam nikogo oprócz mamy. Wszystko było takie nieznane... Na miasto wychodziłam...rzadko. Nie miałam na to ochoty, no bo z kim miałabym wyjść?! Z Anią rozmawiałam przez skype, dzięki temu nie zwariowałam do końca. Miejscem, które dawało mi spokój był park. Siadałam tam pod drzewem, zamykałam oczy i wędrowałam w myślach ku zielonym lasom, jeziorom oraz obszernym polanom. W Bełchatowie nie miałam możliwości jeździć konno, a przecież jazdę mam we krwi!Dziadkowie, wujek oraz tata mieli obszerne stajnie. Odebrano mi to w tak brutalny sposób!Zabrano mi część taty, tą część która mi pozostała. To na mazurach zostało moje serce...Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało...Teraz zdaje sobie sprawę z tego jak bardzo się myliłam.
Pewnego dnia dwa miesiące temu wszystko się zmieniło, moje życie dotąd poukładane legło w gruzach. O 10:30 do drzwi zapukało dwóch policjantów, którzy przynieśli nam straszną wiadomość. Mój tato wraz z najlepszym przyjacielem wracając z pracy wzięli udział w wypadku samochodowym. Wyjechała im na czołówkę ciężarówka, która zmiażdżyła samochód taty. Oboje zginęli na miejscu, a kierowca ciężarówki miał zaledwie rozbite czoło, i kilka zadrapań na ramionach.
Moja mama się załamała, nie umiała się pozbierać. Nie potrafiła normalnie żyć w naszym domu, ponieważ wszystko przypominało jej tatę, wiec postanowiła wyprowadzić się jak najdalej. Musiałam porzucić wszystko, co do tej pory znałam... Przyjaciół, chłopaka, jazdę konną, która jest moją pasją do tej pory oraz staż w Gazecie Olsztyńskiej. Siostra wraz z braćmi zostali na mazurach, a ja musiałam się wyprowadzić. Wcale nie było mi to na rękę...Krzyczałam, kłóciłam się jednak nic to nie dało. Tydzień później siedziałam w samochodzie, i machałam ze łzami w oczach rodzeństwu, oraz przyjaciołom.
Trafiłyśmy do Bełchatowa, gdzie nie miałam nikogo oprócz mamy. Wszystko było takie nieznane... Na miasto wychodziłam...rzadko. Nie miałam na to ochoty, no bo z kim miałabym wyjść?! Z Anią rozmawiałam przez skype, dzięki temu nie zwariowałam do końca. Miejscem, które dawało mi spokój był park. Siadałam tam pod drzewem, zamykałam oczy i wędrowałam w myślach ku zielonym lasom, jeziorom oraz obszernym polanom. W Bełchatowie nie miałam możliwości jeździć konno, a przecież jazdę mam we krwi!Dziadkowie, wujek oraz tata mieli obszerne stajnie. Odebrano mi to w tak brutalny sposób!Zabrano mi część taty, tą część która mi pozostała. To na mazurach zostało moje serce...Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało...Teraz zdaje sobie sprawę z tego jak bardzo się myliłam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)