sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział XIV

Kasia

Mina lekarza poważnie mnie zaniepokoiła, jednak to jego słowa sprawiły, że poczułam się jak znokautowana.
-Była pani w trzecim miesiącu ciąży. Upadek spowodował poronienie. Przykro mi.
Nie wiem co mam myśleć. Ciężko siadam na krześle. Alkohol sprawia, że mam problem ze zrozumieniem tego co lekarz do mnie powiedział. Poronienie? Jak poronienie...? Ja byłam w ciąży? Do moich oczu cisnął się łzy. Obok mnie kuca zszokowany Wrona i próbuje mnie objąć. Odpycham go od siebie i syczę:
-Łapy przy sobie Wrona.
Spoglądam na lekarza i pytam słabym głosem.
-Jak...?
Czuje jak do oczu napływają mi łzy.
-Daj spokój...Nie zachowuj się jak głupia gówniara.-mówi Andrzej.
-Zamknij się! To ty się zachowałeś jak debil. Nie chce z tobą rozmawiać.-Krzyczę i spoglądam na lekarza.
-Upadek, wstrząs spowodował poronienie. -mówi lekarz.-Przejdzie ani krótki zabieg. Tra około 10 minut.
Kiwam w ciszy głową.
-Jejku....Kochana...Biedna moja.-mówi cicho Emilka.
Spoglądam na nią ze smutkiem i ruszam za lekarzem.
-Kaśka poczekaj.-mówi Andrzej, kładąc dłoń na moim barku. Spoglądam na niego krzywo, strzepuje z siebie rękę i idę dalej.
Zabieg nie należy do przyjemnych, ale czas mija szybko. Przez cały ten czas z trudem powstrzymuje się od łez. Po 13 minutach jestem wolna.  Udaje się do swojej salki i zamykam za sobą drzwi. Wybucham płaczem. Dlaczego to spotkało mnie? Targana demonami pakuje swoje rzeczy. Gdy jestem gotowa do wyjścia, żegnam się z lekarzem i zachodzę do Emilki. Dziewczyna siedzi oparta o poduszki i gdy mnie widzi o mało nie zrywa się z łóżka.
-Siedź.-mówię cicho.
-Wszystko dobrze?
Kiwam przecząco głową.
-Emi słuchaj...Obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz. 
-Obiecuje. A teraz powiesz o co chodzi?-Emilka pyta z niepokojem.
Wdycham ciężko i mówię z powagą.
-Wyjeżdżam do Warszawy. Nie chce aby ktokolwiek o tym wiedział. Zrozumiano?-Pytam z kamieniem na sercu.
-Jak to wyjeżdżasz?! Nie...żartujesz prawda?-Emilka unosi głos.
-Nie, nie żartuje. Będziemy do siebie dzwonić, obiecuje. Nie mogę tu zostać.
-To chyba nie przez to...poronienie, prawda?-pyta Emi.
Kręcę przecząco głową i chwytam ją za dłoń.
-Licze na to, że będziesz szczęśliwa...-Z trudem mówi moja przyjaciółka.
-A ja na to, że ty będziesz. Tylko proszę...Nie mów Andrzejowi.
Do sali wchodzi Wojtek. A ja milknę.
-Czego ma nie mówić Andrzejowi?-Chłopak pyta ciekawie.
-Nieważne.-mówię i spoglądam na parę.-Musicie sobie parę rzeczy wyjaśnić. Będę uciekać. Emi...Dzwon.-mówię ze ściśniętym gardłem i wychodzę z sali. Na parterze zamawiam taksówkę i ruszam do domu po resztę rzeczy, ponieważ do samolotu zostały mi dwie godziny.

Emilka

Widok Wojtka mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się ,że przyjdzie.A do tego ten wyjazd Kaśki...Niezłe bagno.
-Przepraszam...Nie powinienem był tak robić. Zachowałem się jak dupek.-mówi przepraszająco Włodi.
Uśmiecham się lekko.
-Ważne, że jesteś.-łapie jego dłoń.
Wojtek kreci głową i uśmiecha się z wdzięcznością.
-Ważne, że Bóg cie chyba lubi bo jeszcze tu siedzisz.
-Żadna cholera mnie nie trafi.-żartuje.
-Ta trafia. Nigdy bym sobie nie wybaczył gdyby...
-Ciii...-szepcze i całuje go delikatnie.-Zgoda?-pytam.
-Zgoda.-odpowiada uśmiechnięty Włodek i znowu całuje mnie delikatnie, po czym chwyta moją dłoń.

Andrzej

Nie wiem co myśleć. Mam zupełną pustkę w głowie. Byłbym ojcem...? Kręcę w niedowierzaniu głową.Ale ze mnie idiota. A teraz ona nie chce ze mną rozmawiać....W recepcji powiedzieli mi, że wyszła 20 minut temu. Musieliśmy się minąć. Wsiadam w auto i jadę pod jej dom. Pukam do drzwi. Nic. Pukam jeszcze raz, a w domu panuje kompletna cisza. Naciskam na klamkę. Zamknięte. Gdzie ona do cholery pojechała? Wyciągam telefon z kieszeni i wybieram jej numer. Po kilku sygnałach odbiera.
-Kasia...Ja cie przepraszam. Gdzie jesteś? Pogadajmy...-mówię zdenerwowany.
Po drugiej stronie słychać tylko mnóstwo głosów.
-Jestem na lotnisku. Wyjeżdżam. Nie mamy o czym rozmawiać.-Mówi cicho.
-Jak to na lotnisku? Gdzie wyjeżdżasz? Jak to?-Rzucam pytaniami.
-Cześć Andrzej...
-Nie poczekaj!-krzyczę, ale sygnał się urywa.
Wykonuje jeszcze kilka telefonów, ale nie odbiera żadnego z nich. Co robić? Wiem. Szybko wracam do auta i odpalam silnik. No skarbie...Na lotnisko. Klepie maskę rozdzielczą i ruszam z piskiem opon.

Kasia

Na odprawie podaje bilet oraz dowód. Wszystko przebiega bardzo sprawnie, ale moje serce pęka. Biorę walizkę oraz torbę podręczną i ruszam w stronę samolotu. Stewardesy są bardzo uprzejme. Miejsce w pierwszej klasie pewnie do tego obliguje. Do odlotu mam jeszcze kilkanaście minut. Teraz mogę wykonać ten jeden ważny telefon. Dobrze mieć takiego kuzyna jak Marcin. Biorę głęboki wdech i wybieram numer do Igły. Krzysiek odbiera telefon po dwóch sygnałach. Szybki jest.
-Kto ty? Nie znam twojego numeru.-mówi Igła.
-Cześć...Z tej strony Kasia Wierzbicka, kuzynka Marcina. Miał ci wyjaśnić o co chodzi.
-A to ty! No dobra...Załatwiłem ci to mieszkanie. Adres wyśle w esemesie, dobra?
-Jasne. Dzieki Igła. Jesteś w porządku.-mówię z wdzięcznością.
-Do usług. Jeśli potrzebujesz pomocy to dzwon.-mówi fachowo Igła i odkłada słuchawkę.
Włączam tryb samolotowy w telefonie i słyszę komunikat. Ruszamy. Spoglądam na lotnisko i jego okolice. Na parking wjeżdża srebrna Toyota Suv. Ciekawe...Taką samą ma...Andrzej. Moje serce rozpada się na milion kawałków. Biorę głęboki oddech i zakładam słuchawki.

Przepraszam za przerwę, ale mam mnóstwo nauki. Co będzie dalej? ;)

niedziela, 19 października 2014

Rozdział XIII

Andrzej

Po odebraniu tego telefonu nie wiem co mam zrobić. Nogi uginają się pod moim ciężarem. Powiedzieć Kasi...Powiedzieć Kasi..Szybko otwieram drzwi do salki i dostrzegam rozgniewaną twarz dziewczyny.
-Andrzej obiecałeś...Miałeś mnie zostawić samą.- Spogląda na mnie i jej rysy twarzy łagodnieją.- Coś się stało?
-Emilka pokłóciła się z Wojtkiem, wybiegła z jego mieszkania i wpadła pod samochód. Teraz jest na stole operacyjnym.- Siadam ciężko na krześle.
Kasia zrywa się z łóżka, krzywiąc się, bo stanęła na kontuzjowanej nodze. Z jej ust wyrywa się syk bólu.
-Jak to? W którym szpitalu?!- Spogląda mi w oczy i już wie, że to ten sam szpital. 
Zarzuca na siebie szlafrok, bierze kule i rusza w stronę drzwi.
-Gdzie idziesz?- pytam.
-Musze ją zobaczyć.- odpowiada i wychodzi na korytarz, a ja ruszam za nią.
W recepcji wskazują nam numer sali, mówiąc, że może to trochę potrwać. Dwie godziny później Emilka jest już w sali, a my możemy wejść. Otwieram drzwi, wchodzę do środka i dostrzegam leżącą postać na jedynym łóżku w sali. Podchodzimy bliżej. Pod okiem dziewczyna ma ogromnego siniaka. jej nos jest obandażowany. Policzki oraz broda są całe poobcierane. Na szyi ma kołnierz ortopedyczny. Na prawym ramieniu widnieje biały gips. Jednym słowem wygląda kiepsko. Dziewczyna odwraca wzrok w nasz stronę i słabym głosem wydusza z siebie jedno słowo:
-Cześć.

Emilka

Do sali wchodzą dwie osoby. W momencie gdy podchodzą bliżej, spoglądam w bok i z ulgą stwierdzam, że to Kasia i Wrona. Na twarzy Wierzbickiej maluje się przerażenie, Wrona stoi jak wmurowany. Biorę oddech i witam się cicho:
-Cześć.
Kaśka siada obok mnie i pyta:
-Co to była za operacja?
-Musieli mi poskładać żebra.- Odpowiadam i zsuwam z siebie kołdrę ukazując zabandażowaną klatkę piersiową.-Teraz nie muszę szukać gorsetów, mam jeden świetnie dopasowany.- żartuje, a Kaśka uśmiecha się lekko.
-O co się pokłóciliście?- pyta Andrzej.
Z ust schodzi mi uśmiech, biorę głęboki oddech, który wywołuje u mnie fale bólu i opowiadam im o tym co się wydarzyło w domu Włodarczyka. Słysze dźwięk otwieranych drzwi. Słysze kroki i spoglądam wprost w oczy Wojtka. Czuje złość, jak on mógł się tu teraz pokazać?

Kasia

Spoglądam na Andrzeja. Na jego twarzy pojawia się grymas złości. Zrywa się z miejsca, odwraca go w swoją stronę i jednym celnym trafem uderza go w nos. Wojtek szybko się zbiera i oddaje Andrzejowi w brzuch.
-Dosyć!- Krzyczy Emilka.
Chłopcy nie przerywają i zaczynają się szamotać. Zbliżam się do nich i staram się rozdzielić. Nagle robi mi się ciemno pod powiekami. Siadam ciężko na krzesło, odzyskuje jasność widzenia i krzyczę głośno:
-Idioci zachowujecie się jak dzieci! śmiało, dajcie mi po pysku jeszcze raz! Mam was dość!
Łapie kule i wyczłapuje z sali. Udaje się do swojej, ubieram w jeansy i bluzę. Wychodzę z sali i mimo protestów Andrzeja wsiadam do autobusu. Dojeżdżam pod biedronkę. W supermarkecie kupuje dwie 0,7 oraz wino i jadę do domu. Z szafki wyjmuje szklankę i w ciągu godziny wypijam wszystko co wcześniej kupiłam. Czuje jak kreci mi się w głowie. Ziemia usuwa mi się spod stóp.
-Musze pogadać Emilką- Mamrocze, a z ust wymyka mi się czkniecie.
Z trudem wdrapuje się po schodach, po drodze wywracając się dwa razy. Drzwi do sali Emilki są uchylone. Wchodzę do środka i dostrzegam siedzącego na krześle Andrzeja rozmawiającego z Emilką. W tle leci cicho muzyka z Vivy. Andrzej widząc jak się bujam, pyta z niedowierzaniem:
-Czy ty piłaś?
-A co już nie można się porządnie napić?-Pytam i opieram się o zlew.
-Cholera jesteś w szpitalu! Nie, nie można do cholery. To takie niedojrzałe!-Mówi Andrzej.
-A dojrzałe było bicie się?-Pytam.
Z telewizora dochodzi dźwięk: Coveru ''Crazy in Love'' Beyonce.
 -Na pewno bardziej dojrzale się zachowuje niż ty!-Krzyczy chłopak.
''I look and stare so deep in your eyes''
-Mam już dość!-krzyczę.- Zawsze wszystko to moja wina!
-A nie? Do cholery schlałaś się tak, że ledwo stoisz na nogach!
''Call your name two, three times in a row''
-Co Ty sobie do cholery wyobrażałeś?! - w moim głosie pojawia się niebezpieczna nuta , którą mój ukochany bez wątpienia wyczuwa.
-Należało mu się- odwarkuje spoglądając na mnie stanowczo
''Just how your love can do what no one else can.''
Mimo, że jestem pijana mój mózg pracuje całkiem sprawnie. Z zadziwiającą szybkością wyrzucam z siebie kolejne oskarżycielskie słowa.
-Zgrywasz macho bo chcesz komuś zaimponować? Może i mnie uderzysz, bo się źle zachowuje?
''Got me lookin so crazy right now, your touch's''
 -Dzisiaj już raz oberwałam po twarzy, kolejny raz nie zaszkodzi, prawda?-Dodaje.
Andrzej staje jak wryty. Nie spodziewał się frontalnego ataku. I widocznie nie zauważył momentu w, którym oberwałam. Oczy nadal pobłyskują mu złowrogo ale promile wypite wcześniej dodają mi animuszu i nie przejmuje się tym co może za chwile nastąpić. Andrzej zdążył się otrząsnąć i odpowiada na mój atak:
-Ten kretyn zachował się jak palant i nie będę się tłumaczył! Mam już tego dość!
''Got me lookin so crazy in love.''
-Wiesz co?- pytam i od razu udzielam odpowiedzi.- Ja też.
-uspokójcie się- mówi Emilka.
-Masz racje.- Andrzej olewa Emilkę i spogląda w moje oczy bez śladu uczucia.- To koniec.
-No to cudownie.- odpowiadam.
''It's the beat that my heart skips when I'm with you,''
-Przemyślcie to jeszcze- Błaga Poznańska.
-Ja to już przemyślałam.- Odpowiadam.
-Ja też.- Dodaje środkowy.
''But I still don't understand''
-Wy się nie kłócicie! Jesteście parą idealną przecież!-Emilka próbuje ratować sytuacje.
-Właśnie widać jak się nie kłócimy.- mówi Andrzej.
''Got me lookin so crazy right now, your touch's''
-Perfekcyjna jak pani domu.- Dodaje gorzko.
-Strasznie idealna...- Komentuje Andrzej.
''Got me lookin so crazy in love.''
Odpycham się ciężko od zlewu i ruszam w stronę wyjścia, lecz na drodze staje mi mój lekarz.
-Szukałem pani.- mówi i krzywi się, gdy wyczuwa ode mnie alkohol.- Mam pani wyniki. Sam dziwie się, że to mówię ale może to i dobrze, że pani piła.
-Dobrze, że piła? Nie rozumiem...-mówi Wrona.
Lekarz spogląda mi ze smutkiem w oczy i mówi rzeczowo:
-Była pani w trzecim miesiącu ciąży. Upadek spowodował poronienie. Przykro mi.

Przepraszam za dłuuuuuuugaśną przerwę kochani, ale była ona spowodowana nawałem nauki. Jak tam wrażenia po siedmiu tygodniach szkoły? Piszcie komentarze, oceniajcie. Jak myślicie co będzie dalej? :)


poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział XII

Dwie godziny wcześniej

Emilka

Zmęczona rzucam klucze na stolik i opadam na kanapę. Nogi podciągam pod brodę i oddaje się myślom, które nie są moimi przyjaciółmi. Kontuzja Kaśki wyglądała na tyle poważnie, że może ją wykluczyć z gry na dłużej.To ją może dobić, ją i naszą drużynę zresztą też. Do tego czeka mnie jeszcze dzisiejszy turniej...Na pewno może to być coś ciekawego, coś czego nigdy nie robiłam, ale z drugiej strony mam dzisiaj parszywy humor, i może być mi ciężko uśmiechać się do tych wszystkich dzieci. Dobrze, że Kaśka ma Wrone. Wyglądają razem na takich szczęśliwych... Zresztą to tak jak ja z Włodim. Ciekawe czy mogłabym do niego pojechać, pogadać czy nawet po prostu przytulić. Wyciągam telefon z kieszeni, spoglądam na wyświetlacz, wybieram numer Wojtka i przykładam telefon do ucha. Po kilku sygnałach słyszę głos przyjmującego.
-Emilka?
-Wojtek. Ja...Masz może czas?- Pytam cicho.
-Coś się stało miśka? W tej chwili jestem wolny.
-Mogłabym do ciebie przyjechać...? Musze z kimś pogadać, bo zwariuje.
-Jasne, wpadaj. Nie pukaj, tylko od razu wchodź.
-Dziękuję...-mówię cicho. -Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.- Odpowiada Włodi i się rozłącza.
Droga do mieszkania Włodarczyka zajmuje mi 15 minut. Wchodzę po schodach na samą górę i cicho wchodzę do mieszkania przyjmującego. Z salonu dochodzi dźwięk muzyki. Udaje się w tamtą stronę i dostrzegam Wojtka siedzącego na kanapie. Słysząc moje kroki, odwraca się w moją stronę i uśmiecha szeroko.
-Kochanie!- Mówi wesoło, zrywa się z kanapy i daje mi buziaka.
-Hej...-mówię słabo.
Mina Włodarczyka zmienia się błyskawicznie z wesołej, na poważną. 
-Chodź, usiądziemy. Co jest?- Dodaje gdy usadawiamy się wygodnie na kanapie. Z telewizora leci muzyka nadawana przez MTV.
-Wiesz...-Wzdycham ciężko i opowiadam mu o felernym treningu Kaśki. Gdy kończę opowieść, do oczu cisną mi się łzy.
-Skarbie...Wierzbicka z tego wyjdzie bez problemu. Jest silna, tak jak moja dziewczyna.- Włodarczyk przytula mnie lekko, a ja opieram głowę na jego piersi.
-Kocham cie.- Mówię.- Ale alej mnie nie uspokoiłeś. Ta kontuzja wyglądała bardzo poważnie. To wykończy ją, i naszą drużynę. Świetna z niej środkowa, a w naszym klubie na tej pozycji mamy braki. Do tego zbliżają się ważne mecze, i nabór do Reprezentacji Juniorek. Wiem, że chciała spróbować pokazać na co ją stać. A w tym stanie...
W telewizji zaczyna lecieć ''Can you feel the love tonight'' Eltona Johna.
-Zobaczysz...wszystko będzie dobrze. Zostanę tu z tobą, mamy cały dzień dla siebie. Miałem iść z chłopakami na koncert Justina Timberlake'a, ale już do nich napisałem, że to nie wypali i oddali bilet jakiejś fance.

''There's a calm surrender, to the rush of day''

Wiem, że to co teraz powiem nie spodoba się Wojtkowi. Biorę głęboki oddech i mówię spokojnie:
-Wojtek...Nic z tego.
-Jak to nic z tego?- Pyta zdziwiony Wojtek.

''It's enough for this restless warrior, just to be with you''

-Mój klub organizuje dzisiaj turniej oraz naukę gry w siatkę, już dawno zgłosiłam się na ochotnika. Będę ''trenerką'' i zawodniczką.Nie będzie mnie cały dzień, wrócę wieczorem...Zawsze chciałam to robić. Przykro mi...- Spoglądam ze smutkiem w pełne złości oczy Włodiego.

''And can you feel the love tonight?''

-Co ty pieprzysz?- Wojtek pyta z niedowierzaniem.
-Nie będzie mnie. Idę na treningi z dziećmi. Przykro mi.- Mówię ze smutkiem. Naprawdę wolałabym z nim zostać.-Chciałabym z tobą zostać...
-Powinnaś była to ze mną ustalić! Przez ciebie straciłem koncert, będę siedział sam w domu, a ty będziesz się świetnie bawić! Po prostu super!

''And can you feel the love tonight? How it's laid to rest.''

-A ty mi do cholery powiedziałeś, że idziesz na koncert? Może ja bym chętnie poszła z tobą?!
-I teraz to ja wychodzę na tego złego tak?- Wojtek krzyżuje ramiona na piersi.
-Nie! Ale zastanów się co do mnie mówisz Włodarczyk!
-Włodarczyk? Już nie skarbie? No tak... Towarzystwo dzieci jest dużo lepsze od towarzystwa twojego chłopaka!

''There's a rhyme and reason, to the wild outdoors.''

-O czym ty mówisz...Wojtek... Dobrze wiesz, że...- Próbuje dokończyć, lecz Wojtek nie daje mi szansy.
-A może ty kogoś masz, co? Niby idziesz na trening z dziećmi, a spotykasz się z jakimś facetem, co?
-O co ty mnie osądzasz?- Grunt usuwa mi się spod stóp.

''And can you feel the love tonight? It is where we are.''

-Dobrze wiesz o co... Ja ci już nie wystarczałem, nie?
-Do cholery... Nie zdradzam cie palancie, ale mam cie już dość! Nie masz prawa mnie w tak bezczelny sposób osądzać. Nie masz prawa.Rozumiesz to?!

''It's enough for this wide-eyed wanderer, that we got this far.''

-I tak nic do ciebie nie czułem. Myślałem, że to przyjdzie z czasem. Zrywam z tobą.- Wojtek wbija mi sztylet w serce.
Z płaczem wybiegam z mieszkania tego palanta, i zbiegam po schodach. Jak on mógł?! Ja go tak kochałam... Biegnę przez blokowisko, wpadając po drodze na starszą kobietę, która krzyczy za mną:
-Uważaj jak biegniesz!
Ja jednak nic sobie z tego nie robiąc nie rozglądając się przebiegam przez pasy.
Ból...
Ciemność...
Strach...
Czuje ból w całym ciele... Pogruchotane kości, sprawiają ból nie do zniesienia. Ostatkiem sił walczę z wszechobecną ciemnością. Ta jednak mnie pochłania coraz bardziej...
-...pani...jest?Niech...coś...Budzić.
Docierają do mnie tylko pojedyncze słowa. Ból sprawia, że tracę resztki świadomości i powoli tracę przytomność. Ostatnią rzeczą jaką czuje jest silne uciskanie klatki piersiowej. To pewnie ten ktoś, próbuje mnie uratować, ale ja wiem, że to nic nie da. że to już koniec.

Jak wam się podoba rozdział? Jak uczucia po pierwszym dniu szkoły? :D W mojej klasie pojawiły się nowe twarze. Komentujcie proszę! :) Jak myślicie? Co się dalej stanie? Emilka przeżyje? Jakie będą wyniki Kaśki? Czy Włodi i Emi będą razem? Kasia się pozbiera, po odniesieniu kontuzji? Piszcie! :D




piątek, 29 sierpnia 2014

Liebster Award

Dziękuję za nominacje tobie droga Emilko http://szkrzatek.blogspot.com ), to naprawdę wspaniałe, że doceniłaś moją prace!  Jest to naprawdę coś cudownego, i bardzo chętnie nominuje kolejne blogi do tej świetnej zabawy oraz odpowiem na postawione przez ciebie pytania  Tutaj macie pytania oraz postawione na nie odpowiedzi 


1. Jaki jest Twój ulubiony klub siatkarski ?Na pierwszym miejscu w moim serduchu znajduje się ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, jednak PGE Skrę Bełchatów, również darze ciepłymi uczuciami. To właśnie te dwa kluby się dla mnie liczą.

2. Trenujesz siatkówkę ?
Z treningami jest u mnie naprawdę ciężko (brak, daleko), ale u mnie na w-fie siatkówka jest prawie cały czas i za to błogosławie moją nauczycielkę 

3. Jaki inny sport oprócz siatkówki cię interesuje ?
Uwielbiam skoki narciarskie, jako mała dziewczynka darłam się do telewizora z pomalowaną twarzą i gorąco kibicowałam Adamowi Małyszowi  Poza tym jeździectwo, też jest fajną dyscypliną (kocham konie) 

4. Twój ulubiony rozgrywający to... ?Tutaj typowałabym trzech zawodników: Pawła Zagumnego, Łukasza Żygadło oraz Nicolasa Uriarte 
5. Byłaś na jakimś meczu na żywo ? Jak tak to jakim ? 
Niestety nie miałam takiej możliwości...
6. Dlaczego zaczęłaś prowadzić bloga ?
Namówiła mnie taka jedna Emilka A poza tym uwielbiam tworzyć 
7. Ile masz lat ?W Maju skończyłam 17 lat, wiem starucha ze mnie 
8. Jaki masz rozmiar buta ?Na prawdę chcecie to wiedzieć? xD Mój rozmiar buta to 42... ;( Wiecie jak ciężko jest dziewczynie kupić tak duże buty?  Za to mogę nieźle dokopać
9. Jacy/jaki są/jest twoi/twój ulubieni/ulubiony siatkarze/siatkarz..?Moim ulubieńcem jest Marcin Możdżonek, jednak bardzo lubię także Krzyśka Ignaczaka,Pawła Zagumnego, Michała Kubiaka,Nicolasa Uriarte, Łukasza Żygadło, Mariusza Wlazłego, Arka Gołasia oraz Wojtka Włodarczyka.
10. Czy wywieszasz flagę Polski na czas trwania MŚ ? 
Jeśli przyjdzie paczka z flagą w środku  Jeśli nie, to na pewno wywieszę coś na oknie 
11. Masz Cyfrowy Polsat ? Dzięki moim rodzicom tak xD Nie mogę jechać na żadem mecz, więc chociaż w tv obejrzę sobie mecze...!
Pytania na, które macie odpowiedzieć:1. Twój ulubiony klub siatkarski, to?
2. Twój rozmiar buta, to?
3. Trenujesz siatkówkę?
4. Hobby poza siatkówką?
5. Twój/oi ulubiony/eni siatkarz/e, to?
6. Odkąd interesujesz się siatkówką?
7. Twój ulubiony trener to?
8. Ile masz lat?
9. Co jest powodem tego, że piszesz?
10. Jakim reprezentacjom kibicujesz?
11. Czy masz kogoś z kim możesz pogadać o siatkówce?

To tyle, i jeszcze raz wielkie dzięki za nominacje! 

niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział XI

Trzy miesiące później

Kasia

Zaczynamy trening. Na początek standardowe 20 kółek wokół hali, rozgrzewka i wybieranie drużyn. Dzisiaj mam ten komfort, że to ja i Agata wybieramy drużyny. Do mojej trafiają Monika, Anka, Aśka, Justyna i Paula. W drużynie Agaty natomiast są Emi,Ewelina,Sandra, Daria oraz Klaudia. Tych ostatnich można się obawiać, tak samo jak pani Kapitan czy Emilki, mocny skład . Mecz trwa w najlepsze, a moja drużyna przegrywa w ostatnim secie 14:13. Zagrywka Agaty, obrona Moniki i felerne rozegranie do mnie przez Ankę, która rozgrywa wprost na słupek. Wyskakuje do góry, atakuje i całym ciężarem ciała ląduje na lewej nodze, która nienaturalne wygina się w kolanie. Ląduje na parkiecie i zwijam się z potwornego bólu, do oczu napływają mi łzy. Do bólu nogi dołącza ogromny ból podbrzusza. Wokół mnie zbiera się cała drużyna wraz z trenerem, który pyta poważnie zmartwiony:
-Dasz rade wstać?
Kręcę głową i dodaje zwracając się do Emilki:
-Emi weź z torby mój telefon i zadzwoń po Andrzeja aby tu przyjechał. Autem.Wyjaśnij mu wszystko.
Emilka kiwa głową i wbiega do szatni.
-Dziewczyny przenieśmy ją na bok.- mówi trener.
Tworzą żywe nosze i znoszą mnie na bok.
-Na dzisiaj koniec... Możecie się przebrać.-Dodaje po chwili.
Dziewczyny spoglądając na mnie ze współczuciem wchodzą do szatni. Po chwili wynurza się z niej przyjaciółka.
-Wronka będzie za 10 minut.-mówi.
-To dobrze.-mówię i zasłaniam twarz rękoma.
-Możesz ruszyć nogą?- Trener zadaje kolejne pytanie.
Próbuje, i moją nogę przeszywa fala potężnego bólu. Ze łzami w oczach kręcę przecząco głową.
-Spuchnięte...- Mówi Emi oglądając kolano.
-Skocz po lód.-Trener wydaje polecenie Emilce. Ta szybko wykonuje polecenie i po chwili przykłada go do obolałego kolana.Przynosi to sporą ulgę. Spoglądam na nią i mówię:
-Nie musisz tutaj być...
-Ale chce. Poczekam tu, dopóki nie przyjedzie Andrzej po to aby cie zawieść do szpitala.
-Dziękuję...- Szepce, a do moich oczu napływają łzy wzruszenia.
-W końcu jesteśmy przyjaciółkami, nie?- Mówi i mruga szybko aby pozbyć się napływających do oczu łez.
Zamykam oczy i myślę o wszystkim, tylko nie o kolanie. Jakiś czas później (wydaje mi się, że są to lata) słyszę dźwięk otwieranych drzwi i szybkie kroki. Otwieram oczy, Andrzej.
-Co się stało?- słychać wyraźny niepokój w jego głosie.
-Mały upadek.-wykrzywiam usta w uśmiechu.
Trener podaje rękę Andrzejowi, i od razu przechodzi do rzeczy.
-Upadła, i to w bardzo niepokojący sposób. Prawdopodobnie jest to uraz kolana. Poważny na tyle, że ma problem z podniesieniem się. Możesz ją zawieźć do szpitala?
-Oczywiście.- Odpowiada Wrona i kiwa głową.
Wraz z trenerem pomagają mi wstać. Obejmuje ramieniem Andrzeja i ruszamy w kierunku drzwi, przy których Emi podaje mi torbę. Dziękuję jej i wychodzę z ukochanym na chłodny Styczniowy mróz. Chłopak pomaga mi ubrać kurtkę. Spodenek nie zmieniam, ponieważ byłoby to zbyt bolesne. Szybko docieramy do auta, wsiadam do niego z pomocą Andrzeja. W aucie jest strasznie nie wygodnie ze względu na nogę. Do szpitala miejskiego im. Jana Pawła II docieramy po 20 minutach. Na miejscu Andrzej tłumaczy recepcjonistce powagę sytuacji, ta kiwa głową i dzwoni do gabinetu chirurga. Ten przyjmuje nas po kwadransie. Do gabinetu lekarskiego wchodzę razem z ukochanym. Za biurkiem siedzi starszy mężczyzna, witając nas z uśmiechem.
-Połóż się proszę.- mówi wskazując dłonią na kozetkę.
Wykonuje polecenie, a lekarz przechodzi do oglądania kolana. Gdy karze mi wstać, z milczeniem nie wytrzymuje i pytam nerwowo:
-Co mi jest?
Spogląda na mnie znad okularów i odpowiada fachowo:
-Aby potwierdzić moje przypuszczenia musimy wykonać RTG oraz USG.
-Jakie przypuszczenia?- pyta środkowy.
Lekarz ignoruje pytanie, wypisuje coś na karteczce, którą po chwili mi podaje i odzywa się cicho.
-Z tą karteczką udajcie się do sali 25, na miejscu podajcie tą karteczkę recepcjonistce. Wyniki bez opisu będą od razu, zabierzcie je i przyjdźcie tutaj.
Dwa kwadransy później stoimy pod gabinetem chirurga. Kilka chwil później lekarz woła nas do środka. Na miejscu, nic nie mówiąc wyciąga rękę po wyniki. Oglądając je kiwa lekko głową.
-Tak myślałem.- Spogląda na mnie.- Szkoda, że się nie pomyliłem.
-O co chodzi?- pytam.
-Skręciła pani staw kolanowy. Niestety jest to skręcenie III stopnia, należy ono do najcięższych.-Chirurg spogląda na zdjęcie i po chwili kontynuuje.-Ma pani uszkodzoną łękotkę oraz zerwane więzadło.
-Nie brzmi to optymistycznie.- Wykrzywiam usta.
-Bo takie nie jest... Wyląduje pani w szpitalu, gdzie czeka panią artroskopia. Przy okazji zrobimy inne wyniki aby sprawdzić czy wszystko inne jest w najlepszym porządku. Po artroskopii czeka panią rehabilitacja.
-Kiedy będę mogła wrócić do treningów? Za miesiąc mam ważne mecze. Będę rozpatrywana przy naborze do Reprezentacji Polski Juniorek w Siatkówce na przyszły rok. Musze trzymać formę...
-Obawiam się, że to nie możliwe. Może za dwa miesiące będzie mogła pani zdjąć usztywnienie.
-Nie rozumiem...- mówię zdezorientowana.
-Treningi będzie mogła pani wznowić jeśli dobrze pójdzie za 300 dni. Jeśli pójdzie źle za jakieś 360. Przykro mi, ale musi pani pamiętać o tym, że zbyt wczesny powrót do treningów oraz niedokończony proces leczenia grożą poważnymi konsekwencjami leczonymi tylko i wyłącznie zabiegami chirurgicznymi wiążącymi się z długotrwałą przerwą od sportu. Dlatego niech kieruje się pani maksymą: ''Wyleczyć, a nie zaleczyć''.
-Jak to... Rok? Rok?! Za rok to ja mogę się pożegnać z jakimikolwiek szansami! To całe moje życie...- Dodaje z łzami w oczach.
-Będzie miała pani jeszcze nie jedną szanse...
-Doktor ma racje... Teraz przede wszystkim musisz wrócić do zdrowia.- Mówi Andrzej.
-Odkąd odkryłam ten sport, stał się on moim życiem. Ja nie mogę nie grać...-Spoglądam w oczy lekarzowi, błagając Boga o to aby ten mnie zrozumiał.
-Rozumiem, ale jeśli chce pani jeszcze wrócić do gry to trzeba to wyleczyć. Nie ma innej opcji.
Zamykam oczy, trę ręką po czole i dochodzę do wniosku, że lekarz może mieć racje.
-Dobrze... Jeśli poddam się leczeniu, to czy mam szanse wrócić do sportu?-pytam.
-Oczywiście, ale musisz liczyć się z tym, że kontuzja może się odnawiać.
Kiwam głową, i krzywię się lekko. Tak myślałam.
-Obawiam się, że będzie musiała pani zakupić kule.-Lekarz spogląda mi w oczy.
Spoglądam na Andrzeja, i z uśmiechem pytam:
-Andrzej masz jeszcze te swoje kule?
-Jasne, że mam.- Chłopak uśmiecha się szeroko.
Lekarz pociera ręką o rękę, i mówi zadowolony:
-Doskonale! Za chwile przygotujemy pani sale. Czy mógłby pan przywieźć swojej siostrze to co trzeba do szpitala?
Oboje z Andrzejem wybuchamy śmiechem.
-Oczywiście, ale to moja dziewczyna.- Andrzej chwyta mnie za dłoń.
-Och...Przepraszam. Wyglądacie na rodzeństwo.
-Nic nie szkodzi.-Odpowiadam za nas oboje.
-Dobrze to ja już pojadę.-Mówi Andrzej i wychodzi z gabinetu.
Po wyjściu Andrzeja z gabinetu, chirurg przechodzi do tłumaczenia tego co dalej.
-Dobrze...Najpierw czeka na panią Artroskopia, oraz badania sprawdzające czy wszystko w pani organizmie jest okej. Musimy to wiedzieć. Następnie po otrzymaniu wyników, jeśli wszystko będzie w porządku założymy pani stabilizator i przejdziemy do rehabilitacji. Tak na przyszłość, polecam zakładanie stabilizatorów.
Kiwam głową po to, aby pokazać, że wszystko zrozumiałam.

Dwie godziny później

Kładę się na niewygodne łóżko szpitalne i leże wpatrzona w sufit. Właśnie wróciłam z badan, które pochłonęły resztkę moich sił. Zmęczona zamykam oczy i w momencie gdy już prawie znajduje się w objęciach morfeusza słyszę głos mamy.
-Córciu! Jak się czujesz?! 
Z krzywą miną otwieram oczy, opieram się o ścianę i odpowiadam skwaszonym tonem:
-Myślisz, że jak mogę się czuć ze skręconym stawem kolanowym?
-Zobaczysz! Wszystko się ułoży! Jest dobrze.- odpowiada mama optymistycznym tonem.
-Nie jest dobrze!- Podnoszę głos.- Jestem wykluczona z gry! Na rok. Rozumiesz? Rok! Wszystko co kocham musi poczekać rok!
-Córciu...-mówi mama niepewnym głosem.
-Daj spokój.- Kręcę głową.- Nie chce mi się rozmawiać. Wyjdź proszę.
Mama niepewnie zostawia reklamówkę na szpitalnej szafeczce, i wychodząc z sali zamyka za sobą drzwi. Zasłaniam twarz rękoma i zaczynam płakać. Ona nigdy tego nie zrozumie... Najpierw straciłam tatę, konie i rodzeństwo...Teraz straciłam jeszcze siatkówkę. 
Rozlega się pukanie do drzwi oraz dochodzący zza nich głos Andrzeja:
-Kasieńko? Wszystko dobrze? Mogę wejść?
-Daj mi spokój...Proszę. Musze zostać sama. Ale jak możesz zadzwoń do Emilki, i poproś o przyjazd tutaj.
-Jasne...- Odpowiada cicho Andrzej.

Andrzej

W głosie Kasiu czuć załamanie. Wiem co to znaczy odnieść kontuzje, ale aż takiej nigdy nie odniosłem...Postanawiam dać jej trochę spokoju, dać jej chwile do przemyśleń. Wykonam jej prośbę, i zadzwonię do Emilki. Wyciągam telefon z kieszeni i wybieram numer dziewczyny.
Przerywany sygnał...Dziwne.
Dzwonie jeszcze raz, i znowu to samo. Pip...Pip...
W momencie gdy wybieram numer libero po raz trzeci dzwoni do mnie Włodi. Odbieram.
-Halo? Cześć Wojtek. Co jest?
-Emilka...Ja...-W słuchawce słychać płacz i dźwięk sygnału karetki.
Zaniepokojony pytam jeszcze raz:
-Stary co jest? Coś ci się stało?!
Chwilowa cisza, i znowu rozlega się głos przyjaciela w słuchawce.
-Mi nie...
-To komu?- Moje ciało przeszywa mróz. Boje się odpowiedzi na to pytanie.
-Emilce...Potrącił ją samochód. To moja wina...
Czuje, że robi mi się słabo. Telefon wypada mi z dłoni.


Jak wam się podoba nowy rozdział? :D Przepraszam za przerwę, ale przez mój dom przewinęło się pół rodziny xD Komentujcie :)

środa, 23 lipca 2014

Rozdział X

Kasia

Wczoraj wieczorem wróciliśmy do Bełchatowa. Każdy z nas był skonany po podróży, skonany ale zadowolony. Każde z nas wróciło do swojego domu. Rano niewyspana zwlekam się z łóżka. Rany... Kaśka! Weź się w garść! Umycie się, ubranie, pościelenie łóżka i zjedzenie płatków na śniadanie zajmuje mi 1,5 godziny. Do kuchni wchodzi zaspana mama, spogląda na mnie i odzywa się ziewając przy tym przeciągle:
-Kasieńko skoczysz do sklepu? Trzeba kupić kilka rzeczy. Zrobię ci listę.
-Jasne. -uśmiecham się lekko.Spoglądam na szopę, na jej głowie.- Ładnie wyglądasz, ale szop pracz ci siedzi na głowie.
-Ale śmieszne! Ha ha!- mówi mama i kończy pisać listę.- Tutaj masz listę, rozczytasz?
-Jasne mamo. - Mrugam i biorę listę do ręki.- Dobra, to ja uciekam.
Na korytarzu ubieram buty, biorę torbę z szafeczki i wychodzę z mieszkania. Sklep mam dosłownie pod nosem, bo od domu znajduje się on jakieś 500 metrów. Na miejscu biorę do reki koszyk i ruszam w głąb sklepu. Dosyć szybko udaje mi się odnaleźć produkty z listy, tak więc staje w kolejce do kasy. Nagle ktoś trąca mnie w ramie. Odwracam się i dostrzegam jakąś młodą dziewczynę, na oko wygląda na jakieś 14 lat.
-Tak?-pytam.- O co chodzi?
-Pani Kasia Wierzbicka? To Pani prawda?
-Tak. Nie rozumiem...znamy się? 
-Nie, nie znamy. To prawda, że chodzi pani z Andrzejem Wroną, a pani przyjaciółka Emilia Poznańska z Wojtkiem Włodarczykiem?
-Emilka.- Poprawiam ją automatycznie.- Tak, ale wybacz to jest moja prywatna sprawa.
-Widziałam jak grałyście mecz. Jesteście genialne!
-Mówisz?- Mówię zastanawiając się dokąd ta dziwna rozmowa zmierza.-Wybacz, że zapytam tak bezpośrednio...O co ci chodzi?
-Mam prośbę...Dasz mi swój autograf?
-Autograf? Serio? Ehhh...Nie jestem sławna, to bez sensu. 
-Proszę...- Dziewczyna nie ustępuje.
-Zgoda...Gdzie mam ci się podpisać?
Dziewczyna podaje kartkę i długopis, a ja zostawiam na niej swój nie autograf a podpis. Odwracam się przodem do kasy, gdy znowu czuje pukanie w ramie. Tym razem rozzłoszczona odwracam się z powrotem do natrętnej dziewczyny. 
-O co tym razem chodzi?
-No widzisz... A czy mogłabyś mnie poznać z Pawłem Zatorskim?
-Posłuchaj mała... To, że chodzę z Andrzejem nie oznacza, że trzymam się ze wszystkimi siatkarzami jak z nie wiadomo jakimi przyjaciółmi. A poza tym... Nie uważasz, że jesteś trochę...no... Zbyt młoda?
Dziewczyna zrobiła obrażoną minę, i powiedziała:
-Zbyt młoda? Przecież ja mam już 13 lat!
Czyli jeszcze młodsza niż myślałam...
-Taaak...A Paweł ma 24...
-Zobaczysz obrobię ci dupę! Napisze do pudelka! Albo do Babola! Zobaczysz jak oni cie urządzą!-Krzyknęła młoda i odeszła na koniec kolejki.
Ehhhh...Nie mogę mieć spokoju tak? A miałam taki dobry humor...Przyszła moja kolej. Płace za zakupy, i ruszam w stronę domu. Dzwonek telefonu. Ciekawe kto to? Spoglądam na wyświetlacz. Andrzej. Naciskam na zieloną słuchawkę, i przykładam telefon do ucha.
-Halo?
-Cześć kotku. Co tam?
-Ehhh... Zdenerwowałam się na taką dziewczynę w sklepie.
-Co się stało?- W głosie Andrzeja słychać niepokój.
-Nic takiego. Co tam? Odpowiadam i zadaje pytanie.
-Mam taki pomysł... Może byś do mnie wpadła na kolacje i została na noc? 
-Chętnie... Ale moja mama raczej nie będzie zadowolona.
-Masz 19 lat... A jeśli uważasz, że i to nie wystarczy to powiedz jej, że idziesz o Emilki.
-Niezły pomysł! Okej to dzwonie do Emi, żeby mnie nie wydała.O której mam wpaść?
-Bądź u mnie o 19. Może coś sobie obejrzymy?
-Jasne.- uśmiecham się do słuchawki. Do potem.
-Do potem.- Odpowiada ukochany i przerywa rozmowę.
W domu wykładam produkty do szafek i lodówki. Gdy wszystko jest na swoich miejscach udaje się do swojego pokoju. Kładę się na łóżko i dzwonie do przyjaciółki.
-Hej Emi! Co tam?
-Hej Kaśkonatorze! Ledwo żyje... Po co dzwonisz?
-Dlaczego muszę po coś dzwonić?
-Bo jest 8 rano... Normalnie o tej porze byś nie dzwoniła.
-No okej... Mam do ciebie sprawę. A właściwie dwie.
-Słucham ciebie.
-Idziesz się przejść?
-Okej. Daj mi 20 minut. I po mnie przyjdź. A te sprawy?
-Jedna to była sprawa spaceru, a drugą wyjaśnię podczas spaceru.
-Okej. To do zobaczenia.
-Do zobaczenia. Przyjdę za 15 minut!- Szybko dodaje, i się rozłączam aby Ziomek nie miała czasu na protest.
15 minut później stoję pod drzwiami jej domu i pukam do drzwi. Otwiera je przyjaciółka.
-To co? Gdzie idziemy?-Pyta i zamyka za sobą drzwi.
-Może do Parku 1000-lecia? Dawno tam nie byłam.
-Jasne.- Odpowiada przyjaciółka.
Na miejscu siadamy na trawie pod starym dębem. Przez chwile milczymy, i odzywam się cicho:
-Jak tam Włodi?
-Świetnie. Zaprosił mnie dzisiaj do siebie. I tutaj mam do ciebie prośbę. Moja mama będzie myślała, że jestem u ciebie. Możesz mnie kryć?
Spoglądam jej w twarz, i mówię z pełną powagą:
-Jasne.
Lecz nie wytrzymuje i wybucham śmiechem.
-O co chodzi?- Pyta Emi marszcząc brwi.-Wszystko dobrze?
-Bo widzisz... Chciałam cie prosić o to samo.
-O to samo? Chciałaś mnie prosić o to abyś mnie kryła czy o to, żebym poszła do Włodiego?
-Nieee...Co? Nie chciałam cie prosić abyś mnie kryła przed moją mamą. Andrzej zaprosił mnie do siebie na noc. Powiedział, że przygotuje kolacje i film.
-Nie no...W takim razie okej! Musimy sobie pomagać.
Ze spaceru wróciłyśmy o 17. Zostały mi dwie godziny na spakowanie się na pozorną noc u Emi i powiadomienie mamy. Mama przyjęła to ze spokojem. Noc u przyjaciółki? Świetnie!  Życzyła nam miej zabawy itp. Do torby spakowałam piżamę, kosmetyki i ubrania na jutro (błękitna sukienka, buty i biżuteria).Dobra... W co ja mam się ubrać do Wronki? Nie mogę się ubrać zbyt ładnie bo mama myśli, że idę do Emi. Przeglądam ubrania i stawiam na białą bluzkę, skórzaną spódnice, krótkie kolczyki i buty na paseczki. Na zrobienie fryzury i makijażu oraz dotarcie do domu ukochanego zostało mi 40 minut. Włosy zostawiam rozpuszczone, a makijaż robię delikatny. Torbę zarzucam na ramie, całuje mamę w policzek na pożegnanie i wybiegam na dwór. Autobus na szczęście jeszcze nie odjechał. Wsiadam do środka i 10 minut przed czasem jestem na miejscu. Zdenerwowana wchodzę po schodach na drugie piętro i pukam do drzwi. Po chwili otwiera mi je elegancki, bo ubrany w koszule Wrona. Spogląda na mnie i pogodnie mówi:
-ślicznie wyglądasz, wejdźmy do salonu.
-Dziękuję- odpowiadam i łapie go za wyciągniętą w moją stronę dłoń.
Chłopak prowadzi mnie do salonu gdzie czeka na nas wspaniała kolacja.
-Jejku...Sam to gotowałeś?- pytam.
-Ma się ten talent.- Chłopak ukazuje zęby w uśmiechu.
Ten uśmiech. Każdy jego uśmiech sprawia, że serce podskakuje mi do przełyku. Sprawia, że czuje się lekka niczym piórko. 
Ukochany odsuwa mi krzesło po czym je przysuwa i siada na przeciwko.
-Może wina?-pyta.
-Poproszę.- uśmiecham się lekko.
Andrzej stawia przede mną i przed sobą lampki pełne czerwonego wina. Pochylam się i kosztuje pysznego makaronu. O rany...Czegoś takiego dawno nie jadłam. Jeśli będziemy razem, to wiem kto w naszym domu będzie gotował. Po kolacji z winem w ręku siadam na kanapę opierając się głową o klatkę piersiową środkowego. Andrzej pochyla się nade mną, a ja całuje go z pasją w usta. Fabuła filmu schodzi na dalszy plan, a ja i mój ukochany spędzamy razem noc.

Przepraszam za dłuuuuuuuuugaśną przerwę ale przyjechał z Niemczech brat i nie miałam życia. Obiecuje, że teraz o was trochę bardziej zadbam. Rozdział miał się ukazać wczoraj ale zasnęłam... Także wybaczcie!

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział IX

Kasia

-Eriena!-Rzucam się w objęcia przyjaciółki, i ją mocno ściskam.-Co ty tutaj robisz?
-Jestem-Er szeroko się uśmiecha.-Dawno się nie widziałyśmy, i się stęskniłam.
-Ja za tobą też...
-Chodź ze mną do samochodu Marcina, bo mam coś dla ciebie.
-Co ty knujesz?-Pytam podejrzliwie 
-No chodź!
Obie idziemy na podjazd, Ania nurkuje w bagażniku z którego wyciąga dwa tymbarki.
-To co? Za stare dobre czasy?-pyta i podaje mi brzoskwiniowego tymbarka.
-No jasne!
-Może się przejdziemy?-Er pyta niepewnie.
-Kasiu!
Odwracam się, i widzę idącego w moją stronę Andrzeja.Podchodzi do mnie, a ja daje mu buziaka.
-Er, to jest Andrzej...Mój chłopak.-Uśmiecham się szeroko.
-Domyśliłam się.- Er mruga do mnie, i wyciąga rękę do Andrzeja.-Cześć, nazywam się Ania Winnicka.
Andrzej podaje przyjaciółce rękę, i z uśmiechem mówi:
-A ja Andrzej Wrona. Wiem kim jesteś, Kasia o tobie duużo mówiła.
-O tobie też.-Przyjaciółka porusza brwiami.-To co idziemy?-pyta i spogląda na mnie.
-Jaaasne...-odpowiadam.
Er przewraca oczami, i mówi:
-Andrzej może iść z nami.
-Co ty na to?-pytam środkowego.
-Możemy się przejść.
-No to miodzio.-mówię razem z Er, i wybuchamy śmiechem. Kiedyś się to nam zdarzało często.
Ruszamy wolnym krokiem w stronę lasu. Spowija nas cisza, której nie przerywamy rozmową. Postanawiam to przerwać.
-Aniu chciałaś mi coś powiedzieć, prawda?
-No tak...A właściwie wam. Co prawda jeszcze trochę czasu, ale może się zgodzicie. Jak nie to nie będę zła.
-O co chodzi?- Ja i Endriu pytamy jednocześnie.
-Ekhm...Bo widzicie... Jestem w ciąży, i tak się zastanawiałam... Zostaniecie chrzestnymi?
-O rany! Który miesiąc?-Pytam podekscytowana.
-Właściwie to już trochę czasu o tym wiem... To już 5 miesiąc.
-Chłopiec czy dziewczynka?-Pyta Wronka.
-Prawdopodobnie chłopczyk.-Odpowiada Er.-To co? Zgadzacie się?
Spoglądam na Andrzeja, i oboje się porozumiewamy w ciszy.
-No pewnie! Z przyjemnością.-odpowiada za mnie, i za siebie mój ''Romeo''.
-No to świetnie!-Eriena szczerzy zęby jak głupia.
Wchodzimy do sadu, którym kierujemy się do domu.
-Jak tam Adam?-Pytam Er.
-Nie wiem...-Eriena obejmuje się ramionami, tak jakby ją to zabolało.-Nie rozmawiałam z nim...
-Och...Przykro mi.-mówię ze współczuciem.
-Mi też.
Do domu wracamy idealnie na początek urodzin cioci. Wraz z Er i Endriu podchodzę do Włodiego i Emi aby ich sobie przedstawić.
-Emi, Włodi...To jest moja przyjaciółka z mazur, Ania.
-Witaj!- Włodi uśmiecha się szeroko, i mruga do przyjaciółki.
-Fajnie cie poznać!-Emi uśmiecha się szeroko.
-Mi też jest bardzo miło!
-Czym się zajmujesz?-Pyta Włodi.
-Jestem tancerką. No i grywam w teatrze....A wy czym się zajmujecie?-Pyta Er.
˛Nasza czwórka  spogląda na siebie, i równocześnie odpowiada:
-Gramy w siatkę.
-No to ładnie! Jak chcecie, to możemy potem pograć z Marcinem.
Wszyscy chętnie przystajemy na propozycje, i siadamy do stołu. Zjechało się multum gości. Wujek Grzegorz, brat cioci Iwony rozsadzając nas przy stole zrobił wszystko tak abym nie siedziała przy przyjaciołach. No cóż...Nie lubimy się. Gdybym to ja rozsadzała gości, on usiadłby obok swojej byłej żony...Która jest najzabawniejszą osobą w rodzinie, a on za to jej nienawidzi.Przy stole wylądowałam z jednej strony obok Wujka Grzegorza, a z drugiej obok śmierdziela. śmierdziel to syn Grzegorza. Dlaczego śmierdziel? Bo czuć od niego zgniłymi jajami...
-Widze, że ci się przytyło.-Wujo szepce mi do ucha.
-Ma wujek racje... Biorę z wuja przykład.
Twarz Grzegorza zrobiła się purpurowa.
-Ty smarkulo...
-Smarkiem to jest twój syn.
-Ty mała....
-Co? Jędzo? Kanalio?
-Paskudo...
-Widze , że wujo rozszerzył słownik o kolejne beznadziejne określenie.
-Twój ojciec by się wstydził twojego zachowania. Mieć taką złą córkę...Ale sam nie był lepszy. Pewnie zginął bo prowadzi pod wpływem.
-Zamknij się!-Z krtani wyrywa mi się krzyk.
-Kasiu! Nie można tak!- Mama próbuje mnie uspokoić.
-Ten stary troll nie będzie mnie obrażał! I nie będzie wspominał taty! A już szczytem wszystkiego jest to, że obraża tatę, który był najlepszym człowiekiem pod słońcem!
Ze łzami w oczach wstaje od stołu, i biegnę w stronę stajni. Na miejscu otwieram boks Persefony, wchodzę do środka i siadam na sianie. Zamykam oczy, i opieram głowę o bok leżącej obok mnie klaczy. Po jakimś czasie....może minucie, a może dwóch godzinach słyszę skrzypienie otwieranych drzwi. Andrzej... Ukochany siada obok mnie, całuje w czoło i obejmuje w taki sposób, że zapominam o zmartwieniach. No bo jak koło takiego idealnego faceta można mieć zmartwienia?


Krótki, ale zawsze jest. Koooooomentujcie ;)

środa, 4 czerwca 2014

Konkurs

Jako, że wybiło przeszło 1000 wyświetleń organizuje krótki konkursik (Tak będzie za każdy 1000 wyświetleń). Waszym zadaniem jest napisanie na niżej podany e-mail rzeczy które was motywują oraz sprawiają, że kochacie życie! Najciekawsza odpowiedz wygra skromną nagrodę- Bedzie mogła wymyślić treść jednego z rozdziałów! Swoje wypowiedzi (nie rozpisujcie się) ślijcie na:

acotosia1997@gmail.com

wtorek, 3 czerwca 2014

Rozdział VIII

Kasia

Przychodzi wieczór, i czas się zbierać do dworku cioci. Ja i Emi wraz z chłopakami postanawiamy zamienić się pokojami. O godzinie 23.52 wmykam się z pokoju mojego i Emi, i pukam do drzwi chłopców.Drzwi otwiera mi Włodi, uśmiecha się lekko, i wychodząc wpuszcza mnie do pokoju. Zmykam za sobą drzwi, i rozglądam się po pokoju.
-Andrzej?- wołam miśka nigdzie go nie dostrzegając. Podchodzę do uchylonych drzwi od łazienki, i zaglądam do środka, nikogo tam nie ma.
-Bu!- Szepce mi ktoś do ucha i obejmuje ramieniem. Z moich ust wydobywa się pisk. Lecz Andrzej zatyka mi usta. Gdy serce przestaje mi walić odzywam się cicho:
-Andrzeju Wrono wystraszyłeś mnie! Jak mogłeś mi to zrobić?
-Oj nie wiedziałem, że się tak wystraszysz...
-Spójrz jak to wyglądało z mojej perspektywy... Stoje w ciemnym pokoju sama, i nagle ktoś szepce mi do ucha i łapie za usta...
-Przepraszam...-Wronka robi smutną minkę.
-Nic się nie stało.-uśmiecham się szeroko, i daje mu buziaka.
-To chyba częściej muszę cie straszyć.- śmieje się Andrzej.
-A tyko spróbuj.- I też się serdecznie śmieje.
Wracamy do pokoju, gdzie misiek łączy ze sobą dwa łóżka. Gdy te są już ze sobą zsunięte, oboje kładziemy się obok siebie. Leżąc tak razem rozmawiamy o mało ważnych sprawach, po czym znużeni zasypiamy wtuleni w siebie.

Kilka godzin później (Rano)
Kasia

Nasza czwórka wstaje wcześniej, aby nie wydało się to jak spaliśmy. Jako, że wybiła 8 rano razem z Włodim, Emi i Wronką postanawiamy zrobić wszystkim niespodziankę i zrobić śniadanie. Po dłuższych naradach (trwało to około godziny), oraz kłótni zgodnie postanawiamy zrobić omlety. Chłopcy rozkładają talerze oraz sztućce, oraz wyciągają z lodówki wszystko co się nadaje do smarowana omletów i stawiają to na stole. Ja i Emi zajmujemy się ciastem do omletów oraz smażeniem. Na talerzu rośnie góra omletów, którą po osiągnięciu maksymalnej wysokości stawiamy na stole.
-Macie talent dziewczynki.- do kuchni wchodzi wujek.-Pachnie w całym domu!.
-Nie ma cze­goś ta­kiego jak ta­lent, jest tyl­ko ciężka pra­ca i poświęco­ny czas...-odpowiada Emi.
-Emi ma racje.- dodaje.
-Wiesz, chyba masz racje.Bardzo mądre słowa.- Mówi zamyślony wujek.
-Dziękuję.-Emi uśmiecha się lekko.
Po chwili w kuchni zjawia się cała rodzinka wiedziona zapachem. Omlety znikają z talerza, z prędkością światła. Po śniadaniu zmywają Włodi i Wronka, których wrabiamy w robotę razem z Emi. Fajnie jest patrzeć na ich rozgniewane miny.
Jako, że zbliża się wieczór, a co za tym idzie urodziny cioci wszyscy bierzemy się za gotowanie, szykowanie stołów itp. Chłopcy biorą się za szykowanie ogrodu (ustawianie stołów, dekoracje, oraz inne prace wymagające siły). Jako, że cioci posmakowały nasze omlety, które nazwała dziełem sztuki zostajemy przydzielone do gotowania. No cóż nie ma co narzekać! Dla mnie robota idealna. Prace idą sprawnie, i wkrótce wszystko zostaje przygotowane. Zostało nam tylko oczekiwanie na gości, oczywiście ubranie się i świętowanie! Wszyscy idą się przebrać. Ubieram się w koronkową rozkloszowaną sukienkę koloru morza, natomiast włosy pozostawiam rozpuszczone. Emi ubrała przylegającą do ciała beżową sukienkę z koronkowymi długimi rękawami. Wygląda bosko! Schodzimy na dół, i wpadamy na kuzyna- Marcina.
-Cześć Możdżi!.- Uśmiecham się szeroko, i daje mu buziaka w policzek, a jest to możliwe gdyż się schyla.-Minęło tyle czasu!
-No cześć kuzyneczko! Oj tak...Sporo czasu.-Odpowiada z uśmiechem na ustach.
-To jest Emilka Poznańska, moja przyjaciółka. Poznajcie się!
Emi i Możdżi podają sobie ręce.
-Czyli nie kłamała mówiąc, że jest twoją rodziną!
-Jak widać.-Możdżi puszcza jej oczko.-Słyszałem, że przywiozłyście jeszcze kogoś.
Na schodach pojawiają się chłopcy, i po chwili do nas dołączają.
-Przedstawiać was sobie chyba nie muszę.-Emi pokazuje zęby w uśmiechu.
-Cześć Magneto!-mówi uśmiechniety Włodarczyk.
-No hej! Wronka widzę, że broda zapuszczona.-W oczach Marcina ukazuje się błysk.
-No raczej! Przykład ze starszego kolegi biorę!-Marcin szturcha przyjacielsko chłopaka łokciem.
-Nie podskakuj młody! A tak właściwie...Co wy tu robicie?-Pyta drzewo.
-Kuzyneczku...Andrzej jest moim chłopakiem...
-A Wojtek moim.-dodaje Emi.
-Słodziutko.- Odpowiada przesłodzonym głosem, a ja uśmiecham się szeroko.
-Tęskniłam za tobą kuzynku!
-To tak jak ja za tobą. Słyszałem, że obie gracie w Bełchatowie.
-Tak!-mówi uradowana Emi.
-Mamy je pod swoimi skrzydłami!-Dodaje dumny Włodi.
-W takim razie możemy potem pograć. A właśnie przywiozłem ci kogoś, czeka w ogrodzie.
Wychodzę do ogrodu zastanawiając się kogo przywiózł Marcin, i wzrokiem szukam tajemniczego gościa. Ktoś zakrywa mi oczy, i mówi:
-Zgadnij kim jestem!
Ta odległość...Jednak mimo tych kilometrów nie zapomniałam tego głosu. Uradowana odwracam się i zwracam się do tajemniczego, nietajemniczego gościa.


No to mamy kolejny rozdział! Jak myślicie, kim jest tajemnicza postać? Koooomentujcie!

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział VII

Kasia

Minęło trochę czasu...Wraz z mamą dostałyśmy zaproszenie na urodziny do cioci, która ostrzegła nas, że jak nie przyjedziemy więcej się do nas nie odezwie. Wzięłyśmy to na poważnie, bo siostra mamy zawsze mówi poważnie. Gdy ciocia Iwona dowiedziała się o tym, że Wronka i ja jesteśmy parą zażądała aby przyjechał z nami. Chłopak zgodził się z przyjemnością. Nie chcąc zostawiać w Bełchatowie przyjaciół, namówiłam ciocie na przyjazd Emi i Włodiego.
Przychodzi czas wyjazdu. Wszyscy jesteśmy ubrani w dresy, gdyż droga pociągiem do Olsztyna trwa...długo, bo ok. 14 godzin. Najśmieszniejsza okazała się reakcja Wronki na takie same Air Maxy Emi i Włodiego. Otworzył szeroko usta, i powiedział: ''Ale jaja'', po czym zapytał w którym sklepie je kupili, gdyż może i my byśmy sobie takie sprawili.Nasze bagaże (czyli ubrania na zmianę, oraz rzeczy takie jak szczoteczki do zębów.No i prezenty oczywiście) trafiają na kratki, nad naszymi głowami. Na szczęście udało nam się znaleźć pusty przedział. Mijają godziny,i aby zabić nudę gramy w karty. Mama nie gra, gdyż postanawia się przespać zmęczona po 12h pracy. Gramy w tysiąca z tym, że przegrany musi dać każdemu po dyszce. Gorszy dzień ma Wronka... Z kieszeni wyjął już 160 zł x 3 czyli 480zł... Tak mi przykro naprawdę, aż mam złośliwy uśmiech na ustach. Ja, Emi i Włodi straciliśmy po 60 zł. W porównaniu do Andrzeja to nic. Gdy gra się zaczyna nudzić, a Endriu nie ma już pieniędzy Emi i Włodi postanawiają się przejść po pociągu, a my z Wronką zostajemy w przedziale i postanawiamy się przespać. Zamykam oczy, kładę głowę na kolanach mojego miśka i uciekam do krainy Morfeusza.

Emilka

Drzwi od przedziału zatrzaskują się za moimi plecami. Razem z Włodim postanawiamy znaleźć wolny przedział, i spędzić czas razem. Na szczęście pociąg jest w miarę pusty, i można się przecisnąć przez korytarz bez tracenia oddechu. Postanawiamy zajrzeć do pierwszego przedziału. Siedzą w nim 4 młode dziewczyny, które na widok Włodiego zrywają się z miejsca. Oczywiście zaczęły robić ''słit'' focie z MOIM Włodim. Rozdał im kilka autografów, i jak najszybciej wycofaliśmy się z przedziału 'super'' fanek.
-Czyżbyś była zazdrosna?- Włodi uśmiecha się szeroko.
-Jaaaa? Zazdrosna? Nie no co ty! Jest spoko, serio.-Szybko odpowiadam.
-Jak chcesz to też dostaniesz autograf, i nawet możemy sobie zdjęcie pstryknąć.-Włodi znowu ukazuje swoje piękne białe zęby.
-Oj Włodi...No jasne, że chce!
Stajemy po środku korytarza, Włodi wyciąga zdj. na którym mi się podpisuje, a potem robimy sobie selfie moją komórką. Po chwili ruszamy dalej, lecz zaczyna się odcinek torów na którym są ciągle światła, gdyż znajduje się tu główna zwrotnica. Tak wiec, aby się nie przewrócić łapie za rurę wystającą z podłogi i sięgającą sufitu. Lepiej trzymać się rury, niż wylądować na pupie, na podłodze. Po chwili do ucha pochyla mi się jakiś chłopak i szepce:
-Ej lala, ładnie na rurze tańczysz.
Oczywiście musiał to dosłyszeć Włodi. Myślałam, że powie coś w stylu: ''Ona jest moja'', ale nie. Włodi przysuwa się do chłopaka i mówi:
-Sexy dupcia z ciebie, może chcesz się przejść? Za takie nażelowane włoski bym zabił wiec uważaj! A może umówimy się na kolacje? Najlepiej we Włoskiej knajpce, one są takie romantyczne!
Chłopak spogląda się dziwnie na przyjmującego, i mówi zażenowanym głosem:
-Yyyy...To zły pomysł. Mam dziewczynę, i muszę do niej iść.- Po czym szybko odchodzi.
Spoglądam na Wojtka, i w tym samym momencie wybuchamy śmiechem.
-Jejku...Włodi. Ale on musiał się poczuć zażenowany.
-No i dobrze, nie będzie takich obraźliwych rzeczy do mojego skarba mówił.
-Słodko-mówię, i pochylam się nieśmiało aby dać mu całusa. Nie jestem pewna czy go odwzajemni gdyż, byłby to nasz drugi pocałunek. Pierwszym był ten gdy w butelkę graliśmy. Włodi jednak połącza nasze wargi. Moja twarz promienieje. Łapiemy się za ręce i ruszamy dalej. W jednym z przedziałów siedzi tylko starsza pani z kwiatem doniczkowym (takim ogromnym, coś a'la drzewko bonsai), oraz młody chłopczyk. Dosiadamy się, i obejmujemy ramionami. Po chwili do przedziału wchodzi kanar. Zaczyna od nas, i bez problemu kasuje nasze bilety. Potem czas przychodzi na starszą kobiecinę. Ta otwiera torebkę, i szuka biletu. Na małym stoliczku lądują okulary, parasolka, mentosy, słuchawki, smoczek (what?!), reklamówka, sztuczna szczena (w momencie gdy starsza pani wyjęła tą szczenę, Włodi zakrztusił się wodą, i opluł kwiatka na co pani na niego krzywo spojrzała, a ja zakrztusiłam się śliną) i inne przedmioty nieznanego pochodzenia. Po 10 minutach dokopuje się do biletu, który schowany był w rękawiczce...Zdenerwowany już kanar kasuje bilet, i podchodzi do chłopca. Okazuje się, że ten nie posiada biletu. Kanar, którego zdenerwowała babcia zaczyna krzyczeć na chłopca, a poczciwa babunia zaczyna go okładać kwiatkiem, krzycząc przy tym: ''Nie wstyd ci? Tak na małe dziecko naskakiwać?!''. Po 5 minutach ''pobity'' przez starszą panią kanar wybiega z przedziału, a my przybijamy babci piątki. Nasze rozmowy nie mogą trwać długo, gdyż zbliża się nasz przystanek. Zegnamy się z ''spokojną'' kobieciną, i wracamy do Wronki, Kati i jej mamy.


Kasia

Ze snu budzą nas wracający do przedziału Wojtek i Emi, którzy oznajmiają nam, że zaraz wysiadamy. Zbieramy nasze rzeczy i wychodzimy na korytarz. Po 5 minutach pociąg hamuje, a za szybą widzimy Dworzec Główny w Olsztynie. Przodem idą mama, Wronka oraz Romeo z Julką. Ja zostaje w środku i podaje im torby. Gdy ostatnia ląduje w rekach Andrzeja wychodzę z pociągu. W momencie gdy dotykam peronu, źle stawiam nogę. Zrywam się szybko na nogi, i krzyczę: ''Nic mi nie jest!''. Wszyscy spoglądają na mnie jak na kalekę, którą jestem. W budynku czeka na nas ciocia z wujkiem.
-Ciocia! Wujek! Jak ja się stęskniłam. -Podbiegam, i ściskam ich po kolei.
-Cześć Kasiu! Widzę, że namówiłaś mamuśkę na przyjazd.-mówi wujek Romek.
-To był pikuś, długo prosić to jej nie trzeba było. Poznajcie moich przyjaciół. To jest Emilka, a ten chłopak, który się od niej nie odkleja to Wojtek.
-Wiem kto to jest- Wujek śmieje się cicho.
-A ten miły młodzieniec to...-Ciocia spogląda wyczekująco na Andrzeja.
-To jest mój chłopak, Andrzej.Poznajcie się.
-Nie mówiłaś, że twoim chłopakiem jest Andrzej Wrona.- Mówi wujek unosząc brwi do góry.
-A czy to takie istotne?- mówię i przewracam oczami.
-Oczywiście,że nie. Miło mi was poznać.-Mówi lekko skrepowany wujo.
-Nam również!-odpowiada chórek.
Wsiadamy do jeepa wujka, i jedziemy do Wrzesiny.
-Romek, Możdżonki przyjadą?-pyta Mama.
-Tak, Marcin i Babcia też przyjadą.
-Marcin? Zbieżność nazwisk czy Marcin Możdżonek serio jest twoją rodziną?-pyta Emi.
-Serio jest moją rodziną.-odpowiadam.
-Jak to jest możliwe, że w takim razie nie interesowałaś się siatką?-Zadaje kolejne pytanie.
-Nie interesowałam się jego pracą, ale jest bardzo przyjemną osobą. Dobrze się z nim rozmawia, i dzisiaj chyba serio muszę z nim pogadać.
Po 30 minutach dojeżdżamy na miejsce, i całą gromadą ruszamy do ''dworku'' cioci. Możemy parami wybrać sobie pokoje. Jako, że mama krzywo spojrzała na to abym była w pokoju z chłopcem wylądowałam w pokoju z przyjaciółką, a Wronka z kumplem z teamu. Urodziny cioci są dopiero jutro, tak wiec razem z Wronką, Emi i Włodim idziemy w moje ukochane miejsce- do stajni. Każde z nas wybrało sobie konia. Ja dosiadłam tak jak zwykle Primore, Andrzej-Karo, Wojtek-Bruno, a Emi Persefonę. Wujek i Ciocia zajęli się uczeniem nowicjuszy, a ja ruszyłam na tor przeszkód znowu czując wolność i wiatr we włosach. Tak jadąc konno czuje, że żyje. To jest część mnie.

Wybaczcie, że tak dawno nie pisałam. Jak się podoba? ;D Czekam na komentarze! ;) Dziękuję za 700 wyświetleń! Kochani jesteście! <3 Jak bd 1000 wyświetleń zorganizuje konkurs ;)

sobota, 10 maja 2014

Rozdział VI

Wraz z Emi i Wronką, siadamy do jednej ławki gdyż są poczwórne. Do dzwonka zostało 10 minut. Z torby wyciągam trzy tymbarki i rozdaje je moim towarzyszom. Obejmuje Andrzeja i spoglądam na jego kapsel. Jego tymbark mówi ''Miej się na baczności'', co wydaje się być niepokojące gdyż tymbark się nie myli. Z ciekawości spoglądam na swój- ''Czeka cie coś, czego się nie spodziewasz.''. Jeszcze bardziej niepokojąco. Tym razem zerkam na kapsel Emi. Tymbark prorok mówi: ''Odwróć się''. Cała nasza trójka odwraca się w stronę drzwi, w których stoi...Włodi?! Chłopak uśmiecha się lekko i rusza w naszą stronę. Gdy zajmuje miejsce obok Emilki, Wronka pyta:
-Włodi chłopie, co ty tu robisz?
-Uczę się.- Wojtek pokazuje zęby w uśmiechu.
-Miło.-mówi Emi, i łapie go za dłoń.
Na twarzy Wojtka pojawia się uśmiech.
-Ładni z nas studenci.- śmieje się wesoło.I w tym momencie do klasy wchodzi nauczyciel. Lekcja jest tak nudna, że całą czwórką gramy w państwa i miasta. W końcu rozlega się dzwonek, i udajemy się na lunch. W drodze do stołówki za rękaw ciągnie mnie dziewczyna z mojej klasy, Kryśka. 
-Pogadajmy.- mówi, i wchodzi do łazienki.
-Idźcie zająć nam miejsca, a ja zaraz wracam. -mówię do Wronki,Włodiego i Emi, którzy kiwają mi głową i znikają za dębowymi drzwiami. Wchodzę do łazienki, gdzie czeka na mnie Kryśka.
-O co chodzi?-pytam.
-Myślisz, że jesteś taka fajna? Bo co z Wroną się umawiasz? Bo grasz w drużynie? Jesteś zwykłą dziwką.
-O co ci do cholery chodzi?! Co ja ci zrobiłam?
-To, że istniejesz.-odpowiada,i trzaskając drzwiami wychodzi z łazienki. Z ciężkim sercem udaje się na stołówkę.  Podchodzę do kucharki, i biorę sobie sałatkę i sok. Odwracam się, a na mojej twarzy ląduje talerz z sałatką oraz szklanka wody. Spoglądam w górę, i ukazuje mi się mściwy uśmieszek Kryśki. Odstawiam tace na bok, i wybiegam ze stołówki ze łzami w oczach. Z szafki biorę torbę, i wybiegam ze szkoły. W ciągu 10 min. dobiegam do domu, gdzie rzucam torbę na podłogę, i zmywam z siebie to świństwo zalewając się łzami.Co ja jej takiego zrobiłam? No tak...Umawiam się z Andrzeje. Po ubraniu się w dres, siadam na łóżku w moim pokoju, podwijam nogi pod brodę, i włączam laptopa. Po chwili włącza się Skype, i wyświetla zielona kropeczka obok Ani. Biorę oddech, i klikam na zieloną słuchawkę.Gdy ta odbiera wypuszczam powietrze z płuc.
-Cześć Kaśka!- odzywa sie tak dobrze znanym mi głosem.
-Eriena!- mówię przez łzy.
-Ej kochana co jest?-pyta zaniepokojona.
Biorę głęboki oddech, i wszystko jej opowiadam. Gdy w końcu milknę, Eriena mówi spokojnym głosem:
-Nie przejmuj się wariatką, zazdrości tego co osiągnęłaś.A takiego Wronki ci zazdroszczę.
-To tak boli...
-Wiem malutka.
Gdy chce się odezwać dzwoni dzwonek do drzwi.
-Er, ktoś się do drzwi dobija.Odezwę się potem.
-No dobrze, trzymaj się.
Rozłączam się, i schodzę na dwór. Przed drzwiami stoi Andrzej, który w chwili gdy otwieram mu drzwi rzuca się na mnie i mocno przytula. Ja natomiast staje na palcach i całuje go w usta. Razem z Endriu idziemy do kuchni gdzie razem przyrządzamy naleśniki.Andrzej chcąc się popisać jednego naleśnika podrzuca do góry na patelni, ten jednak źle podrzucony przykleja się do sufitu.
-Andrzej kurde!-piszczę.
-No co?- pyta i go odkleja. 
Ja jednak wkurzona bo na suficie została plama, obsypuje go mąką. Andrzej w odwecie robi to samo, a moja kuchnia staje się polem walki. Gdy kończy się mąka, próbuje obsypać go cukrem pudrem lecz środkowy ma inny plan. Podnosi mnie do góry, i udaje się w stronę łazienki.
-Andrzej, postaaaw mnie! Andrzej kurde!
Ten jednak uśmiecha się tylko, i wsadza mnie pod prysznic. Włącza wodę, i moje ubrania robią się momentalnie mokre. Aby nie wyjść tego na całkiem przegranej pozycji, wciągam go za sobą.
-Osz ty mała jędzo!- mówi Andrzej, i chlapie mnie wodą. Odpowiadam mu tym samym. Gdy z naszych ubrań ciekną potoki wody wychodzimy spod prysznica.
-Idę się ubrać.--mówię.
-A co ze mną?-pyta Wrona.
Ciągnę go do swojego pokoju i z szafki wyciągam największe dresy jakie mam, dostałam je od brata i są odrobinę za duże. Znajduje też koszulkę. Wręczam mu to, i wyganiam z pokoju. Sama szybko ubieram się w jeansy i koszule. Ubrana schodzę na dół, i czekam na dole. Po chwili z łazienki wychodzi Endriu w za krótkich dresach, oraz obcisłej koszulce. Na ten widok, padam ze śmiechu na kanapę, i ocieram łzy. Wronka podchodzi w moją stronę, i zaczyna mnie gilgotać. A ja jako, że mam gilgotki wyrywam się mu, i uciekam a on rusza za mną. Gdy w sypialni mamy tracę możliwość ucieczki ogłaszam, że się poddaje i oboje zanosząc się śmiechem padamy na łóżko. Oboje leżymy na plecach, trzymając się za ręce i co chwila na siebie spoglądając z uśmiechem na twarzach. W końcu przychodzi czas sprzątania.Wronka sprząta po nieudanych naleśnikach, a ja osuszam łazienkę.  Gdy dom błyszczy czystością, przychodzi do mnie sms od mamy:
''Córciu, dzisiaj nie wracam do domu. Przedłużył się wyjazd. Miłego dnia, wierze, że dasz sobie rade.''
Odpisuje:
''Jasne mamo, nie martw się.Pa.''
Spoglądam na stojącego przede mną Andrzeja, i mówie:
-Zostaniesz na noc? Mojej mamy dzisiaj nie będzie. Tylko jeden warunek, masz być grzeczny.
-Chętnie zostanę. Musze?- Wronka robi maślane oczka.
-Tak musisz być grzeczny.-mówię, i ze śmiechem kręcę głową.
-No dobze.-sepleni Wronka.
Wieczór spędzamy na przeglądaniu starych pamiątek mamy. Gdy wybija 2 rano, Wronka bierze mnie za ręce i zanosi do mojego pokoju. Układam się wygodnie na łóżku i przyciągam do siebie Wronkę. Zasypiam wtulona w jego tors, będąc pewna, że przyśni mi się coś pięknego.


Wybaczcie, że tak krótko. Jutro ukarze się kolejny ;) P.S Anonimy mogą komentować, proszę o komentarze! Czytasz, komentuj! :3 Pozdrawiam, i życzę słodkich snów.

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział V

Kasia

Trening jest cięższy niż zazwyczaj, ale nie ma co się dziwić za tydzień pierwszy mecz. Sama rozgrzewka trwa kupę czasu. Przychodzi czas na wybór zespołów. Trener każe wybierać je doświadczonym już Agacie i Monice. Wybierają dosyć szybko, a ja trafiam do drużyny Agaty wraz z Emi. Każda z nas ustawia się na swojej pozycji, zaczynają ''przeciwniczki''. Chociaż słowo zaczynają to złe stwierdzenie. Wszystkie tworzą grupkę na środku boiska, chichocząc oraz wskazując na trybuny. Kogo one tam zobaczyły? Justina Timberlake? Spoglądam na trybuny i dostrzegam Wronkę, Kłosa oraz Włodiego. Uśmiecham się do nich, i macham ręką. Emi chyba ich nie zauważyła. Nie zdążam jej pokazać gości, bo Monika posyła w nas zagrywkę. Emi rzuca się na parkiet i odbiera piłkę, a chłopaki biją jej brawo, no oprócz Włodiego bo ten jeszcze krzyczy: '' Braaawo!''. Piłka przelatuje na drugą stronę, a Emi z otwartymi ustami patrzy się na trybuny. Ta chwila nieuwagi dużo ją kosztuje. Rzeźnik, jak to nazywamy Ankę przebija piłkę nad siatką a ta uderza Emi w twarz. Oszołomiona pada na podłogę, a my zbieramy się wokół niej.
-Wszystko w porządku?-pytam i wyciągam do niej rękę.
-Jasne.- odpowiada Emi, ze skwaszoną miną. Nie zdąża jednak podać mi ręki, ponieważ Włodi schodzi z trybun bierze ją na ręce i znosi z boiska wprost na krzesła.
-Ale sierota ze mnie.- mówi.
-To moja wina.-mówi Włodi.- Zapatrzyłaś się w naszą stronę. Głupia sytuacja.
-No co ty...-Emi nie zdąża dokończyć gdyż na hale wraca trener.
-Czemu nie gracie?! Co to za zbiegowisko?- W tej chwili dostrzega trzech skrzatów.- Oooo... Goście. Cześć chłopcy.
-Dzień dobry.- odpowiadają chórem.
-Co się stało?-pyta trener.
-Emi dostała w twarz piłką.-mówię i krzywię się wyobrażając sobie to nieprzyjemne uczucie.
-Możesz grac?- pyta trener zwracając się do Ziomka. Emi kiwa głową, i się do nas dołącza.
Reszta meczu obywa się bez podobnych incydentów, ponieważ wszystkie skupiamy się na grze. W tie-breaku przy stanie 13:12 dla nas wchodzę na serwy. Pierwszy serw pada na Ankę, która odbiera i powodując to, że Monika jest w stanie zaatakować po wystawie Kryśki. Emilka odbiera, a Agata kiwa i zdobywamy 14 punkt. Biorę głęboki oddech. Dobra, trzeba to zakończyć! Staje za linią, odbijam piłkę o podłogę kilka razy. Biorę głęboki oddech, wyrzucam piłkę w górę, i uderzam. Piłka wpada w sam róg boiska. Jest mamy to! Uśmiecham się szeroko, i przybijamy z dziewczynami piątki. Trener wstaje z krzesła, i mówi:
-Przegrane 10 kółeczek.
Monika rzuca mi mordercze spojrzenie, ja jednak się nie przejmuje i rzucam się w ramiona Wronki, który czeka na dole. Obejmuje go w pasie, staje na palce i całuje w usta. Kontem oka dostrzegam, że to samo robi Włodi, i Emi. Przerywam pocałunek, i szepce do Wronki:
-Ty to z Karolem razem wykombinowałeś nie?
Endriu uśmiecha się tylko, i puszcza oczko.
Razem z Emi, przebieramy się i wychodzimy do czekających na nas Skrzatów.

Następnego dnia

 Oznajmiam mamie, że jestem z Andrzejem na co ona reaguje uśmiechem. Nawet mówi, żeby Endriu przyszedł na obiad. Dzwonie do niego, pytając czy wpadnie a on z chęcią się zgadza. O dwunastej dzwoni dzwonek do drzwi, zrywam się z krzesła i otwieram je odpicowanemu Wronce. Całuje go w policzek, łapie za rękę i prowadzę do jadalni gdzie czeka na nas mama.
-Dzień dobry, pani Wierzbicka. Miło mi panią poznać.-mówi Wronka z uśmiechem.
-Witam. Ciesze się że mogę poznać nowego chłopaka córci.-mówi mama, i po chwili dodaje:- Usiądź proszę.
Siadamy za stołem.-Ja z Wronką naprzeciwko mamy.
Obiad się udał, moja mama zawsze świetnie gotowała. Musze się przyznać, że ja też.
-A powiedzcie mi...Robiliście to już?-pyta mama a ja zaczynam krztusić się ziemniakiem. Andrzej stuka mnie w plecy, a ja łapie oddech.
-Mamo!-mówię, i kręcę głową.
-No co!?- pyta Mama.
-Nie nie robiliśmy TEGO.-mówię z naciskiem na ostatnie słowo.
Andrzejowi błyszczą iskierki w oczach, a ja patrząc na niego wiem, że ta sytuacja okropnie go bawi.
Reszta kolacji przebiega bez większych ''wpadek''. Po sprzątnięciu naczyń, ja i Andrzej idziemy do mojego pokoju.
-Przepraszam za mamę, jest strasznie bezpośrednia.
-Nic nie szkodzi, wspaniała osoba.-Wronka śmieje się przyjaźnie, i rozgląda się po moim pokoju. -Kto to?- wskazuje na moją starą fotografie. Miałam wtedy dwa latka, siedziałam w samych spodenkach ubabrana czekoladą.
-To ja.- śmieje się wesoło.
-Jaka urocza. Mogę zatrzymać to zdjęcie?
-Jasne.-mówię i podaje mu je razem z ramką. 
Wieczór mija mi bardzo przyjemnie. Wronka opowiada mi o swoim życiu, chłopakach z teamu i śmiesznych historiach. Ja natomiast opowiadam mu o mazurach, rodzeństwie i przyjaciołach. Gdy wybija 19., odprowadzam moją miłość do drzwi, całuje na pożegnanie i patrze jak znika w mroku Wrześniowego wieczoru.